KARWINA, REGION / Mimo trudnych czasów właśnie powstaje nowa polska organizacja. O tym, jak zrodził się pomysł na jej zawiązanie, jak się tworzy i czym ma się zajmować, rozmawiamy ze Stanisławem Kołkiem, jednym z jej założycieli.

    Trudny czas na rozpoczynanie działalności…

    Organizację udało nam się założyć w tym roku. Choć rozmawialiśmy o tym już od jesieni ubiegłego roku. Do konkretnych posunięć doszło dopiero w styczniu. Organizacja nazywa się „Olza Pro”.

    Skąd taka nazwa?

    Dużo o niej dyskutowaliśmy. Były różne propozycje, na przykład „Zaolzie”, które wyszło od młodszych członków. Ale my, starsi, oponowaliśmy, że nazwa Zaolzie ma niejednoznaczny wydźwięk. Na przykład, jeżeli chcielibyśmy współpracować z Czechami i przedstawilibyśmy się, że jesteśmy organizacją, która się nazywa „Zaolzie”, to może byśmy nie natrafili na zbyt dobry grunt…

    Została więc sama Olza. A skąd to „pro”?

    Ma zaakcentować, że mamy jakiś program, mamy jakiś konkretny projekt, jakieś propozycje. Pro memoriam, czyli dla pamięci. Pro patria – to z łaciny – dla Ojczyzny.

    A więc będzie to polska patriotyczna organizacja? Czym ma się zajmować?

    Chcemy działać w zakresie dbania o miejsca, które zanikają. Przykładem tego jest cmentarz ewangelicki w starej Karwinie.

    A więc zaczęło się wszystko od cmentarza, cmentarz był inspiracją do powołania nowej organizacji i teraz planujecie rozszerzyć tę działalność na inne takie miejsca?

    Tak. Na początku był pomysł, by założyć Towarzystwo Miłośników Karwiny, które miałoby pielęgnować różne zanikające miejsca związane z polskością. Ale ta nazwa by nas ograniczała terytorialnie do Karwiny. A takich miejsc na całym Zaolziu jest więcej. Tak więc zaczęło się od cmentarza i ogólnie Karwiny, ale chcemy wyjść ze swoją działalnością szerzej, na cały region.

    To przypomnij, jak to się z tym cmentarzem zaczęło?

    Byliśmy z kolegami na wycieczce tematycznej patriotyczno-górniczej przy pomniku ofiar II wojny światowej za kopalnią Barbara. I w drodze powrotnej kolega Jot powiedział, że jest tu też niedaleko stary cmentarz ewangelicki. Więc poszliśmy tam, przedzierając się przez zarośla. Stwierdziliśmy, że trzeba by coś z tym zaniedbanym miejscem zrobić. Zaprosiłem kolegę z piłą motorową. Na pierwszą „brygadę” przyszło dziesięć osób. Później kolega Jot puścił to do mediów. I tak się to rozeszło, że w ciągu trzech i pół roku, kiedy działamy na tym cmentarzu, odbyło się już siedemnaście „brygad”. W sumie pracowało przeszło 220 osób. Osiemnasta będzie teraz, na wiosnę, w pierwszą sobotę po Wielkanocy.

    Zdradzisz, kto działa w stowarzyszseniu?

    Pomysłodawcą był w zasadzie młody harcerz z Karwiny, Marek Konieczny. Działa bardzo prężnie w harcerstwie, wiele organizuje we Frysztacie i w Karwinie. Kolejni to znany historyk Józef Szymeczek i młoda redaktor ostrawskiego radia Katarzyna Czerna.

    Na jakim jesteście etapie formalizowania swej działalności?

    Mamy już napisany statut, który konsultowaliśmy z prawnikiem Tomaszem Pustówką, który ma w tych sprawach duże doświadczenie. Statut jest już gotowy i poszedł do zatwierdzenia do czeskich urzędów. Chodzi o to, że jak będziemy tworzyć projekty, które mamy już w głowach, a i na papierze już coś mamy, i będziemy chcieli na to pozyskiwać dotacje, to musimy być oficjalnie zarejestrowani. I to z tego powodu powstała potrzeba założenia stowarzyszenia.

    Uchylisz rąbka tajemnicy, jakie macie kolejne, po cmentarzu, pomysły?

    Na razie nie chciałbym tego zdradzać, bo nie lubię się chwalić planami. Wolę się pochwalić gotową robotą. Bo jak się ktoś chwali planem, a ten plan spali na panewce, to ktoś może powiedzieć „tak się chwaliliście, że to będziecie robić, że to będzie gotowe, a tu nie ma…”. A czasami nie wszystkie przeszkody można pokonać i nie wszystkie pomysły uda się zrealizować. Ale jeśli nie ma pomysłu, jakiegoś projektu, programu – to nie ma działalności. Jeśli ma się jakiś pomysł, a może być szalony, to zaczyna się od dyskusji, żeby go później dopracować, ubrać w jakieś ramy, żeby następnie zyskać fundusze na jego realizację i właściwie go sfinalizować. I wtedy dopiero można coś zaprezentować, powiedzieć, że coś jest gotowe i że to przyniosło jakieś efekty.

