Gdy zaproponowano mi napisanie krótkich wspomnień o orłowskim gimnazjum i moim ojcu Tadeuszu Błaniku, zgodziłam się bez oporów. Dopiero siadając do pisania uświadomiłam sobie, jak trudne to zadanie. Jak bowiem wydobyć z pamięci to, co najważniejsze, jak być chłodnym, obiektywnym. Stąd proszę potraktować ten tekst jako wypowiedź córki i uczennicy, która nie zawsze będzie się zgadzała z państwa odczuciami.

    Ojciec

    Właściwie aż do moich studiów zbytnio mnie nie zauważał. Zmuszany przez kochaną mamę, również nauczycielkę, starał się czasami wbić mi do głowy parę niemieckich formułek. Niezmiennie kończyło się to krzykiem, waleniem podręcznikiem w głowę i wyrazami, które z nielubianego języka zapamiętam do końca życia. „Dummkopf“ i „Ziege“.

    Zresztą nie tylko do mnie tata tak się zwracał…

    Jego droga do zawodu nie była prosta. Pochodził z robotniczej rodziny, niezbyt zasobnej finansowo. Podczas wakacji musiał dorabiać, pracując jako górnik na kopalni. Ubierał się w swoją ulubioną kurtkę wojskową, ofiarowaną mu przez kuzyna z armii Andersa. I nieustannie czytał.

    W 1955 roku rozpoczął pracę jako nauczyciel historii i łaciny w słynnym budynku gimnazjum na Obrokach. Łacina w okresie socjalizmu nie cieszyła się zbytnią popularnością, stąd później ukończył również germanistykę.

    Dzięki swemu niezapomnianemu stylowi od początku stał się oryginałem. Do szkoły dojeżdżał różnymi środkami lokomocji. Najpopularniejszy był jego „adler“, dzięki któremu uczniowie wykazywali się tężyzną fizyczną, samochód ten bowiem często zapalał tylko po uprzednim długim popychaniu.

    Lekcje uwielbiał urozmaicać wspomnieniami z czasów wojny (miał wówczas 15 lat), oryginalnymi niemieckimi piosenkami i wierszami. Imponował erudycją, znakomitym opanowaniem języka. Nie tylko przekazywał wiedzę, swoją postawą także wychowywał.

    Przede wszystkim uczył miłości i dumy.

    Nie znam drugiego takiego człowieka, dla którego ojczyzna byłaby aż taką wartością i który byłby aż tak bezgranicznie oddany Polsce. Ciekawe, że nawet będąc nastolatką, nie buntowałam się przeciw takim ojca poglądom. Pamiętam, jak bardzo się cieszył z wyboru Polaka na papieża, już na dworcu w Cieszynie witał mnie okrzykiem „Habemus Papam“! Nigdy nie rozmawiał z uczniami gwarą.

    Mnóstwo czasu poświęcał pracy społecznej. Ze swoim akordeonem przemierzył wielokrotnie całe Zaolzie, śpiewał w kilku chórach, był długoletnim członkiem Olzy. Znał ogromną ilość piosenek: ludowych, patriotycznych, tanecznych; usłyszawszy raz jakąś melodię, był w stanie natychmiast ją zagrać – na pianinie, skrzypcach, akordeonie. W domu pojawiły się też gajdy, grał na nich, chociaż nie lubił, chyba rozumiał, że to nie jego instrument.

    Od niego dowiedziałam się o Monte Cassino, o Katyniu, o latach międzywojennych na Zaolziu.

    Chociaż czasami drażnił swoją nieustępliwością, pewnego rodzaju oderwaniem od rzeczywistości i ulubionymi złośliwościami – brak mi go.

    Gimnazjum

    Pierwsze związki, pierwsze imprezy, pierwsze kłopoty, pierwsze kroki ku dorosłości.

    Ominęły mnie legendarne Obroki, które pomimo deklarowanego przez władze fatalnego stanu stały przez cały czas mojej szkolnej edukacji.

