Sylwia Grudzień
E-mail: sylwia@zwrot.cz
Żwirkowisko jest wyjątkowym miejscem na mapie miejsc pamięci Zaolzia. Upamiętnia ono nie tylko katastrofę lotniczą z 11 września 1932 roku, w wyniku której zginęli Franciszek Żwirko i Stanisław Wigura, ale mówi też o historii kilku pokoleń miejscowych Polaków, którzy postawili sobie za cel zachowanie tego miejsca dla potomnych. Choć Żwirkowisko znane jest powszechnie wśród czytelników, warto przypomnieć jego historię z okazji 89. rocznicy katastrofy.
Historia starań o zachowanie pamięci o katastrofie sięgają niemalże dnia, w którym miało miejsce tragiczne wydarzenie. Już 14 września 1932 roku „Gazeta Kresowa”, gazeta polskiej mniejszości w Czechosłowacji, relacjonowała, że mieszkańcy czeskiego Śląska Cieszyńskiego przewieźli zwłoki podniebnych bohaterów do kaplicy cmentarnej przy kościele pw. św. Wawrzyńca na Kościelcu, a miejsce tragedii obsypano kwiatami.
Ludność pielgrzymowała na miejsce katastrofy pieszo i na rowerach, zbierając odłamki samolotu, które rozsiał wiatr po całej okolicy – przechowywano je potem jako wyjątkowo cenną pamiątkę. Wyraźnie podkreślano, że tragiczna śmierć lotników, którzy kilkanaście dni wcześniej święcili triumfy w międzynarodowych zawodach samolotów turystycznych Challenge w Berlinie, w szczególny sposób dotknęła polską ludność w Czechosłowacji. Takie oto słowa można przeczytać na pierwszej stronie „Gazety Kresowej” z 22 września 1932 roku:
„Nas tedy, członków narodu polskiego, wstrząsnąć musiała wieść o ich śmierci bardziej niż wszystkich innych Polaków. Wszak mimowolny do umysłów naszych wciska się zarzut, że przecież to kraj nasz, to ziemia nasza, której niegościnne żywioły stały się wykonawcami wyroku zawistnego losu. Tego, co się stało wskutek nieszczęsnych działań atmosferycznych nad naszych krajem, ani odwrócić nie byliśmy w stanie, ani leży w naszej mocy przywrócić życie i powetować szkody, które naród nasz cały przez tragiczną śmierć orłów-bohaterów poniósł, aczkolwiek serca nasze uczyniłyby to rade”.
Kościelec – od wieków otoczony mgłą zdarzeń i ludowych baśni
Jak możemy przeczytać, poczuwano się wręcz do zbiorowej duchowej odpowiedzialności za katastrofę. Lotnicy zginęli w miejscu szczególnym – choć na obcej ziemi, to zamieszkałej przez rodaków – w dodatku w momencie największej sławy. Podkreślano także tajemniczość tragicznego wydarzenia, ponieważ miało ono miejsce na Kościelcu, który „od wieków był otoczony mgłą zdarzeń i ludowych baśni”. Prorokowano, że kiedyś przyszłe pokolenia opowiadać będą na Śląsku Cieszyńskim o tajemniczym zgonie bohaterskiego zwycięzcy i jego towarzysza, a wieść gminna otoczy ich nimbem legendy, jako nowej ofiary tajemniczych sił władających nad wzgórzem Kościeliskiem.
Pogrzeb lotników przeobraził w manifestację narodową. W poniedziałek 12 września 1932 roku, po nabożeństwie w kościele na Kościelcu celebrowanym przez ks. Oskara Zawiszę, przewieziono trumny do Czeskiego Cieszyna w eskorcie dziewięciu czechosłowackich samolotów wojskowych z eskadry ołomunieckiej. Ludność miejscowa oddawała honory lotnikom, towarzysząc im w ostatniej drodze do samej granicy państwowej, za to, że stali się „kapłanami i ofiarami za sławę polskiego narodu”.