    Ale rozumiem, że jakieś konkretne miejsca, które Waszym zdaniem zasługują na zachowanie i upamiętnienie, już macie na oku.

    Oczywiście. Myślę też, że jest dużo ludzi, którzy mają podobne pomysły, tak więc ta baza członkowska jest na razie w takich grubych rysach, ale jak będzie uchwalony statut i organizacja zarejestrowana, to zaczniemy oficjalnie działać, i wtedy pewnie niejedni z podobnymi zainteresowaniami do nas dołączą.

    Czyli zainteresowaniami historyczno–regionalnymi…

    Tak. Z perspektywy polskości.

    Wróćmy do nazwy. Wspominałeś, że obawialiście się, że słowo „Zaolzie” może nie przysparzać Wam sympatyków. Ale sama Olza jednak w nazwie pozostała.

    Tak. Zdecydowaliśmy, że weźmiemy do nazwy Olzę, która jest takim jakby kręgosłupem Zaolzia. A na tym „kręgosłupie” jest zarówno czeska, jak i polska strona. A więc możemy też realizować projekty transgraniczne. Chcemy działać w tym kierunku na całym Zaolziu. Zakładamy, że dołączą do nas osoby, które mają podobne zainteresowania. I chcemy też nawiązać współpracę z organizacjami niekoniecznie tylko z czeskiej strony Śląska Cieszyńskiego.

    Harcerzom udało się już jakiś czas temu nawiązać współpracę z organizacją, która działa w Polsce i nazywa się „Odra-Niemen”. Liczymy na to, że będziemy się wymieniać doświadczeniami. Oni mają bardzo szeroki zakres działalności. Jak uświadomimy sobie, gdzie jest Odra, a gdzie jest Niemen, to swą działalnością obejmują właściwie całą Polskę i Kresy Wschodnie, więc geograficznie mają bardzo szerokie pole działania. A my, jak wymyślaliśmy naszą nazwę, to stwierdziliśmy, że dobrze to wygląda symbolicznie. Jeśli będziemy z nimi współpracować, to geograficznie przecież Olza wpada do Odry.

    Oni mają w nazwie rzekę, której dopływem jest rzeka, którą my mamy w nazwie. Więc jak dołączymy teren naszej działalności – tak zwane Zaolzie, do terenu, na którym oni działają, to razem obejmiemy zasięgiem działalności chyba wszystkie ziemie, które są etnicznie polskie, na których więc pozostały ślady tej polskości, które i oni, i my mamy na celu upamiętniać.

    Potrzebne było do tego powołanie nowego stowarzyszenia?

    Moglibyśmy sobie działać ot tak, nie będąc oficjalnie zrzeszeni, jak robiliśmy to przy porządkowaniu cmentarza ewangelickiego. Ale jak trzeba będzie na przykład zebrać pieniądze na renowację jakiegoś pomnika, to trzeba być oficjalnie zarejestrowanym, by dostać na to fundusze. Są w Polsce organizacje rządowe, które na takie cele dają pieniądze. Nawet kiedyś usłyszałem takie zdanie jednego działacza, że „Polacy to za granicę dają więcej pieniędzy na zmarłych, niż na żywych”. Na renowacje cmentarzy, pomników, tablic pamiątkowych – na to są finanse, żeby tę polskość przypominać, utrwalać, zachować jej ślady. I my mamy w planie to robić na Zaolziu – zanikające polskie miejsca upamiętniać. A Polska jako państwo na to pieniądze ma i je daje.

    Czyli Polska o nas nie zapomniała, ale my też musimy nie zapominać o Polsce.

    Nie, nie zapomniała. I my powinniśmy ją godnie reprezentować. I odwdzięczyć się za to, że nas finansuje.

    Tagi: , , , , , , , ,

      Komentarze



      CZYTAJ RÓWNIEŻ



      REKLAMA Reklama
      REKLAMA Reklama
      Ministerstvo Kultury Fundacja Fortissimo

      www.pzko.cz www.kc-cieszyn.pl

      Projekt byl realizován za finanční podpory Úřadu vlády České republiky a Rady vlády pro národnostní menšiny.
      Projekt finansowany ze środków Ministerstwa Spraw Zagranicznych w ramach konkursu pn. Polonia i Polacy za granicą 2023 ogłoszonego przez Kancelarię Prezesa Rady Ministrów.
      Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/autorów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych oraz Fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie im. Jana Olszewskiego