Renata Staszowska
E-mail: renata@zwrot.cz
BYSTRZYCA / Podczas gali „Bystrzyca dziękuje”, zorganizowanej przez Urząd Gminy, uhonorowano osoby, które swoją działalnością promują Bystrzycę. W gronie nagrodzonych znalazł się Marek Grycz, pięcioboista z Zaolzia, który w tym roku reprezentował Czechy na Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu.
W życiu sportowca są momenty, które pozostają w pamięci na zawsze. Dla Marka Grycza takim wydarzeniem był start na Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu. Choć wynik w szermierce nie przyniósł mu satysfakcji, samo uczestnictwo w olimpiadzie okazało się spełnieniem wieloletnich marzeń. Spotkaliśmy się z Markiem, by porozmawiać o jego wrażeniach z Paryża, atmosferze olimpijskiej rywalizacji i planach na przyszłość.
Marku, na igrzyskach w Paryżu reprezentowałeś Czechy w pięcioboju nowoczesnym. Co czujesz teraz, z perspektywy kilku miesięcy od tych wydarzeń?
Przede wszystkim satysfakcję. Start na olimpiadzie to marzenie każdego sportowca, a mnie się to udało. Fakt, że w jednej z dyscyplin – szermierce – mi nie poszło dobrze, początkowo bardzo mnie zasmucił. Wiedziałem, że stać mnie na lepszy wynik, ale taki bywa sport Teraz jednak patrzę na to inaczej. Byłem w Paryżu, w miejscu, gdzie sportowa atmosfera wypełniała powietrze, gdzie spotkałem najlepszych zawodników na świecie. To było niesamowite przeżycie.
Atmosfera Paryża zrobiła na Tobie aż takie wrażenie?
Zdecydowanie. Miasto dosłownie tętniło olimpijskim duchem. Te chwile, gdy spotykasz najlepszych sportowców na świecie, wymieniasz uśmiechy, rozmawiasz z ludźmi, którzy dzielą tę samą pasję. Kiedy wchodzisz na stadion czy startujesz w zawodach, czujesz tę energię – to coś, czego nie da się opisać słowami. I oczywiście widok Pałacu Wersalskiego, gdzie odbywał się pięciobój nowoczesny, to coś, co zostanie ze mną na zawsze. To było święto sportu w najpiękniejszym wydaniu.
Wspominałeś wcześniej, że zmiana w pięcioboju – zastąpienie jeździectwa torem przeszkód – budzi w tobie mieszane uczucia. Jak do tego teraz podchodzisz?
Nadal uważam, że to błąd. Konie były symbolem pięcioboju od samego początku i miały w sobie coś wyjątkowego. Jazdę na koniu bardzo lubiłem, według mnie to najpiękniejsza dyscyplina. Jednak życie sportowca to ciągłe zmiany i dostosowywanie się. Decyzja została podjęta i nie mam na nią wpływu. Mogłem albo zakończyć karierę, albo spróbować nowej dyscypliny.
Jaka jest więc twoja decyzja w związku z karierą sportową? Zakończysz ją czy będziesz kontynuować?
Po długich przemyśleniach postanowiłem kontynuować karierę sportową. To była trudna decyzja, ale w końcu zdecydowałem, że spróbuję. Powód? Zawsze czułem ogromne wsparcie ze strony swoich fanów z Zaolzia, którzy napędzali mnie do dalszej pracy. Reprezentowanie tego regionu było dla mnie wielkim wyróżnieniem. Zaolzie to nie tylko miejsce, z którym zawsze się utożsamiałem i które miało ogromne znaczenie w mojej drodze sportowej, ale też część mnie. Jestem dumny, że jestem tustela.
I jak Ci idzie z torem przeszkód?
(Śmiech) Na razie jesteśmy w fazie „zapoznawczej”. Trenuję od pięciu tygodni i widzę progres, ale przede mną jeszcze długa droga. To zupełnie inny rodzaj wyzwania – bardziej dynamiczny, wymagający. Ale zaczynam się z tym „dogadywać” i kto wie, może nawet to polubię.
Jakie masz plany na przyszłość?
Przed świętami mamy zgrupowanie kondycyjne, a pierwszy Puchar Świata po zmianie dyscypliny odbędzie się w kwietniu. To dla mnie nowe rozdanie. Po igrzyskach zrobiłem sobie dłuższą przerwę, ale teraz wracam do pracy z pełnym zaangażowaniem. Chcę sprawdzić, jak poradzę sobie w nowej rzeczywistości pięcioboju.
Komentarze