    Poszłam do klasy pierwszej w Orłowej-Łazach. Obiekt okazały, składał się z czterech odrębnych budynków, wielu sal lekcyjnych, pracowni, dużej sali gimnastycznej. I miał, dla nas uczniów, jeszcze jeden wielki „plus“. Zimą był często niemożliwy do opalania. Już po wyjściu z autobusu od strony Karwiny patrzyliśmy w nabożnym skupieniu na szkolne kominy. Dymią czy nie dymią? Wiadomo, co wywoływało radość braci uczniowskiej. Ale tylko na chwilę.

    Lubiliśmy naszą szkołę. Nauczyciele znali nas wszystkich, byli dla nas autorytetami, zapewniali nam poczucie bezpieczeństwa. Patrząc z perspektywy czasu, podziwiam ich za cierpliwość, umiejętność wybaczania oraz oceniania nas przede wszystkim za wiedzę, a nie za zachowanie.

    Po początkowym zagubieniu zadomowiłam się w tych murach.

    Wychowawca, prof. Hubert Piszkiewicz, był wyjątkowym człowiekiem. Trudno było wytrącić go z równowagi, ze stoickim spokojem podnosił nas, antytalenty gimnastyczne, na drążek, cierpliwie czekał na tych, dla których bieg na 3000 m wokół szkoły był wyczynem porównywalnym do olimpijskiego maratonu.

    Jeszcze dziś widzę grupę koleżanek w przepisowych granatowych spodenkach. Pan profesor urzekał również grą na gitarze, po jego występach pojawiło się w klasie kilku namiętnie grających kolegów.

    Głęboką więź między nami umocniła jeszcze bardziej nauczycielka języka polskiego, pani profesor Halina Pawerowa. Zawsze niezwykle zaangażowana w to, co robiła, skrupulatna, z szacunkiem odnosząca się do uczniów. Pewnego dnia zaproponowała przygotowanie i wystawienie spektaklu teatralnego. Pomysł od razu chwycił.

    Dzięki temu, że teatr ma w sobie jakąś niezwykłą moc, otwiera człowieka na innych ludzi, staliśmy się sobie bardziej bliscy. Po odegranych spektaklach, które spotkały się z niezwykle przychylnym przyjęciem, puszyliśmy się jak pawie. Do dzisiaj, gdy się spotkamy, często cytujemy fragmenty „Pana Jowialskiego“. I podziwiamy dwóch kolegów, którzy zostali profesjonalnymi aktorami – Jana Monczkę i Jana Szymika.

    Dzisiaj

    Pozakładaliśmy rodziny, niektórzy są już dziadkami. Większość z nas pracuje w wymarzonym zawodzie. Najcenniejszym skarbem, który pozostał z tamtych lat, są przyjaźnie. Widujemy się w miarę często, a jeszcze częściej korzystamy z dobrodziejstw Internetu.

    Piszemy do siebie i, co ciekawe, nie korzystamy z dziwnych kodów językowych wymyślonych przez o wiele młodszych kolegów, absolwentów tej samej szkoły. Nadal sprawnie posługujemy się poprawną polszczyzną.

    Chociaż jesteśmy daleko, z wdzięcznością wspominamy Nasz Gimpel i uczących nas profesorów: Brygidę Bilińską, Tadeusza Błanika, Emila Jędrzejczyka, Władysława Jośka, Edwarda Kaima, Halinę Kapias, Bogdana Kiszę, Zbigniewa Kujawę, Franciszka Mecha, Franciszka Morawca, Halinę Pawerową, Huberta Piszkiewicza, Jana Szarowskiego, Marię Szkopkową, Eryka Szostoka.

    URSZULA BŁANIK-DRAHNY

    (Nasz gimpel. „Zwrot”, 2009, nr 5)

    Tagi: , , , ,

      Komentarze



      CZYTAJ RÓWNIEŻ



      REKLAMA Reklama

      REKLAMA
      Ministerstvo Kultury Fundacja Fortissimo

      www.pzko.cz www.kc-cieszyn.pl

      Projekt byl realizován za finanční podpory Úřadu vlády České republiky a Rady vlády pro národnostní menšiny.
      Projekt finansowany ze środków Ministerstwa Spraw Zagranicznych w ramach konkursu pn. Polonia i Polacy za granicą 2023 ogłoszonego przez Kancelarię Prezesa Rady Ministrów.
      Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/autorów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych oraz Fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie im. Jana Olszewskiego