Beata Tyrna
E-mail: indi@zwrot.cz
SŁOWENIA / Pochodząca z Trzycieża studentka Uniwersytetu Śląskiego w Cieszynie Katarzyna Nogolová rok temu wyjechała na roczne stypendium do Słowenii, gdzie po ograniczeniu mobilności została.
Jako że ogólnospołeczna kwarantanna wszędzie przebiega prawie tak samo, nie będziemy się skupiać na tym, co dzieje się teraz. Korzystając z okazji, przybliżymy naszym Czytelnikom kraj i region, w którym Katarzyna na rok osiadła.
No to na początek skąd pomysł wyjazdu akurat do Słowenii?
Nie są to moje pierwsze odwiedziny tego kraju. Byłam w Słowenii, gdy miałam pięć lat, ale oprócz słonej morskiej wody i gruchania synogarlic niewiele pamiętam. Siedemnaście lat później podjęłam decyzję wyjazdu na Erasmusa. Wiedziałam, że chcę pojechać, ale jeszcze nie wiedziałam gdzie. W końcu dzień przed terminem oddania dokumentów koleżanka przekonała mnie, bym się wybrała do słonecznego miasta, stolicy winiarskiego regionu Štajerska, Mariboru, gdzie sama spędziła rok na wymianie studenckiej. Złożyłam dokumenty od razu na cały rok. Ponieważ rekrutacja była rozpatrzona pozytywnie, mogłam się we wrześniu 2018 roku pakować i pojechać do nowego domu.
Czyżbyś od razu poczuła się jak w domu?
Pierwszym miłym zaskoczeniem w mariborskim autobusie było to, że kombinując czeski, polski, słowacki i po naszymu mogę się w miarę dobrze dogadać z miejscowymi. Co prawda, zaskoczeniem też było, że znajomość języka angielskiego miejscowych jest o wiele wyższa, niż u nas. Ja jednak postanowiłam, że będę się starać nauczyć słoweńskiego, więc raczej unikałam używania angielskiego.
A czemu w ogóle wyjechałaś? Studia w Cieszynie były dla Ciebie za mało atrakcyjne?
Erasmus to najlepsza okazja do poznania innych kultur i ludzi z całego świata. A kiedy jest najlepszy czas na nowe doświadczenia i poznawanie świata, jak nie właśnie podczas studiów? I tak przez pierwszych kilka dni już poznałam paczkę kolegów z różnych krajów, jednak mieszkając w akademiku, gdzie większość studentów była ze Słowenii, wiele czasu spędzałam również z miejscowymi.
Pierwsze wrażenie z życia wśród Słoweńców?
Jeżeli chciałabym generalnie scharakteryzować Słoweńców, to opisałabym ich jako wesołych, pełnych energii i pomysłów ludzi, kochających naturę i swój kraj.
Tutaj, na Zaolziu chętnie uczestniczyłaś w wydarzeniach ludowych, lubiłaś muzykę ludową i wszystko wokół tego. Nie brakuje Ci tam naszej kultury ludowej?
Ponieważ zawsze interesowałam się folklorem, nie tylko tym naszym spod beskidzkich gróni, ale również folklorem innych krajów, to i w Słowenii szukałam możliwości dołączenia do zespołu folklorystycznego. Udało mi się skontaktować z zespołem Akademska Folklorna Skupina Študent, działającym przy Uniwersytetecie w Mariborze, w którym tańczę już prawie rok.
I zapewne porównujesz, znajdujesz podobieństwa i różnice z naszym beskidzkim folklorem.
Naturalnie. Stroje ludowe regionu sztajerskiego mogą wydawać się nieco blade w porównaniu z beskidzkimi modrzińcami i czerwonymi wstążkami. Tutejsze stroje są w umiarkowanych niewyrazistych odcieniach brązu, beżu, ciemnej zieleni, czerwieni i wszystkich innych kolorów, bez wyszyć lub innego wyraźnego zdobienia, stroje te są proste i skromne. Kobiety nosiły włosy splatane w warkocze skręcane w kok. Faceci nosili szare lub czarne kamizelki i koszule z szerokimi rękawami.
To strój. A muzyka i taniec?
Taniec przebiega klasycznie w parach mężczyzna-kobieta. Podstawą są szczególnie różne wariacje polki. W muzyce ludowej dominują harmonia, skrzypce, basy, klarnet. Sporo moich kolegów umie grać na harmonii. Co bardzo mnie zaskoczyło, wiele młodych ludzi słucha muzyki ludowej w różnych aranżacjach i taka muzyka towarzyszy wielu słoweńskim imprezom dla młodych. Typowe spotkanie Słoweńców w akademiku może więc wyglądać tak, że się pije wino, gra na harmonii, śpiewa, tańczy polkę, walczyk…
Doszukałaś się jakichś podobieństw kulturowych?
