Beata Tyrna
E-mail: indi@zwrot.cz
CIESZYN, CZESKI CIESZYN/ Cisza, radość, łzy wzruszenia i bezsilności – tak w czterech słowach określić można wczorajsze wydarzenia na mostach granicznych w Cieszynie. Choć… należałoby jeszcze dodać jedno: czujne oko policji.
Cisza, bo tym razem nie było megafonu, nie było też transparentów. Tylko ulotki formatu A4 z hasłem „otwórzcie granicę”. Ludzie, którzy przyszli na Most Przyjaźni z obu stron granicznej Olzy, skupili się na spotkaniu. Rozdzielone rodziny, przyjaciele wymieniali się takimi zwykłymi, z codziennego życia informacjami.
Jakaś babcia z odległości raptem dwóch kroków patrzyła pierwszy raz na swego wnuka. Tylko dwa kroki, ale obok czujnie przyglądający się policjant. Obok grupka młodzieży niepewnie spoglądająca na policjantów, nie wiedząc, jak blisko mogą jeszcze do siebie podejść. Tuż przy foliowej taśmie policyjnej oddzielającej czeską od polskiej strony nauczycielka czeskocieszyńskiej podstawówki. Radość uczniów mogących teraz porozmawiać ze swoją panią przez taśmę, a nie przez internet – ogromna.
Według planów organizatorów cichego protestu protestujący mieli w odpowiednich odstępach stanąć wzdłuż brzegu granicznej rzeki Olzy pomiędzy Mostami Przyjaźni i Wolności na obu brzegach. Ludzie, którzy przyszli na protest i zobaczyli niewidzianych trzy miesiące znajomych, przyjaciół, rodziny, nie wytrzymali.
Niepewnie, pod czujnym okiem czeskiej policji, zaczęli podchodzić do siebie. Rozmawiali z odległości kroku, ale byli i tacy, którzy odruchowo ściskali sobie dłonie, a nawet i tacy, którzy bezwiednie rzucali się sobie w objęcia. – Z której strony jesteś? – Z czeskiej, ale mam test. – Acha. Ja nie mam to nie wiem czy tu mogę stać. Gdzie jest ta cholerna granica? – Chyba tam, kiedyś była taka świecąca na niebiesko linia, którą uważaliśmy li wyłącznie za atrakcję dla turystów…
Pomiędzy wzruszonymi mieszkańcami obu części Śląska Cieszyńskiego, którym jeszcze kilka miesięcy temu w głowie nie mieściłby się scenariusz zamkniętej granicy, którą to najmłodsi znają już jedynie z opowiadań starszych, kamerzyści, fotoreporterzy. Las dyktafonów, kamer, aparatów, smartfonów.
– Trójka moich dzieci od trzech miesięcy nie może chodzić do szkoły i przedszkola. Mamy po polskiej stronie mieszkanie po babci męża, więc tu mieszkamy, ale dzieci chodzą do szkoły i przedszkola po czeskiej stronie – tłumaczyła po czesku trudności zamkniętej granicy dla mieszkańców regionu reporterowi ogólnoczeskiej gazety obywatelka Czech mieszkająca w Cieszynie.
Obok młodzież snuje wakacyjne plany, jakie zrealizuje, gdy już wreszcie otworzą granicę. A kawałek dalej ktoś zatrzymuje biegnące w stronę stojącej za taśmą cioci kilkuletnie dziecko. Policjanci bezradnie spoglądają na ten harmider, w którym nie bardzo już wiadomo, kto po której stronie kreski wyznaczającej na moście granicę być powinien. Zdecydowana większość przybyłych w radości ze spotkania ignoruje dokładne położenie granicznej linii.
Potem, każdy po swoim brzegu, protestujący udają się na drugi most.
Na drugim moście
Na Moście Wolności zdecydowanie mniej wolności. Za pierwszymi śmiałkami kroczącymi od czeskiej strony w kierunku granicznej linii podąża czujna obstawa policji. Zatrzymują i legitymują gajdosza Otmara Kantora.
Bacznie strzegą, by nikt nie przekroczył granicznej linii. Raz po raz zza winkla wygląda wojskowy pokazując spragnionym swego towarzystwa mieszkańcom podzielonego regionu, że gdyby posunęli się o krok za daleko, to odpowiednie służby są w pogotowiu.
Kiedy wróci normalność na granicy? – zapytują się na odchodnym mieszkańcy polskiej i czeskiej strony. Bo nikt nie potrafi sobie wyobrazić, by nie wróciła. Ten region to jedna, spójna całość. Tu obywatele jednego państwa mieszkają w sąsiednim, tu pracownicy i uczniowie codziennie przekraczają granicę.
Nic zatem dziwnego, że nad głowami protestujących powiewa flaga Księstwa Cieszyńskiego – symbolu jedności tych ziem.
(indi)
Tagi: koronawirus, protest na granicy, zamknięta granica