Na jeden dzień „padły słupy graniczne”
Relacjonowano, że pomimo tego, że nie znano ich osobiście, w krótkim czasie stali się kochanymi przez wszystkich. Moment przekazania trumien na moście granicznym w Cieszynie musiał być dla miejscowych Polaków symboliczny, ponieważ na ten czas – jak pisał nieżyjący już przewodnik po Żwirkowisku Józef Kula – padły słupy graniczne.
Jeszcze we wrześniu 1932 roku pojawiały się artykuły, w których przypominano, że obowiązkiem Polaków w Czechosłowacji jest przekazanie przyszłym pokoleniom legendy o podniebnych bohaterach. W niedługim czasie, na żądanie ludności Górnego i Dolnego Cierlicka i pod patronatem konsula RP w Ostrawie, zawiązano Komitet Budowy Pomnika Żwirki i Wigury, który nawiązał współpracę z Aeroklubem Morawsko-Śląskim w Brnie. Celem komitetu było wzniesienie pomnika „jako pamiątki nieszczęśliwego wypadku i jako świadectwo uczuć mniejszości polskiej w Czechosłowacji” oraz „znak niezłomności polskiego ludu wśród cierpień”.
Na znak zgody pomiędzy narodami
Na początku 1933 roku pracę nad projektem zlecono dwóm artystom: Janowi Raszce – pochodzącemu z Zaolzia wykładowcy Wydziału Przemysłu Artystycznego w Wyższej Szkole Przemysłowej w Krakowie i Juliusowi Pelikánowi – czeskiemu rzeźbiarzowi i medalierowi. Przedsięwzięcie miało być realizowane przez artystów dwóch narodowości na znak zgody pomiędzy narodami.
W pamiętniku Jana Raszki możemy przeczytać, że na początku miał on wątpliwości co do zasadności tego typu współpracy przez wzgląd na krzywdy, jakich doznała jego rodzina na Zaolziu po podziale Śląska Cieszyńskiego w 1920 roku. Jednak mając świadomość odpowiedzialności za projekt tak ważny, bo powierzony mu przez polską ludność w Czechosłowacji, postanowił puścić w niepamięć wszystkie osobiste niechęci i rozpocząć współpracę.
Ostatecznie pomnik miał składać się z alegorycznej figury lotnika wykonanej w bazalcie, podobizn bohaterów, płaskorzeźby z alegorią Zgody i rzeźby wyobrażającej rozbity samolot. Niestety, mocno zaawansowane prace nad pomnikiem zostały przerwane ze względów politycznych.
Żwirki i Wigury start do wieczności
Choć nie udało się wznieść monumentu, Komitet Budowy Pomnika wykupił parcelę leśną, na której miała miejsce katastrofa. Teren ogrodzono, uprzątnięto, ustawiono na nim brzozowy krzyż ze śmigłem lotniczym – co ciekawe, niepochodzącym z samolotu, w którym zginęli lotnicy. Mistrz kamieniarski, niejaki Śmiłowski z Gnojnika, ufundował kamień piaskowcowy z napisem: „Żwirko/Wigura/11.09.1932”, zaprojektowany przez artystę zaolziańskiego Pawła Zabystrzana.
W miejscu znalezienia ciał postawiono dwa drewniane krzyże symbolizujące groby. Zakonserwowano również pnie dwóch drzew złamanych przez samolot, nazywanych odtąd „masztami śmierci”. Wzniesiono bramę z brzózek z przymocowaną u góry tablicą z napisem: „Żwirki i Wigury start do wieczności”.
Miejsce pamięci czy punkt na turystycznych szlakach?