Gdy wyjeżdżałam, jeszcze nie wiedziałam, ile mamy ze Słoweńcami wspólnego. Ponieważ oba kraje były przed nieco więcej niż stu laty częściami monarchii austro-węgierskiej, możemy zauważyć naprawdę wiele takich samych zwyczajów, potraw, nawet podobnych słów gwarowych. Nie zaskoczy więc obecność popularnych sznycli lub niedzielnych rosołów wołowych. Na Boże Narodzenie są tak samo jak u nas wypiekane ciasteczka świąteczne… Co do gwary, to w gwarze sztajerskiej często spotykamy wyrazy niemieckie, obecne również w naszej gwarze – šteker, cug, cajt, rukzak, fraj, tankštela, vaservaga, šank…
A kulinarnie bardziej dostrzegłaś podobieństwa czy różnice?
Poza ewidentnymi pozostałościami monarchii austro-węgierskiej w Słowenii widoczne są wpływy graniczących państw. W przypadku Sztajerskiej widać również wpływy typowo górskich potraw podobnych do tych występujących w Austrii, ale także u nas w Beskidach. Z takich potraw można wymienić kapustę kiszoną i mięso wieprzowe na różne sposoby. Na wsi są przeprowadzane świniobicia i robi się wyroby dosyć podobne do naszych jelit, salcesonu… Przed postem tak samo jak u nas w domach robi się domowe pączki. W miastach nad morzem odwrotnie – widoczny jest wpływ włoskiej kultury.
Czyli więcej doszukałaś się podobieństw kulturowych aniżeli różnic?
Nie. Poza podobieństwami są widoczne także różnice. Wpływy bałkańskie można zauważyć właśnie tak samo w kuchni. Na grilla zawsze daje się typowe čevapčiči pochodzące z Bośni, w piekarniach (i co ciekawe, otwartych do godzin nocnych, więc po imprezie zamiast kebaba można sobie kupić świeże, pachnące wypieki) zawsze obecny jest burek – placek z ciasta francuskiego nadziewany mięsem mielonym, serem lub na słodko np. jabłkami, bardzo popularny na całym półwyspie bałkańskim.
Większość Słoweńców, również młodych ludzi, mówi chociaż jednym językiem bałkańskim, czasami nawet wieloma. Wszyscy znają stare rockowe przeboje lat 70.-80. z Chorwacji, Serbii i Bośni, ogólnie nazywane jako yugo rock, jakoś kojarzące mi się z zespołami Lady Pank i Budka Suflera.
Czyli z wyboru kraju na roczny tam pobyt jesteś zadowolona?
Jak najbardziej. Podsumowując, Słowenia to bardzo kolorowy kraj z bardzo pozytywnymi ludźmi, dumnymi ze swego kraju i jego tradycji.
No to na koniec powiedz, jak w obecnym zagrożeniu epidemicznym wygląda Słowenia? Jakie tam wprowadzono zasady walki z epidemią i jak miejscowi się do nich stosują?
Ogólnie rzecz biorąc Słowenia podejmuje podobne kroki w walce z wirusem jak Republika Czeska. Obecnie panuje obowiązkowa kwarantanna, nie można wychodzić na zewnątrz, jedynie pójść na zakupy i to powinna robić tylko jedna osoba z domu. W sklepach także obowiązuje czas przeznaczony dla emerytów, inwalidów i kobiet w ciąży. Wszystkie instytucje edukacyjne i wychowawcze są zamknięte, nie jeżdżą również autobusy i pociągi. Jedyną większą różnicą jest to, że w Słowenii nie ma obowiązku zakładania masek ochronnych.
No i jak ty spędzasz ten czas, gdy życie społeczne zamarło, nie ma zajęć na uczelni ani prób zespołu?
Obecna sytuacja nieco zmieniła moje plany, bowiem właśnie na ostatnie dwa tygodnie marca miałam już dużo wcześniej zaplanowaną podróż. Poza tym dalej pracuję przez internet jak zwykle. Niestety obecnie nie prowadzę zajęć językowych dla słoweńskich studentów, jednak myślę o ich przeniesieniu na platformę internetową. Oprócz tego udało nam się już przed kilkoma tygodniami wyjechać z miasta na wieś, gdzie siedząc na tarasie lub w ogrodzie, kwarantannę znosi się o wiele lepiej niż w mieszkaniu w mieście.
(indi)
Tagi: Erasmus+, Katarzyna Nogolová, Słowenia