Beata Tyrna
E-mail: indi@zwrot.cz
NAWSIE / W środę 30 października w przysiółku Nawsia Skupniowice uroczyście odsłonięto tablicę upamiętniającą członków Związku Walki Zbrojnej Armii krajowej. Zginęli z rąk niemieckiego okupanta pod Stożkiem i Filipką na przełomie października i listopada 1944 roku. Tablica stanęła nieopodal domu Szolonych – rodziny aż trzech spośród sześciu ofiar tamtej hitlerowskiej zbrodni sprzed 80 lat. Ustawiono ją tuż przy żółtym szlaku turystycznym prowadzącym z Jabłonkowa do osady Zimny pomiędzy Stożkiem a Filipką.
W dniach 30.10 – 1.11 1944 zginęli:
Szolony Adam (*26.05.1875, Nawsie nr 42, ojciec)
Szolony Adam (*18.12.1901, Nawsie nr 42, syn)
Szolony Franciszek (*15.04.1916, Nawsie nr 42, syn)
Kajfosz Jerzy (*04.01.1918, Nawsie nr 107)
Halamowa Zuzanna (*13.07.1890, Nawsie nr 313, zginęła w KL Ravensbrück)
Halama Józef (*13.09.1913, Nawsie nr 313, syn, łącznik partyzancki, zginął w KL Gross-Rosen)
Podczas uroczystości Stanisław Gawlik z Organizacji Pożytku Publicznego Koexistencia i Sekcji Historii Regionu PZKO odczytał list, jaki przysłali potomkowie ofiar. Wyjaśnił, że opisany w nim według rodzinnych przekazów przebieg tamtych tragicznych wydarzeń sprzed 80 lat różni się nieco od stwierdzonych przez historyków faktów. Podkreślając konieczność uszanowania rodzinnych wspomnień, przedstawił następnie opracowaną na podstawie materiałów źródłowych wersje wydarzeń.
Odsłonięcie tablicy w uroczystej oprawie
Odsłonięcie tablicy odbyło się w uroczystej oprawie. Nie zabrakło apelu poległych, a także dwóch utworów (polsko i czeskojęzycznego) w wykonaniu śpiewaczki Beaty Kantor.
Marian Waszut – wójt Nawsia podkreślił, że historia tamtego wydarzenia jest mało znana, bardzo więc jest rad, że ofiary tamtych tragicznych wojennych wydarzeń zostały upamiętnione. — Cieszę się z tego, że takie miejsca pamięci upamiętniają ludzi, którzy zapłacili życiem za wolność — podkreślił.
(indi)
Co wydarzyło się 80 lat temu w górach nad Nawsiem
W 1944 roku po kilku falach masowych aresztowań struktura organizacyjna Armii Krajowej na Śląsku Cieszyńskim była już znacznie osłabiona. W rejonie Karwiny jednak nadal operował jeden z jej oddziałów partyzanckich, a w beskidzkich górach działały grupy polskich socjalistów i ludowców. Porażki Niemców na obu frontach stanowiły dodatkową motywację do walki i działalność partyzancka na ziemiach Śląska Cieszyńskiego bardzo się wzmogła. Duże znaczenie też miały oddziały dywersyjne i wywiadowcze wojsk radzieckich. Na terenach Śląska Cieszyńskiego działania grup ruchu oporu były coraz to dotkliwsze dla okupanta. Organizowano liczne napady (nawet na wojsko!), a także wykonywano wyroki na zdrajcach, kolaborantach i szpiclach. Zaczęto też organizować akcje zbrojne.
Latem 1944 r. Niemcy zaczęli wysyłać w teren grupy konfidentów, które podawały się za partyzantów bądź zbiegłych jeńców sowieckich. Grupy te miały za zadanie przenikanie do oddziałów partyzanckich, ujawnienie i rozpracowanie siatek łączności i informacji partyzanckiej. Akcja ta miała również na celu uderzenie w ludność cywilną, która pomagała „leśnym”.
Posterunek żandarmerii w Jabłonkowie, powiat cieszyński, melduje:
16 października 1944 r. o godz. 18.00 w gminie Gródek, 5 km na północ od Jabłonkowa, wykryto bandę w sile ponad 100 osób z końmi. Banda jest uzbrojona w broń maszynową, materiały wybuchowe i dużą ilość amunicji. Walkę z bandą stoczył patrol rozpoznawczy Wehrmachtu. Zewnętrzny pierścień blokady utrzymany. Według dotychczasowych stwierdzeń przeciwnik poniósł straty.
Zaś dalekopis komendanta żandarmerii w Rejencji Katowickiej do dowódcy policji porządkowej we Wrocławiu z 16 października 1944 r. stwierdza: Komendant żandarmerii w Cieszynie melduje: Na wschód od Jabłonkowa wykryto bandę w sile około 150 ludzi. Rejon ten został otoczony przez 230 żołnierzy Wehrmachtu, 60 strażników celnych i 50 żandarmów. Akcja przeciw osaczonej bandzie jest w toku.
