Sylwia Grudzień
E-mail: sylwia@zwrot.cz
CIERLICKO / Dwa tygodnie temu wiceprezes cierlickiego koła PZKO Jan Przywara podczas porządków w Domu Polskim odnalazł księgę pamiątkową z Małego Muzeum Żwirki i Wigury. Księga, która była wystawiona w muzeum urządzonym w 1980 roku przez Klub Młodych, od lat uważana była za zaginioną. Odnalazła się po prawie trzydziestu latach. Są w niej wpisy takich osobistości, jak siostra Stanisława Wigury czy brat Franciszka Żwirki.
Możesz powiedzieć, jak to się stało, że księga się zgubiła?
To się stało w latach dziewięćdziesiątych – ostatni wpis w księdze jest z 1993 roku, więc w okolicach tego roku musiała nam zaginąć. Po likwidacji Małego Muzeum Żwirki i Wigury księgę trzymaliśmy w szafce w restauracji, która znajdowała się naprzeciwko działki, na której stanął później Dom Polski Żwirki i Wigury. Tam mieliśmy wydzielone miejsce na cenne rzeczy miejscowego koła. Oprócz nas, swoje miejsca mieli jeszcze strażacy i Jednota/Jedność. Ta księga też czasami była u mnie w domu. Niestety nie mieliśmy własnej siedziby. W tym czasie dopiero był budowany Dom Polski Żwirki i Wigury.
Czyli mniej więcej w połowie l. 90. okazało się, że księga gdzieś się zawieruszyła. Pamiętam, jak w 2015 roku wspominałeś z żalem, że była taka księga, ale niestety nie macie już nadziei na to, że się odnajdzie.
Tak. Nie mogliśmy odżałować tej księgi. Są w niej bardzo ciekawe wpisy od gości, którzy byli nie tylko w Małym Muzeum Żwirki i Wigury w chałupce Stebla, ale w ogóle na Żwirkowisku. Zawsze pokazywałem kolejnym gościom, kto już u nas był przed nimi.
Które wpisy uważasz za najcenniejsze?
Najcenniejszy jest dla mnie wpis z pierwszej strony, czyli wpis pani Wandy Wigury-Budkowskiej, siostry Stanisława Wigury, która przyjechała na otwarcie wystawy w 1980 roku. Jej podsunęliśmy księgę jako pierwszej. Uznaliśmy, że jest najważniejszym gościem. Jest też wpis najmłodszego brata Żwirki, Edwarda – pamiętam, gdy tu był. Dla mnie cenny jest też wpis Jerzego Kukuczki, którego osobiście oprowadzałem po Żwirkowisku.
Wizyta Kukuczki na Żwirkowisku
Jakie wrażenie zrobił na tobie Jerzy Kukuczka?
Bardzo spokojny, zrównoważony, zaskoczył mnie tym, że ze swojego poloneza na Żwirkowisku wyciągnął bukiet kwiatów, że był po prostu przygotowany. Widać było, że swoją wizytę przeżywał wewnętrznie, co również ma odzwierciedlenie we wpisie.
A jak to się stało, że Kukuczka był gościem na Zaolziu?
Był zaproszony. Wygłaszał prelekcję dla młodzieży szkolnej w Czeskim Cieszynie.
I sam wpadł na pomysł, żeby zobaczyć Żwirkowisko?
Ja go zaprosiłem. Widzieliśmy się dzień wcześniej w gmachu Zarządu Głównego PZKO. Kukuczka załatwiał tam jakieś organizacyjne sprawy. Nie miałem odwagi, żeby do niego podejść. Ciągle myślałem, jak to zrobić. I potem była ostatnia szansa, jak wsiadł do samochodu – zastukałem w okno i zapytałem, czy chciałby zobaczyć miejsce, w którym zginęli Żwirko i Wigura.
I jaka była reakcja?
Oczywiście był na tak. Od razu się umówiliśmy, że zaraz z rana podjadę po niego do Czeskiego Cieszyna i stamtąd pojedzie za mną na Żwirkowisko. Pilotowałem go później jeszcze do sklepu, bo chciał kupić buciki dla swoich synów. Akurat w sklepie sprzedawała moja koleżanka. Wiedziałem, że ona nie ma pojęcia, kogo obsługuje. Więc dopiero, gdy Kukuczka odszedł parę kroków dalej, to ją uświadomiłem. Ona z wrażenia wybiegła jeszcze spoza tej lady i wyglądała za nim. Był wtedy bardzo popularny.
Pamiętam też, że Jerzy Kukuczka miał specyficzną rejestrację krakowską, na początku były litery wskazujące na Kraków, a później cyfry: 8000, nawiązujące do ośmiotysięczników. Taki prezent sprawili mu w urzędzie rejestracji pojazdów.
W księdze są pewnie też wpisy zaolziańskich oęsobistości?
Tak. Jest wpis prof. Daniela Kadłubca. Jest sporo ciekawych nazwisk, są również goście z Polski. Każdy wpis o czymś mówi, coś przypomina.
Odnaleziona księga
Co czułeś, gdy zobaczyłeś tę księgę, bo pewnie poznałeś ją od razu….
Poczułem tak wielki przypływ emocji, że aż musiałem – pomimo późnej godziny – zadzwonić do kogoś, kto ucieszy się tak samo jak ja (śmiech).
Miałeś lekturę do białego rana?
To nie. Ale miałem w sobie wiele emocji, sen przyszedł późno.
Ta księga to nie tylko historia Żwirkowiska, ale też twoje osobiste wspomnienia z lat młodzieńczych?
Większa część wpisów związana jest w tym, co robiliśmy z Leszkiem Kotulą w związku z przygotowywaniem wystawy w chałupce u pani Steblowej, a później oprowadzaniem po Żwirkowisku. Cieszę się, że ta księga się odnalazła i stanowi dokument tych wszystkich lat. Teraz znajduje się w Ośrodku Dokumentacyjnych, gdzie jest skanowana, a potem wróci tutaj, do Cierlicka.
Tagi: Cierlicko, Franciszek Żwirko, historia Żwirkowiska, Stanisław Wigura, Żwirkowisko
Komentarze