Przypominamy dziś artykuł sprzed dwudziestu lat. Jego autor Tadeusz Wratny (1929-2005), pochodzący z Orłowej malarz, fotograf, wieloletni współpracownik „Zwrotu”, powrócił w nim do tragicznych przeżyć swojego dzieciństwa, które przypadło na czas wojny.

    I pod drzwiami staną, i nocą…

    …kolbami w drzwi załomocą… Te słowa poety Władysława Broniewskiego wiernie oddają sytuację, która miała miejsce w początkach kwietnia 1940 roku w setkach polskich domów na Zaolziu.

    Hitlerowcy „Übermenschowie” wraz z ich lokalnymi sługusami rozpoczęli realizację szatańskiego planu wyniszczenia polskiego elementu narodowego na terenach wówczas włączonych do III Rzeszy. Niezliczone zastępy Polaków, przedstawicieli życia narodowego i społecznego na Zaolziu, znalazły się w lochach więziennych i za drutami obozów koncentracyjnych.

    Pamiętam, jak o bladym świcie owego kwietniowego poranka dwaj niemieccy, po zęby uzbrojeni żandarmi w stalowych hełmach wyprowadzali z naszego mieszkania w Orłowej mego ojca Franciszka Wratnego. Nie bardzo wtedy, jako dziesięcioletni chłopak, rozumiałem, co oznaczają łzy w oczach mego ojca i czego wyrazem jest mocniejszy niż zwykle serdeczny uścisk jego dłoni. Przez kilka jeszcze chwil wraz z tonącą we łzach matką patrzyliśmy przez okno na postać ojca znikającą w porannej mgle.

    W ciągu następnych dni dowiadywaliśmy się, iż podobny los spotkał inspektora Władysława Wójcika, kierownika szkoły Palucha, doktora Buzka, nauczyciela Karola Pastuszka i Józefa Dadoka, profesora Buriana i Badurę, nauczyciela Gustawa Przeczka, urzędnika Teodora Knaba i Rudolfa Gogolę, stolarza Gawlasa, górnika Brzozę oraz licznych naszych znajomych.

    Pełni niepokoju o los ojca oczekiwaliśmy na jakąś wiadomość od niego. Wreszcie po tygodniach nadszedł krótki list ze złowrogim nadrukiem Konzentrationslager Dachau. Ojciec przesłał w nim krótkie pozdrowienia i doniósł, że jest zdrowy.

    Po dwóch miesiącach przyszedł następny list. Tym razem już z innego obozu – Mauthausen-Gusen. Był również jak poprzedni bardzo krótki i pisany po niemiecku. Tego bowiem wymagały przepisy obozowe.

    W porównaniu z poprzednim listem dało się wyraźnie zauważyć, iż piękne, dokładne, niemal kaligraficzne pismo ojca było rozchwiane i niemal nieczytelne. Ręka, która te słowa pisała, była coraz mniej sprawna. Na pierwszej stronie listu widniał adres wysyłającego: Konzentrationslager Mauthausen-Gusen, Block 3, Stube B, Nr 3209.

    Wieczorem 13 września 1940 roku zjawił się w domu listonosz i wręczył matce telegram ze złowrogim podpisem: Lagerkomandannt Ziereis. Byłem sierotą.

    Dzisiaj, po sześćdziesięciu latach od tamtych jakże brzemiennych w skutki dniach, należy przypominać te wydarzenia i przestrzec przed tym, iż wciąż jeszcze w świecie drzemią siły, którym marzy się zgotowanie ludziom podobnego losu.

    („Zwrot”, 2000, nr 4)

    Tagi: , ,

      Komentarze



      CZYTAJ RÓWNIEŻ



      REKLAMA Gorolskiswieto.cz
      REKLAMA
      Ministerstvo Kultury Fundacja Fortissimo

      www.pzko.cz www.kc-cieszyn.pl

      Projekt byl realizován za finanční podpory Úřadu vlády České republiky a Rady vlády pro národnostní menšiny.
      Projekt finansowany ze środków Kancelarii Prezesa Rady Ministrów w ramach konkursu Polonia i Polacy za Granicą 2023-2024.
      Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/ów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów oraz Fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie im. Jana Olszewskiego.