Czesława Rudnik
E-mail: redakcja@zwrot.cz
Dzisiaj obchodzi dziewięćdziesiąte piąte urodziny Adolf Pawlas z Hawierzowa-Suchej, dawnej Suchej Średniej, aktywny członek Polskiego Związku Kulturalno-Oświatowego, Harcerskiego Kręgu Seniora Zaolzie, Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Sportowego Beskid Śląski. Składając życzenia zdrowia i nieustającej energii jednemu z najstarszych naszych wiernych czytelników, przypominamy materiał z archiwum „Zwrotu”, którego bohaterem był dzisiejszy solenizant.
Spośród siedmiu Pawlasów
– Pamięć powinna pozostać – mówi Adolf Pawlas z Suchej Średniej. Opowiada o życiu w swojej miejscowości w okresie międzywojennym, przedstawia historię rodziny i sąsiadów.
Przedwojenna Sucha Średnia
Na mapie, powojennej już, bo z 1947 r., stara się odnaleźć miejsca, które zapamiętał z lat młodzieńczych. Pokazuje, jak wyglądała wtedy Sucha Średnia. A także Dolna, bo już „za Niemców” były połączone. Tory kolejowe dzieliły jego Suchą jakby na dwie części. W innym niż dziś miejscu znajdowała się stacja kolejowa, jeździły tędy pociągi osobowe aż do lat 60. XX w., kiedy przeniesiono dworzec na Szumbark.
Część północna Suchej Średniej już nie istnieje. Pochłonęły ją kopalnie i rabunkowa gospodarka węglowa, która sprawiła, że także wiele innych miejscowości w tym rejonie Zaolzia niemal przestało istnieć. Życie w nich zamarło lub przeniosło się gdzie indziej.
A tymczasem w czasach przewojennych w północnej części Suchej Średniej, która rozciągała się od torów kolejowych po karwiński las, kipiało życie. Działało tam wiele polskich organizacji. – Przy lesie była ochronka, czyli przedszkole. Wybudował ją zbór ewangelicki, ale chodziły do niej wszystkie dzieci, także katolickie. Była też organizacja młodzieżowa Siła, działał w niej chór. Istniało Koło Macierzy Szkolnej, Chór Młodzieży Ewangelickiej, śpiewało w nim chyba 60 chórzystów, także katolików – wymienia Pawlas.
Bardzo chętnie wspomina coroczne uroczystości dożynkowe. Na zachowanych zdjęciach widać tłumy osób, które uczestniczyły w tym święcie. Ozdabiano rowery, na których jechano. Były wozy alegoryczne. Pochód dożynkowy szedł z Podlesia od granicy z Żywocicami koło gospody Szymały przez kolonię do Domu Robotniczego. – Kiedyś dożynki były i w Suchej Dolnej, ale kiedy połączono Suchą Dolną i Średnią, odbywały się już tylko jedne – dodaje Pawlas.
Tradycję dożynek suskich do dziś kultywuje Miejscowe Koło PZKO w Hawierzowie Suchej, co roku organizując imprezę z obrządkiem dożynkowym. Adolf Pawlas jest członkiem Koła. – Czternaście lat byłem przewodniczącym Klubu Panów w Najlepszych Leciech – mówi. Klub, działający w tym Kole PZKO, a prowadzący ożywione dyskusje na różnorodne tematy, dobrze znany był także redakcji „Zwrotu”. Panowie bowiem często spotykali się po lekturze kolejnych numerów „Zwrotu”, a swoje uwagi na temat przeczytanych artykułów przekazywali potem redaktorom.
Adolf Pawlas wspomina, jak przed wojną bawiono się w Domu Robotniczym. Nie tylko zresztą na dożynkach. Mieściło się tam ponad dwieście osób. Dom Robotniczy wybudowali Polacy. Na dole była gospoda, w której swoje spotkania miały różne organizacje, np. Siła, a nawet czeskie stowarzyszenia. Był też tam fryzjer i sklep spożywczy – filia Centralnego Stowarzyszenia Spożywczego dla Śląska w Łazach. Do dziś wygląd zewnętrzny Domu Robotniczego jest podobny do pierwotnego. Zmieniło się jednak wnętrze, gdyż w tym zabytku kultury mieści się obecnie salon samochodowy.
Na Pawlasówce
– Południowa część Suchej Średniej istnieje do dziś, ale też się zmieniła, bo jest cała zabudowana – opowiada Adolf Pawlas. Jedna z osad do dziś nosi nazwę Pawlasówka. Nazwa wzięła się stąd, że mieszkało tam obok siebie siedmiu Pawlasów. I wszyscy byli Polakami. Było to bardzo znane miejsce w Suchej, punkt orientacyjny.
– Jednego z tych Pawlasów nazywano, nie wiem dlaczego, Cyganem. Drugiego Pszczelarzem, to mój ojciec Józef, który był górnikiem – wymienia. – Z rodziny Kolejarza pochodził malarz Oskar Pawlas. Był też Gąsior, Pawlas od Kałuży, dwóch Pawlasów od Wywozu. I według tych przydomków ich rozpoznawano.
