W tym roku mija 90 lat od katastrofy lotniczej w Cierlicku. Z tej okazji chcielibyśmy rozpocząć cykl rozmów na temat jednego z najważniejszych miejsc pamięci polskiej mniejszości w Czechach. O Żwirkowisku, jego przeszłości i przyszłości rozmawiamy z Katarzyną Czerną, szefową polskiej redakcji Czeskiego Radia w Ostrawie.

    Jakie są Twoje pierwsze wspomnienia związane ze Żwirkowiskiem?

    Żwirkowisko było obecne zawsze w naszych historiach rodzinnych. Od najmłodszych lat miałam kontakt z tym miejscem i wiedziałam, kim byli Franciszek Żwirko i Stanisław Wigura. W dzień katastrofy odbywało się wesele moich dziadków niedaleko Stonawy. Wszyscy goście weselni słyszeli dźwięki tej tragedii, a niektórzy pobiegli na jej miejsce. Mamy również w domu pocztówkę pamiątkową z przedwojennego miejsca katastrofy, którą kupili dziadkowie. Do dzisiaj jest w dobrym stanie – przechowujemy ją w albumie rodzinnym.

    Drugie wspomnienie wiąże się z 70. rocznicą katastrofy, która miała miejsce w 2002 roku. Wtedy Centrum Pedagogiczne zorganizowało konkurs plastyczny dla dzieci ze szkół podstawowych. Przyznam się, że talentem plastycznym nie jestem, ale był to temat bliski mojemu sercu. Z koleżanką stworzyłyśmy kolaż przedstawiający moment katastrofy i zdobyłyśmy trzecie miejsce w swojej kategorii wiekowej.

    Zostałyśmy zaproszone na Żwirkowisko, żeby odebrać nagrodę, którą wręczał nam syn Franciszka Żwirki – Henryk. W Domu PZKO była wystawa prac dzieci – nasza praca była zawieszona w miejscu honorowym. Była to również moja pierwsza nagroda w życiu. Wszystko to zrobiło na mnie ogromne wrażenie.

    Dyplom z potwierdzeniem otrzymania 3. miejsca w konkursie „Żwirkowisko 2002” dla Kasi Czernej (naszej rozmówczyni)

    Można więc powiedzieć, że kultywowanie pamięci o lotnikach wyniosłaś z domu?

    Z rodzicami byłam na Żwirkowisku kilka razy. Nie chodziliśmy na obchody, poza tym jednym razem, kiedy odbierałam nagrodę. Ale byliśmy nie raz po prostu na wycieczce.

    Czyli były to wycieczki turystyczno-krajoznawcze bez wielkiej pompy?

    Tak. Ale mnie się to właśnie podobało. Już wtedy wiedziałam, co tam się wydarzyło i znałam postacie Żwirki i Wigury, więc dla mnie wycieczki w to miejsce były czymś naturalnym. Chodziliśmy tam w weekendy popatrzeć, czy coś się zmieniło. Nie na siłę, ale tak po prostu. Dla mnie to było jak wejście w inny wymiar. Żwirkowisko ma niezwykłą atmosferę. Pamiętam, jak będąc dzieckiem, wchodziliśmy w las i nagle zza drzew wychodziło słońce i oświetlało polanę, na której stoi pomnik. Magia. Ale taka nasza magia – bez wielkiej pompy.

    To miejsce rzeczywiście ma w sobie niezwykły spokój. W ogóle nie kojarzy się z miejscem tragedii. Takie było moje pierwsze wrażenie. Prowadzono mnie na miejsce katastrofy, a doszliśmy do uroczego zakątka w lesie…

    Podoba mi się to, że na Młodym Żwirkowisku – ale też na oficjalnych obchodach – organizatorzy skupiają uwagę na życiu i dokonaniach Żwirki i Wigury, a nie na ich śmierci. Doceniam również koncepcję Młodego Żwirkowiska, które kładzie nacisk na spotkanie z dziećmi. Owszem pojawia się gdzieś powaga, ale myślę, że dzieciom samoistnie udziela się atmosfera miejsca – dzieci po części oficjalnej po prostu idą się bawić. Biorą udział we współzawodnictwie: rzucają samoloty z papieru do celu i na odległości. Harcerze urządzają piknik. Ten akt tragedii w ogóle nie jest podkreślany. I to jest świetne.

    Jako osoba niepochodząca z Zaolzia Żwirkowisko widzę przede wszystkim jako miejsce pamięci Polaków z Zaolzia. To właśnie tutejszym Polakom udało się przekuć miejsce katastrofy w miejsce skupiające Zaolziaków w działaniu…

    Myślę, że komuś spoza Zaolzia bardzo trudno zrozumieć, czym Żwirkowisko jest dla nas, Polaków z Zaolzia. Trzeba tu żyć i nie tylko uczestniczyć w składaniu kwiatów podczas oficjalnych obchodów, ale potem podejść do Domu Polskiego, obejrzeć wystawę, posłuchać dzwonu, który tam jest. Dopiero zagłębiając się w temat, można zrozumieć, czym jest Żwirkowisko dla nas.

