Czesława Rudnik
E-mail: redakcja@zwrot.cz
Karwinę nazywamy coraz częściej smutnym miastem. Rzecz zrozumiała, bo stara Karwina naprawdę umiera, ale rodzi się nowe miasto – miasto osiedli. Podczas Festiwalu PZKO nikt nie mówił tu o zmartwieniach. Odwrotnie – można powiedzieć, że radość zamieszkała w tym mieście.
Urodziny naszego Związku obchodziliśmy w sposób huczny, radosny i godny. Nie sposób oddać całego nastroju słowami. Spontaniczna manifestacja przynależności narodowej płynęła miastem.
Karwina na długo zostanie pod wrażeniem tego, co się tu działo. Zauroczyć można siebie i wszystkich. I tak było. Pogoda dostosowała się do tego, co było treścią.
Cała impreza miała swój określony szyk. „Szykownie” wyglądał pochód. Zresztą nie zabrakło piosenek, a jak piosenki, to i marsz. Do maszerowania z kolei najlepiej dopasowana była piosenka „Marsz, marsz, Polonia, marsz dzielny narodzie”.
Rozśpiewane miasto, rozśpiewany kraj. Kraj kopalni i hut. Nie lubię używać słowa kolosalnie, a jednak tak trzeba określić to wszystko. Nie czas jeszcze na oceny.
Hołubić można własne marzenia, ale całość tego, co nazywamy skromnie Festiwalem, można nazwać hołubieniem społecznych tendencji.
Wigor, oddanie i animusz – tak chyba należy mówić o tym wydarzeniu, wydarzeniu, które ma swoje moralno-polityczne aspekty.
(Marsz dzielny narodzie. „Zwrot” 1967 nr 7)
Tagi: Festiwal PZKO, Karwina, kraj kopalni i hut, Marsz Polonia, Wydziobane