Sylwia Grudzień
E-mail: sylwia@zwrot.cz
W tym dniu na Śląsku Cieszyńskim rozpoczynały się dla służby tzw. rozchodne dni, gdy pasterze i pasterki, ale przeważnie pachołcy (parobcy) i dziywki (służące) rozchodzili się z gospodarstw. Odchodzili oni do swych domów lub zmieniali albo na zawsze opuszczali służbę. Rozchodne dni trwały od Jóna (27 XII) do Trzech Króli. Zwykle na św. Jana odchodzili z gospodarstwa parobcy, na św. Młodzianków (28 XII) zaś służące.
Ta służba, która wracała w to samo miejsce, przychodziła do gospodarstwa na drugi dzień po Nowym Roku. Nowa służba następowała na drugi dzień po Trzech Królach. Cały tydzień bez służby w gospodarstwie nazywano tutaj czornym tydniym (czarnym tygodniem), być może z tego powodu, że w tym tygodniu nie prano bielizny, a może i dlatego, że wszystkie prace gospodarze musieli wykonywać sami z pomocą swoich dzieci. Charakteryzuje częściowo tę sytuację następująca przyśpiewka:
Idą Gody, idą, bydzie płaczu dosyć,
bydą gospodyńki same se wode nosić.
Same wode nosić, same myć, gotować,
bydą gospodyńki dziyweczki lutować.
Służba nie szła do domu z pustymi rękami
Wszyscy służący, zarówno odchodzący do swoich domów na „urlop”, jak i opuszczający na zawsze gospodarstwo, oprócz otrzymanej już na św. Szczepana całorocznej zapłaty, przed odejściem z domu dostawali spory bochenek chleba, połeć wędzonego boczku, osełkę lub dwie domowego masła, tuzin, dwa lub nawet trzy tuziny jaj, 3-5 litrową bańkę mleka, nieco twarogu. Niekiedy także ubranie lub część garderoby lub buty i nieco fasoli, grochu, bobu i kaszy lub mąki, a także pieczek, jabłek i orzechów.
Uważano, by odchodzący sługa przy zamykaniu drzwi nie pchnął ich nogą, bowiem wtedy gospodarz przez cały rok nie dostałby nikogo do służby, ani najemnika sezonowego do pracy w polu. Byłoby to też zniewagą dla gospodarstwa. Sługę, na którym gospodarzowi zależało, wyprowadzał on aż za drzwi wejściowe, idąc przed nim, co oznaczało życzenie, żeby zdrów wrócił. Bywało bowiem różnie.
O panujących niekiedy stosunkach niechaj między innymi świadczy anegdotka o tym, gdy gospodarz nie umiał się zdecydować, czy sam pojechać na targ, czy wysłać tam parobka, który zapytany o radę odpowiedział: Gazdo, no muszym zrobić jak kożecie, ale wy se możecie wybrać: albo wy pojedziecie do miasta, a jo zustanym z gaździnóm dóma, albo wy zustaniecie dóma, a jo pojadym z gaździnóm.
Święcone wino
Bardzo dawno temu, o czym pamięć jeszcze nie zaginęła, na św. Jana poddawano wino obrzędowi sakralnemu w kościele. Później albo kupione, albo domowe czerwone wino święcono w domu tak, że głowa rodziny podczas stosownej modlitwy zanurzała trzy palce w święconej wodzie i wpuszczała kilka kropel do wina, po czym wszyscy domownicy wypijali po małym kieliszku, a nawet dzieci po jednym lub dwóch łykach.
Resztę trunku przechowywano i używano do celów leczniczych przy grypie, przeziębieniach, kaszlu, bólu gardła itp. Odrobinę tego wina też dodawano do wody dla zwierząt domowych, aby zapewnić im zdrowie i uchronić je przed zatruciem. Zwyczaj te występuje już niezwykle rzadko.
Źródło: Jan Szymik, Doroczne zwyczaje i obrzędy na Śląsku Cieszyńskim, Czeski Cieszyn-Wrocław 2012.
Tagi: 27 XII, czorny tydziyń, Gody, rozchodne dni, św. Jana, służba, tradycje