indi
E-mail: indi@zwrot.cz
Zima to czas, kiedy chłód i śnieg za oknem skłaniają nas do poszukiwania ciepła i ukojenia w zaciszu domowych pieleszy. To idealny moment, aby zanurzyć się w świat literatury.
Dzisiaj lekturę proponuje Irena French – dyrektor Muzeum Śląska Cieszyńskiego:
Niebawem minie 105. rocznica ośmiodniowej wojny czechosłowacko-polskiej, po której do Cieszyna w lutym 1919 roku przyjechała Międzysojusznicza Komisja Kontrolująca. Nieocenioną, a przy tym wyjątkowo interesującą pamiątką po tej kilkumiesięcznej misji jest książka Jamesa Alexandra Roya, wydana w Wielkiej Brytanii w roku 1921. W ramach międzynarodowego projektu Uniwersytetu Śląskiego (Slezské univerzity) w Opawie i Muzeum Śląska Cieszyńskiego w Cieszynie, którego pomysłodawcą i koordynatorem był dr Tomáš Rusek, książka ta została przetłumaczona z języka angielskiego na czeski oraz polski. Jej elektroniczną, trójjęzyczną wersję można bezpłatnie pobrać tutaj. I do tego Państwa zachęcam!
Osób zaangażowanych, przejętych swą rolą, które przeszłości Śląska Cieszyńskiego poświęcają swój czas i pióro, mamy u nas sporo, po obu stronach Olzy. Dlatego niezwykle ciekawe, intrygujące wręcz było dla mnie spojrzenie z zewnątrz, spojrzenie szkockiego historyka literatury, który został powołany w roku 1919 na stanowisko sekretarza wspomnianej Międzysojuszniczej Komisji Kontrolującej i do Cieszyna wysłany. Jego kilkumiesięczny tu pobyt zaowocował wartkim pamiętnikiem obserwatora, patrzącego na Śląsk Cieszyński z dystansem, wręcz z innego świata, bez wiedzy, ale i bez uprzedzeń! Oczywiście ze swoim bagażem kulturowym.
Mam w nim trzy ulubione fragmenty. Pierwszy z nich jest opisem Cieszyna, sporządzonym wkrótce po przyjeździe do miasta, jeszcze w lutym 1919 roku:
Cieszyn, który był w czasie wojny siedzibą sztabu armii austriackiej na froncie wschodnim, jest uroczo położony nad rzeką Olzą, szczyci się wielkim publicznym parkiem, nowoczesnymi koszarami i pomnikiem Schillera, którego nie sposób nie nazwać dziełem sztuki. Jest to na wskroś niemieckie miasto, z niemieckimi piwiarniami, kawiarniami i restauracjami, niemieckimi policjantami w austriackich mundurach, niemieckimi tramwajami, niemieckimi kościołami, niemieckimi bankami, niemieckimi kinami i niemieckim teatrem. Nie ma w nim nic czeskiego poza napisem nad bankiem, ani polskiego poza koronkowymi czepcami mężatek z biedniejszych warstw społecznych i czerwonymi orłami, zdobiącymi szare samochody stojące przed hotelem.
Ten drugi fragment jest nie tyle ulubiony, co zaskakujący: zważywszy, że umowę paryską, de facto kończącą wojnę czechosłowacko-polską, podpisano 3 lutego 1919 roku, a wojska czeskie opuściły Cieszyn dopiero 26 lutego, w kwietniu (!) Komisja, której głównym zadaniem było„dopilnowanie, by warunki umowy paryskiej były przestrzegane, ale w praktyce zadaniem tym jest zajęcie się rozbieżnościami pomiędzy stroną czeską i stroną polską”, doprowadziła, jakoby przez przypadek, do spotkania generała Latinika i pułkownika Šnejdárka w hotelu Pod Brunatnym Jeleniem! I w jakich to okolicznościach!
Pewnego razu zaprosiliśmy obu dowódców na obiad, podczas którego niezwykle interesująca okazała się obserwacja różnic pomiędzy nimi. Żartowali z sobą wyjątkowo serdecznie i wydawali się być w najlepszej komitywie, jaką tylko można sobie wyobrazić.
– Pułkowniku – odezwał się generał Latinik po niemiecku. – Mam do pułkownika prośbę.
– Jakąż to, generale?
– Żeby pułkownik z łaski swojej zwolnił mnie na pięć dni. Udałbym się tedy do Krakowa i sprawił sobie nowy mundur, bo jak ostatnio pułkownik nas odwiedził, to musiałem wyruszać w takim pośpiechu, że zabrałem ze sobą tylko jeden mundur – ten, który mam na sobie.
Šnejdárek szczerze się roześmiał na aluzję uczynioną do jego ostatnich działań.
– Oczywiście, generale – odpowiedział. – Ale pod warunkiem, że generał zwolni również mnie na pięć dni, żebym mógł odwiedzić swoją małżonkę w Paryżu.
– Tymczasem, pułkowniku, à votre santé.
– Na zdrowie – odpowiedział Czech, wznosząc swój kieliszek.
I tak panowie o wojnie, którą między sobą toczyli, przy obiedzie sobie porozmawiali…
Trzeci fragment jest jeszcze bardziej kontrowersyjny, ale jakże symboliczny. Na pytanie, zadane w Warszawie o to, gdzie teraz mieszka, James Alexander Roy odpowiedział w ten sposób:
Madame, pewnego dnia mój ordynans podał swój adres jako „Cieszyn, Polska”. Musiałem go przestrzec, aby nie ingerował w ten sposób w sprawy wysokiej polityki. „A czyż my nie są w Polsce, panie? – zapytał zaskoczony. – A oni nie są wszyscy Polacy?”. „Są, Packer” – odpowiedziałem. „To jakimże sposobem my nie są w Polsce?”. „Packer – zacząłem – widzisz tego grubego faceta na ulicy, który, ani chybi, zostanie kiedyś powieszony? On jest Niemcem. Może więc jesteśmy w Niemczech? Nikt nie wie, gdzie leży Cieszyn. Ty nie wiesz, ja nie wiem, nikt nie wie”.
Zachęcam do lektury!