Beata Tyrna
E-mail: indi@zwrot.cz
JABŁONKÓW / Gorolski Święto to nie tylko występujące na scenie zespoły i okazja, by spotkać się ze znajomymi przy stoiskach gastronomicznych. To także możliwość obcowania z szeroko rozumianą góralską kulturą. A rzemiosło, rękodzieło są bardzo ważnym jej elementem.
Stąd też imprezą towarzyszącą Gorolskimu Świętu, bez której już trudno sobie całe wydarzenie wyobrazić, są trwające przez dwa dni w Lasku Miejskim pokazy oraz warsztaty rzemiosł i technik rękodzielniczych „Szikowne Gorolski Rynce”.
Inicjatorem i głównym organizatorem spotkań z rękodziełem i jego twórcami jest Leszek Richter – prezes Sekcji Ludoznawczej PZKO i twórca Izby Regionalnej im. Adama Sikory w Jabłonkowie zaangażowany w działalność marki „Górolsko Swoboda produkt regionalny®”. Spora część wystawiających w Lasku Miejskim rzemieślników legitymuje się właśnie certyfikatem tej marki.
To już 19 lat
Tego roku odbyła się już 19. edycja. Tak więc w przyszłym roku minie 20 lat, odkąd Szikowne Gorolski Rynce zagościły jako wydarzenie towarzyszące na Gorolskim Święcie. — Zaczynaliśmy bardzo skromnie. Ludzie podchodzili wtedy do nas ostrożnie, zwracając uwagę na wysokie ceny. Ale dzięki temu, że mogli na własne oczy zobaczyć, jak powstają te produkty, i porozmawiać z twórcami, to przekonali się, że te ceny wcale nie są takie wysokie — wspomina Richter.
— Są rzemieślnicy goszczący tu co roku od wielu lat, mamy też nowych wytwórców, takich jak np. Artur Czyż z Ustronia, snycerz, uczeń Grzesia Michałka. Jest z nami także Piotr Kukuczka, prawdopodobnie jedyny w regionie twórca rogów łowczorskich i trombit, czyli tradycyjnych instrumentów ludowych. Są też na przykład znakomite sery kozie ze Świerczynowca — wylicza Richter.
Tego roku zaprezentowało się około 40 rzemieślników. — Stawiamy na jakość, a nie na ilość. Cały czas pilnujemy, by prezentować naszych rzemieślników. Są też wytwórcy spoza regionu, którzy mają produkty, których nie mają nasi wytwórcy, a kiedyś były typowe i u nas. Jak na przykład mosory, czyli wyroby z jednego kawałka drewna, najstarsza technologia. Prezentuje je Rudolf Gontko, jeden z ostatnich przedstawicieli tej bardzo zacnej gałęzi wytwórczości.
Depozytariusze dziedzictwa kulturowego regionu i wspieranie lokalnej ekonomii
— Naszym najważniejszym celem jest wspieranie lokalnych twórców, którzy często są depozytariuszami naszego dziedzictwa kulturowego. Chcemy pomóc im przetrwać, rozwijać się, wychowywać następców. Ważne jest także, aby lokalna społeczność kupowała produkty od naszych wytwórców, dbając tym samym o swoje zdrowie, jeśli chodzi o wyroby żywnościowe. Drugą sprawą jest to, że w ten sposób zasilają budżet naszych gmin. ponieważ nasi wytwórcy odprowadzają, w odróżnieniu od supermarketów, podatki tam, gdzie mieszkają. Nasze działania mają na celu budowanie sensownej, lokalnej ekonomii, która wspiera rozwój regionu — podkreśla Richter.
Przyjazna atmosfera bez wszechobecnej komercji
— Z roku na rok przybywa nam wiernych klientów, którzy wracają po produkty, aby porozmawiać z rzemieślnikami, pochwalić ich pracę i nawiązać relacje. Te relacje interpersonalne są bardzo ważne i nie można ich zastąpić — podkreśla Richter.
Potwierdzenie jego słów nietrudno znaleźć przy stoiskach rzemieślników. — Kiedy wiosną niemal rozpadły się moje stare kyrpce, pomyślałem, że muszą wytrzymać jeszcze do „Gorola”, gdzie kupię sobie nowe — stwierdził klient spotkany przy stoisku Karola Kufy. — Kilka moich kuzynek i koleżanek, gdy się spotykamy, tak zachwyca się moją biżuterią od Malców, że wybierając się na „Gorola” od razu zrobiłam sobie listę co mam zakupić i schować. Dzięki temu część prezentów świątecznych już mam z głowy, a przede wszystkim wiem, że będą trafione i ucieszą obdarowane! — cieszyła się z kolei klientka spotkana przy stoisku Malców.
Bezpośredni kontakt
Na „Gorola” chętnie przyjeżdżają też sami wystawcy. I to bynajmniej nie z uwagi na zysk. Większość z nich zgodnie podkreśla, że w tej imprezie najważniejsza jest atmosfera oraz bezpośredni kontakt zarówno z klientami czy tylko oglądającymi i pytającymi, jak i nawiązywanie kontaktów pomiędzy sobą nawzajem.
— Jeżdżę tu już od 12, może 13 lat i zawsze jest fajnie. Panuje tutaj przyjazna atmosfera, bez takiej wszechobecnej komercji, która w innych miejscach zaczyna dominować. To właśnie sprawia, że jest tutaj wyjątkowo. Co roku pokazujemy, jak pracujemy, a nasze towarzystwo to sprawdzeni rzemieślnicy. Zawsze wymieniamy serdeczności, co jest bardzo sympatyczne. Każdy z nas na co dzień prowadzi swoją działalność, zamknięty w warsztacie, więc takie spotkania raz do roku są dla nas cenne. Mamy jeszcze wiele innych imprez, na których się wystawiamy, ale Jabłonków ma swoją specyficzną atmosferę — mówi Andrzej Malec z Ustronia oferujący wyroby z kości.
Zapytany, czym różni się atmosfera w Jabłonkowie od tej na innych festiwalach, podkreśla właśnie wyjątkowy ogólny klimat całej imprezy. — Tutaj wszystko wydaje się bardziej naturalne. Takie, jak to dawniej bywało. Na innych festiwalach jest już więcej komercji, betonowych nawierzchni, i ogólnej sztuczności. W Jabłonkowie czuć, że jest to miejsce zdrowe, naturalne, otoczone lasem — i to jest klimat, którego warto nie zmieniać — mówi.
Ważna jest edukacja
— Nasza działalność skierowana jest także do dzieci i młodzieży. Edukacja młodego pokolenia jest niezwykle ważna. Chcemy, aby dzieci miały świadomość, co to jest drewno, dobry ser, dobre mięso, i aby szanowały pracę tych, którzy z pasją tworzą te produkty — podsumowuje Richter. Stąd przy wielu stoiskach można nie tylko obserwować rzemieślników przy pracy, ale także samemu spróbować obsługi garncarskiego koła, wyplatania wikliny i wielu innych tradycyjnych rzemiosł.
— Kiedy zaczynałem, na innych imprezach nie było takiej możliwości kontaktu z rzemiosłem. Bardzo mnie to cieszy, że organizatorzy innych imprez poszli w moje ślady — podsumowuje z satysfakcją Richter.
(indi)