Żyjąca pani Maria Kwaczkova, córka zastrzelonego Adama Szolonego, wnuczka jego ojca Adama Szolonego, bratanica zastrzelonego Franciszka Szolonego obecnie mająca za męża Kwaczka Jozefa, całą sytuację związaną z zastrzeleniem jej ojca, dziadka i wujka przedstawia następująco:
Oczywiście wszyscy trzej byli aktywnymi członkami ruchu oporu, ale często odwiedzali rodzinny dom. Tymczasem całe lato do jesienni, często wstępowali do ich domu jacyś dwaj osobnicy, którzy żądali pożywienia oraz informacji o innych uczestnikach ruchu oporu. Twierdzili, że są partyzantami, którzy mają za zadanie nawiązać kontakt z miejscowymi partyzantami. Jej ojciec im uwierzył, ale matka nigdy im nie dała żadnej żywności, tylko mówiła, że wszystko mogą zabrać, ale jej nie wolno nikomu obcemu dawać jakąś żywność, bo to jest zabronione przez Niemców.
Potem doszło do tego, że gospodarz na Skupniowicach końcem października 1944 roku, organizował ubój tucznika i ci niby partyzanci wszystkich namawiali, by tam się spotkać. Przekonywali, żeby sprowadzić innych członków ruchu oporu spod Stożka i Filipki, bo będą mogli się zaopatrzyć w świeże mięso na zimę. Uwierzyli mu tylko wujek Franciszek Szolony oraz Kajfosz Jerzy, którzy poszli do Skupnia. A było to w dzień przed Wszystkimi Świętymi, z tym że Kajfosz jeszcze przed wieczorem wyszedł za potrzebą i zobaczył jakiś ruch w lesie około gospodarstwa Skupnia.
Byli to niemieccy żołnierze. Ponoć zaraz wrócił i dał znak Franciszkowi, że to zasadzka i by co najrychlej uciekali. Porwali się na dół przegonem dla owiec w kierunku strumyka i dalej był gęsty las. Ale za nimi pobiegli ci dwaj niby partyzanci i nie mogąc ich dopędzić, zaczęli strzelać. Będący w pobliżu niemieccy gestapowcy także otworzyli ogień i obaj zostali zastrzeleni na brzegu potoka Radźwanów. Wtedy gestapowcy wpadli do ich domu, a cała rodzina ukryła się w piwnicy.
Dziadek Adam, ojciec Adam, matka oraz jej starsza siostra, wtedy trzynastoletnia oraz ona w objęciach ojca. Gestapowcy jak się wcisnęli do piwnicy, to najpierw wyrwali z objęć ojca maleńką Marie i rzucili nią o ścianę. Całe szczęście, że matka była blisko i pochwyciła dziewczynkę, bo inaczej na pewno by zginęła od uderzenia w ścianę.
Wywlekli dziadka, ojca i matkę i popędzili ich na Filipkę, gdzie w restauracji urządzili przesłuchania wszystkich rodzin wywleczonych z okolicznych domów. Mamę Marii przesłuchiwano 4 dni w schronisku ale że ciągle powtarzała, że z partyzantami nic nie ma wspólnego a ci dwaj rzekomi partyzanci (okazało się później, że to byli szpiedzy Gestapa), co ją nachodzili z żądaniami wydania jedzenia, potwierdzili, że mówi prawdę, więc ją wypuszczono. Kiedy wróciła do domu, to znalazła splądrowane mieszkanie. Wszystkie zapasy na zimę zostały skradzione przez Niemców. Dowiadywała się, gdzie są dziewczyny, ale znalazła świstek z napisem, że starsza zabrała Marię do babci do Milikowa. I ona także się tam udała i przeżyła tam całą wojnę.
Natomiast na jej dziadka i ojca doraźny niemiecki sąd wojskowy na Filipce wydał wyrok śmierci i dnia 1 listopada w pobliżu schroniska na Filipce ich rozstrzelano. Zwłoki wszystkich czterech zastrzelonych zawieziono na cmentarz żydowski do Jabłonkowa. O sąsiadach, którzy zostali doraźnym sądem niemieckim skazani na obóz w Oświęcimiu, dowiedzieli się dopiero po wojnie, jak z obozu wrócili. Ale nie wszyscy, bo Halamowa Zuzana zginęła w KL Ravesbruk a jej syn Józef Halama zginął w KL Gross-Rosen.
W konkluzji trzeba stwierdzić, że w osadzie Skupnia, żadnego bunkru nie było, a sam Skupień współpracował z Gestapem.
Opracował Stanisław Gawlik