Beata Tyrna
E-mail: indi@zwrot.cz
CIESZYN / W Cieszynie i innych miejscowościach położonych przy samej granicy od lat kwitnie handel przygraniczny. Mieszkańcy polskiej części regionu po wybrane produkty chodzą na czeską stronę, a czeskiej części – na polską. Przy czym tych drugich od dawna jest więcej. Jak sytuacja wygląda obecnie? Sprawdziliśmy.
Na targowisku przy Olzie
– Trochę chodzą, ale mało – mówią dziewczyny ze stoiska warzywno-kwiatowego niedaleko granicznego mostu. – Jakieś 20 procent tego, co kiedyś – uściśla sprzedawca.
– Choć teraz trochę szaleją, bo ktoś puścił plotkę, że w czwartek zamykają granicę – dodaje. Czy się nie boi zakażenia? – Przecież po tej i tamtej stronie jest podobnie. Ich jest mniej, to liczby są wyższe. Cóż się bać. Witam się łokciami, maseczki na twarzach, rozmawiam z odległości – wylicza.
Sprzedawcy z innych stoisk mają co do intensywności ruchu podobne spostrzeżenia. – Jak otworzyli granicę po tym pierwszym zamknięciu, to trochę jeszcze było ruchu. A teraz prawie wcale – stwierdza sprzedawca z innego stoiska, na którym ceny warzyw podane są zarówno w koronach, jak i w złotówkach, ale chętnych do kupowania malutko.
Stoiska z ubraniami
To sytuacja ze stoisk warzywnych. Niezależnie od epidemii jeść muszą wszyscy, a tu tak mały ruch. Jak więc jest na innych, tych oferujących nie tak niezbędny, jak produkty spożywcze, towar?
– Nic się nie dzieje. Bardzo rzadko pojawiają się klienci z czeskiej strony. W zeszłym roku już było słabo, a teraz jest beznadziejnie – mówi sprzedawczyni z jednego z nadolziańskich sklepów odzieżowych.
Wydawać by się mogło, że skoro po czeskiej stronie tego typu sklepy są pozamykane, to klienci pójdą na zakupy na polską.
– Ale po co? Przecież nic się nie dzieje, nic tam też nie ma, nie ma żadnych imprez, wesel, nawet restauracje zamknięte, to po co ludziom miałyby być eleganckie ubrania… – rozkłada bezradnie ręce ekspedientka.
– Jeszcze się zdarzy, że ktoś przyjdzie po coś sezonowego, co potrzebuje. Zima się zbliża, to po jakąś kurtkę czy płaszcz ewentualnie jeszcze ktoś przyjdzie. Ale poza tym to nie ma ruchu – stwierdza. Wspomina, że kiedy otwarto granice po tym, jak zamknięte były wiosną, już mało klientów z tamtej strony na powrót zaczęło przychodzić. A teraz to prawie nikt.
Nad Olzą pełno też straganów z kwiatami. Jako że zbliża się Dzień Wszystkich Świętych powinny być oblegane. Tymczasem i przy nich pustki. – Bardzo mało klientów – krótko kwituje sprzedawca kwiatów.
Inaczej było w marketach budowlanych
Kolejnym miejscem, gdzie skupiają się Czesi, są sklepy budowlane, które zachęcają atrakcyjnymi cenami i bogatym asortymentem. Wczoraj nie było tam inaczej, 3/4 samochodów na parkingu posiadało czeskie tablice rejestracyjne.
Również w Merkurym nie zauważono spadku ilości klientów z Czech. – Na pewno nie przychodzi teraz mniej Czechów, niż normalnie. A wręcz chyba więcej. Chyba boją się, że znowu zamkną granicę. Poza tym u nich są sklepy zamknięte, to przyjeżdżają tutaj. W sobotę to był taki ruch, że nie nadążaliśmy. Poza tym to już jest czas, żeby zamawiać na święta. Wiadomo, że realizacja zamówienia trwa. Normalny czas oczekiwania to jest miesiąc, a teraz jest troszkę dłuższy – mówi doradca z działu meblowego. Co klienci zamawiają tutaj na święta? – Chcą mieć na przykład nowy narożnik, kuchnię wymienić – wylicza.
Kasjerka z działu AGD zauważyła spadek liczby czeskich klientów w marcu. A odkąd zaczęli znów przychodzić po ponownym otwarciu granic, to, choć jest ich nieco mniej, aniżeli przed całą epidemią, to ich ilość utrzymuje się na stałym poziomie. Nie inaczej jest w tym tygodniu.
(indi, ns)
Tagi: granica, koronawirus, restrykcje, sprzedawca, targi, zakupy