– Były też inne polskie rodziny, np. Folwarcznych, Kołdrów, Świdrów, mieszkające w Suchej od dawien dawna – dodaje . Dziś Sucha Średnia jest dzielnicą Hawierzowa, nosi nazwę Hawierzów Sucha. Na Pawlasówce stoją już dziesiątki nowych domów rodzinnych. Droga, która prowadzi dziś od głównej szosy w stronę dworca kolejowego w Hawierzowie Suchej, nosi nazwę Na Pavlasůvce. – Pokłóciłem się kiedyś z tego powodu – mówi Adolf Pawlas – bo przecież Pawlasowie chcieliby, żeby w tej nazwie było podwójne „w”.
Z tych stron, jak podkreśla Adolf Pawlas, wyszło wielu ludzi, o których warto wspomnieć. Jednym z jemu najbliższych był brat ojca. – Uczył się jeszcze za Austrii na Bobrku w Cieszynie – opowiada. – Nie było wtedy kolei z Cieszyna do Ostrawy i mieszkał na stancji. Opowiadał zawsze o życiu w Cieszynie. Został nauczycielem na Szumbarku, znajdowały się tam dwie polskie szkoły. Był też porucznikiem w armii Piłsudskiego. Walczył na Wołyniu i na Polesiu. Zmarł o wiele za wcześnie, miał chyba tylko 35 lat. Był to taki pierwszy inteligent jeszcze za czasów austriackich. Jego córka Marta Folwarczna była przez wiele lat w naszym Kole PZKO przewodniczącą Klubu Kobiet.
– Wiktor, od Henryka, jeden z Pawlasów od Wywozu, był lekarzem, ordynatorem w Piekarach Śląskich. Inny z Pawlasów został w Polsce sztygarem. Cygan gospodarował na swoim, dziś mieszkają tam jego wnukowie. Wielu Pawlasów wyprowadziło się do Polski. Także moja siostra i dwie kuzynki. Jedna z nich wyszła za mąż za inż. Chmiela, który był przed wojną zawiadowcą stacji w Pleszewie, a kiedy przyszli Polacy, został zawiadowcą stacji w Karwinie – przypomina dzieje swoich krewnych i sąsiadów.
W domu z numerem trzy
Adolf Pawlas był najmłodszym z rodzeństwa, urodził się w Suchej Średniej w domu nr 3. Numer 1 miał zamek, należący kiedyś do rodu Mattencloit. Znajdował się obok dawnego dworca kolejowego. Kiedy w Suchej Dolnej powstała Kopalnia Dukla, w zamku zbudowano mieszkania dla górników. Dziś nie ma po nim śladu, został zburzony. Numer 2 to był dwór. Dom nr 3 stał nad Suszanką.
Pawlas pokazuje zdjęcie drewnianego budynku mieszkalnego. Przed domem siedzą ludzie, to rodzice, kuzynka i chyba siostra Pawlasa. Ale nie wie na pewno, bo siostra jego nie potwierdziła tej informacji, nie znała tej fotografii. – Kiedy miałem niespełna rok, ojciec zaczął budować nowy dom. Przez ten czas mieszkaliśmy w stodole na gumnie – opowiada.
Z pieczołowitością przechowuje zdjęcia ze swojego dzieciństwa. Fotografie z festynu szkoły ludowej z początku lat 30. XX w. przedstawiają dyrygenta chóru oraz ćwiczące dzieci. Festyn odbywał się na łące Kobierskiego, dziś to zarośnięte tereny między Rekultywacją Hawierzów, a centrum handlowym Tesco.
Ciekawa jest opowieść o zdjęciu z pozującą grupą dzieci. Była to wycieczka na Stożek w 1930 r. Zdjęcie zrobił fotograf Palowski, który duży aparat ze statywem niósł na plecach pod górę po to, by uwiecznić dzieci na szczycie. – Od tego czasu chodzę w góry – śmieje się Pawlas. – Jestem członkiem Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Sportowego Beskid Śląski.
Z harcerskimi zasadami
Chodził do Polskiego Gimnazjum Realnego im. Juliusza Słowackiego w Orłowej, na zdjęciu klasowym obok dyrektora Piotra Feliksa siedzi opiekun klasy Engelbert Wadowski. Języka polskiego uczył go Józef Niemiec, który też pochodził z Suchej Średniej. Pawlas wspomina go jako świetnego polonistę, surowego, ale sprawiedliwego pedagoga. – Uczył bohaterstwa polskiego, patriotyzmu – dodaje. Nie dokończył jednak gimnazjum, bo wybuchła wojna.
– Ale mogę powiedzieć, że byłem pierwszym harcerzem z Pawlasów – śmieje się Adolf Pawlas, który do dziś jest jednym z aktywnych członków Harcerskiego Kręgu Seniora Zaolzie. – Harcerzy nazywano elitą narodu. Wstąpiłem do harcerstwa w II klasie gimnazjum, była to Drużyna im. Tadeusza Rejtana, pierwsza drużyna skautowa na terenie Republiki Czechosłowackiej, bo Czesi nie mieli wcześniej skauta. Założył ją Roman Pollak. Zasadami harcerskimi kieruję się do dziś.