Niecały rok po tragicznym wydarzeniu na miejsce katastrofy, które otrzymało nazwę zwyczajową Żwirkowisko, zaczęły przybywać wycieczki. Liczba osób je odwiedzających musiała być duża, skoro nie omieszkano na łamach prasy upomnieć zwiedzających, aby powstrzymywali się przed zostawianiem „śladów swojej bytności” w postaci wyrytych nożem inicjałów i nazwisk na płocie, ławkach, drzewach, a nawet krzyżach symbolizujących groby lotników.
Problem wandalizmu był na tyle duży, że Komitet Budowy Pomnika został zmuszony do wycięcia kilku zniszczonych w ten sposób drzew oraz zagrozić, że nazwiska – jak ich określono – „niegodziwych głuptasków”, zostaną wystawione pod pręgierz publiczny w specjalnej rubryce prasowej. Jednocześnie podkreślano, że mieszkańcy Cierlicka, w przeciwieństwie do wycieczkowiczów, przywiązali się do miejsca katastrofy i otoczyli je szczególnym pietyzmem.
Kaplica mauzoleum według projektu Edwarda Dawida
Zorganizowane przez Komitet Budowy Pomnika obchody pierwszej rocznicy katastrofy przerodziły się, podobnie jak pogrzeb lotników, w manifestację narodową, skupiającą tysiące uczestników z całego Śląska i różnych miast Polski. Nie bez powodu Żwirkowisko zostało później ochrzczone „największym świeckim sanktuarium polskim na Zaolziu”.
W trzecią rocznicę katastrofy wybudowano kaplicę mauzoleum według projektu cieszyńskiego architekta Edwarda Dawida, nota bene autora innych architektonicznych symboli międzywojennego Zaolzia, a mianowicie schroniska na Kozubowej, jedynego polskiego schroniska turystycznego poza granicami Polski oraz hotelu Polonia w Czeskim Cieszynie.
Niestety, w wyniku rosnącego napięcia w stosunkach czesko-polskich nie uzyskano zgody władz na przeprowadzenie uroczystości otwarcia i wyświęcenia budowli. Cierlicko Górne i Dolne otoczono kordonem żandarmerii i wojska, na miejsce wpuszczono jedynie około 30 osób, w tym konsula RP oraz wdowę Agnieszkę Żwirko i siostry Wigury – Wandę i Jadwigę.
Wizyta prezydenta Ignacego Mościckiego
W 1936 roku z inicjatywy krakowskiego „Ilustrowanego Kuriera Codziennego” odlano dzwon z wizerunkiem lotników i sentencją ku ich pamięci. Władze czechosłowackie nie wyraziły jednak zgody na jego wwóz, obawiając się wystąpień antypaństwowych.
Dzwon wystawiono na rynku w Cieszynie, a następnie zdeponowano na dziedzińcu cieszyńskiego muzeum. Podczas II wojny światowej został przetopiony w hucie w Trzyńcu na potrzeby armii niemieckiej.
W listopadzie 1938 roku, krótko po zajęciu Zaolzia przez wojska polskie, oficjalną wizytę na Żwirkowisku złożył prezydent Ignacy Mościcki.
W czasie wojny Żwirowisko zostało zdewastowane przez hitlerowców. Ukryte w lesie miejsce pamięci wskazał mieszkający nieopodal gospodarz, który z materiału z rozebranego mauzoleum wybudował pomieszczenia gospodarcze (chlewiki). Udało się jednak zakopać głaz z nazwiskami lotników i datą katastrofy, chroniąc go w ten sposób przed zniszczeniem.
Popatrz też na: Żwirkowisko – historia miejsca pamięci. Losy powojenne.
(SG)
Tagi: 94. rocznica katastrofy w Cierlicku, Edward Dawid, Franciszek Żwirko, Ignacy Mościcki, Jan Raszka, Julius Pelikán, katastrofa lotnicza w Cierlicku, miejsce pamięci, Oskar Zawisza, Paweł Zabystrzan, przedwojenna historia Zaolzia, Stanisław Wigura, Żwirko i Wigura, Żwirkowisko
Komentarze