    Czy w tym, jak postrzegasz Żwirkowisko, jakąś rolę odegrali konkretni ludzie poza twoimi rodzicami?

    Na pewno był to wspomniany już Henryk Żwirko. On był dla mnie żywym świadectwem tego, że lotnicy, którzy tu zginęli, byli ludźmi z krwi i kości. A gdy już chodzi o życie dorosłe życie, w tym zawodowe, to dla mnie najważniejsze znaczenie mieli Tadeusz Smugała i Jan Przywara. Jak myślę o Domu Polskim Żwirki i Wigury, to te dwie osoby pojawiają się w mojej pamięci.

    Pocztówka kupiona przez dziadków naszej rozmówczyni, przechowywana do dzisiaj w albumie rodzinnym

    A jeżeli chodzi historię?

    Józef Stebel był dla mnie taką wyjątkową postacią. Był prekursorem. On zaczął tworzyć ze Żwirkowiska miejsce pamięci. On podłożył podwaliny pod to Żwirkowisko, który dzisiaj znamy. Wzruszająca jest historia o żonie Józefa Stebla, Helenie, która nosiła na Żwirkowisko kwiaty z własnego ogródka. Na mnie takie historie bardzo wpływają.

    Myślisz, że Żwirkowisko istniałoby bez Polaków z Zaolzia?

    To trudne pytanie. Istniałoby pewnie jakieś mniejsze miejsce pamięci w formie kapliczki przydrożnej albo czegoś podobnego. Gdyby tu nie było Polaków, to Żwirkowisko nie istniałoby w takim kształcie jak dzisiaj. To zasługa Zaolziaków i poczucia, że po prostu trzeba…

    A czy nie uważasz, że to miejsce powinno skupiać Polaków i Czechów, wszystkich miłośników lotnictwa? Czy nie brakuje ci uczestnictwa Czechów w życiu Żwirkowiska?

    Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Ale wydaje mi się, że im więcej osób interesuje się tym miejscem, im więcej potrafi kultywować pamięć o tym miejscu, tym lepiej. Tym jest większa szansa, że za 100 lat to miejsce będzie istniało. Może to miejsce się zmieni, inaczej będziemy obchodzić rocznice, ale dalej będzie istniało. Może, gdy dzisiaj stworzymy większą sieć osób zainteresowanych, to będzie większa nadzieja na przyszłość.

    Jak myślisz, jak powinno wyglądać Żwirkowisko za 10, 50, 100 lat?

    Może to zabrzmi naiwnie, ponieważ świat się zmienia ciągle. Jednak ja mam nadzieję, że Żwirkowisko nie zmieni się wcale. Dla mnie Żwirkowisko to miejsce, w którym zatrzymał się czas. Zawsze tak to odczuwałam. Być może drzewa są wyższe z roku na rok, pojawiają się jakieś nowe elementy, na przykład tablice informacyjne, jednak w mojej świadomości jest to ciągle miejsce z innego wymiaru.

    Mam więc nadzieję, że za 10, 50 czy 100 lat Żwirkowisko będzie ciągle tym samym magicznym miejscem. Że schodząc do niego w dół z Kościelca, będziemy się przenosić w inny wymiar. Mam też nadzieję, że uda się podtrzymać ideę Młodego Żwirkowiska. Bo edukowanie dzieci jest bardzo ważne. Tych pierwszych wrażeń się nie zapomina. I jest szansa, że jeżeli dzisiejsze dzieci wyniosą pozytywne doświadczenia ze Żwirkowiska, to za 10, 50, 100 lat miejsce to będzie nadal żyło. Kiedy nie wpoimy naszym dzieciom, czym dla nas jest Żwirkowisko, to będzie trudno.

    Zapraszamy naszych czytelników do podzielenia się z nami swoimi wspomnieniami związanymi ze Żwirkowiskiem. Wszystkie osoby chcące podzielić się swoją historią lub posiadające pamiątki ze Żwirkowiska zapraszamy do kontaktu z naszą redakcją.

    Tagi: , ,

      Komentarze



      CZYTAJ RÓWNIEŻ



      REKLAMA Těrlické Filmové léto
      REKLAMA
      Ministerstvo Kultury Fundacja Fortissimo

      www.pzko.cz www.kc-cieszyn.pl

      Projekt byl realizován za finanční podpory Úřadu vlády České republiky a Rady vlády pro národnostní menšiny.
      Projekt finansowany ze środków Ministerstwa Spraw Zagranicznych w ramach konkursu pn. Polonia i Polacy za granicą 2023 ogłoszonego przez Kancelarię Prezesa Rady Ministrów.
      Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/autorów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych oraz Fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie im. Jana Olszewskiego