Kiedy w 1938 r. Zaolzie znalazło się w granicach Polski, działało m.in. harcerstwo, Związek Strzelecki, który zresztą przy Sile był już w czasach austriackich. – W gimnazjum mieliśmy przysposobienie wojskowe, nie można było nie być w Związku Strzeleckim. U nas w Suchej Średniej był pluton 30 strzelców, chodzili tam i chłopcy ze Stonawy czy z Suchej Górnej. Byłem też członkiem I Koła Macierzy Szkolnej w Suchej Średniej – pokazuje swoją legitymację. Przechowuje również legitymację Związku Polaków w Czechosłowacji, która należała do jego mamy Rozalii.
Pierwsze pieniądze zarobił jako siedemnastolatek w 1938 r., został wychowawcą na półkoloniach letnich dla dzieci. Było to 40 złotych. Dla porównania podaje, że początkujący nauczyciel na Wołyniu zarabiał wtedy 80 zł. Policjant miał 120 zł, górnik 150 zł. Kilogram cukru czy mięsa kosztował 1 zł. Za zarobione pieniądze kupił mundurek do szkoły.
Półkolonie organizowane były podczas wakacji przy szkole, trwały sześć tygodni. Dzieci dostawały tam śniadanie, obiad i kolację. A na noc szły do domu. – Było nas dwóch wychowawców, każdy miał pod opieką ok. 30 chłopców i była też wychowawczyni, nauczycielka, która miała grupę dziewcząt. Wcześniej skończyliśmy kurs, żeby umieć z tymi dziećmi postępować. Korzystałem z gier i zabaw znanych z harcerstwa. A chłopcy byli posłuszni i zadowoleni – wspomina.
Po wojnie działał w Stowarzyszeniu Młodzieży Polskiej. Sport też nigdy nie był mu obcy, przechowuje zdjęcie powojennych już piłkarzy Zaolzia. – Dwa miesiące po zakończeniu wojny nie mieliśmy jeszcze dresów – pokazuje zdjęcie pierwszej drużyny Lechii Sucha Górna, której przeciwnikami byli wtedy zawodnicy Siły Trzyniec. – Grali ci, którzy potrafili, kapitanem był Zygmunt Pietraszek. Powstała także karwińska Polonia, Zryw Cieszyn, Naprzód Łąki, Rapid Skrzeczoń, Ruch Bogumin, Piast Orłowa, Siła Trzyniec, Groń Bystrzyca, Beskid Jabłonków i inne – przypomina drużyny piłki nożnej powojennego Zaolzia, których było około trzydziestu.
Zachować życie
Nie da się zapomnieć przeżyć wojennych. – Kiedy nadeszła wojna, studenci musieli iść do pracy. Zostałem oddelegowany do pracy w Kopalni Barbara w Karwinie. Na Barbarze najwięcej było właśnie studentów, nie tylko z Zaolzia, ale i z Polski. Miałem literkę „P” oznaczającą, że jestem Polakiem. Większość górników wtedy to Polacy, Czechów było tu mało – wspomina Pawlas. Zachował na pamiątkę dokument o swojej pensji, Polakom zabierano 15 procent z wypłaty. – Jakoś się to przetrzymało – dodaje. – Podczas wojny najważniejszą sprawą było, by zachować życie.
Pawlas nie podpisał volkslisty. Musiałby iść do niemieckiego wojska, a to dla niego jako harcerza było nie do pomyślenia. Trzykrotnie stał przed komisją i trzykrotnie odmówił przyjęcia volkslisty. Ojciec jego wtedy już nie żył. Otrzymał zawiadomienie, że cały majątek rodzinny przechodzi w niemieckie ręce, w ich domu miał mieszkać esesman. – Mieliśmy już wszystko spakowane, matka chciała iść do swoich rodziców do Błędowic. Spodziewaliśmy się czegoś takiego, było zresztą więcej takich rodzin – ucina temat.
Kiedy zakończyła się II wojna światowa, ludzie, którym zabrano majątki, mieli problem z ich odzyskaniem. Pawlasowie otrzymali go z powrotem w 1947 roku. – Kiedy przyszli komuniści, znowu zabrali mi pole. Między domami powstała nowa droga asfaltowa, a to była właściwie ciągle moja własność – uzupełnia informacje. Wokół jego domu rodzinnego wybudowano ok. 40 nowych domów.
Dziś nie mieszka już w dawnym domu nr 3, za dużym dla niego, gdyż były tam trzy mieszkania. Sprzedał go i kupił mniejszy. Ale nie opuścił stron rodzinnych. Jest nadal aktywny w MK PZKO, w PTTS Beskid Śląski, w Harcerskim Kręgu Seniora Zaolzie. Co miesiąc przyjeżdża do Czeskiego Cieszyna, by wysłuchać kolejnego wykładu Międzygeneracyjnego Uniwersytetu Regionalnego PZKO.
(„Zwrot” 2014 nr 12)
Tagi: Adolf Pawlas, harcerz, harcerze, Hawierzów Sucha, Wydziobane