CZESKI CIESZYN / Kolejne z cyklu spotkań „Bez stereotypów. Czesi i Polacy o sobie nawzajem” przyciągnęło w piątkowe popołudnie 27 września do kawiarni Avion tłumy. Nie tylko zabrakło miejsc siedzących, ale nawet stojących – zaciekawieni tematem słuchacze stali w sieni. Ci przynajmniej mieli czym oddychać dzięki uchylanym co jakiś czas drzwiom na zewnątrz.

Jakiż to temat przyciągnął aż tylu zainteresowanych? Otóż tym razem salon dyskusyjny poświęcono krajanom ze Śląska Cieszyńskiego, którzy 50 lat temu wyjechali w Bieszczady, do nieznanego południowo-wschodniego zakątka Polski, aby znaleźć tam nowy dom.

W dodatku temat omówił nie kto inny, a sami opisywani. W spotkaniu bowiem wzięli udział Edgar Beneš i Janina Brozda, którzy nad Olzę przyjechali z dalekich Puław w Beskidzie Niskim wraz z rodzinami.

O życiu dawniej i dziś w dalekim Beskidzie Niskim opowiadali Edgar Beneš i Janina Brozda

Po przyjeździe przeżyli szok

Edgar Beneš gdy wyjechał dobiegał trzydziestki. Janina Brozda miała 13 lat i – jak przyznała – przeżyła szok. – Pokazałam moim wnukom moją szkołę – czeskocieszyńską polską podstawówkę, mówiąc, że przez te 50 lat niewiele się zmieniła – mówiła.

Po czym opisała, jak po przyjeździe w nowe miejsce przeżyła szok, gdy przyszło w pomieszczeniu z klepiskiem nazywanym szkolną klasą siedzieć w płaszczach, bo budynek nie był ogrzewany. O toaletach w ogóle wolała nie wspominać.

Literatura historyczna

Spotkanie prowadziła Ewa Gołębiowska, która na wstępie podkreśliła, że temat Zaolziaków, którzy utworzyli społeczność chrześcijańską w dalekich Bieszczadach, od dawna ją intrygował i fascynował.

Jest na ten temat literatura, m.in. Józefa Szymeczka „Stanowczy chrześcijanie na Zaolziu i przyczyny ich zbiorowej emigracji do Polski w latach 1962-1968” czy profesora religioznawstwa Zbigniewa Paska „Związek stanowczych chrześcijan. Studium historii idei religijnych”. Możliwość spotkania z bohaterami tych opowieści jest jednak czymś bezcennym i wyjątkowym.

Pierwsze lata osadnictwa

Podczas spotkania w Avionie Edgar Beneš opisał, ilustrując zdjęciami, jak wyglądały pierwsze lata osadnictwa. – Do najbliższej drogi żwirowej było 11 km, do najbliższej komunikacji 15 – wspominał.

Pokazał zdjęcie oświetlenia, jakim dysponowali – lampa naftowa na stole no i druga, przenośna gdy po ciemku trzeba było wyjść na zewnątrz. Choćby do latryny. Prąd doprowadzono do ich wsi dość szybko, bo już po 2 latach.

Ale w innych kwestiach czas zatrzymał się tam na dużo dłużej. Jak wyglądała komunikacja, opowiadał pokazując na zdjęciu traktor z przyczepą, na której siedziały dzieci dowożone w ten sposób do szkoły.

Również wyprawa do najbliższego miasteczka, oddalonego od Puław mniej więcej jak Cieszyn od Ostrawy odbywała się na ciągniętej przez traktor przyczepie.

Ale czas płynie, świat się zmienia. Nawet w odległe zakątki Bieszczad i Beskidu Niskiego dotarła cywilizacja. I tu prelegent pokazał współczesne zdjęcia tych samych miejsc.

Tam, gdzie kiedyś jeździło się przez bród, teraz jest nowoczesny most, tam, gdzie były błotniste koleiny, teraz nowy asfalt. A w zeszłym roku na 50-lecie wsi wybudowano dom wiejski. Jest też obecnie infrastruktura narciarska, ośrodek wypoczynkowy.

Motywy wyjazdu

Przy omawianiu losów Zaolziaków, którzy pół wieku temu postanowili osiedlić się w dalekich stronach i utworzyli tam zwartą do dziś istniejącą społeczność, nie mogło zabraknąć wyjaśnień, kim byli i jakie były ich motywy.

Otóż w Bieszczady przenieśli się członkowie zaolziańskich zborów m.in. w Żukowie, Nieborach. Dzisiejsza nazwa ich społeczności tam w Bieszczadach brzmi: Ewangeliczna Wspólnota Zielonoświątkowa.

Pierwsze nabożeństwo chrześcijańskie odprawiono tam w 1969 roku, jak druga rodzina przyjechała do Puław. Starali się o rejestrację jako związek wyznaniowy, by móc wybudować dom modlitwy.

A co sprawiło, że zdecydowali się wyjechać? Takie pytanie padło nawet z sali. Beneš przyznał, że nie do końca było tak, że do wyjazdu zmusiły ich prześladowania na tle religijnym, choć nie do końca też było w tej kwestii dobrze. – Ja na przykład wybierałem się na studia i powiedziano mi, że aby studiować, muszę podpisać oświadczenie, że nigdy nie będę uczestniczył ani czynnie ani biernie w życiu kościoła – wspominał.

Pracował więc w hucie trzynieckiej, jego żona w drukarni. A studia, rolnicze, które były mu bardzo potrzebne w gospodarowaniu tam w Bieszczadach, ukończył później w Krakowie.

Rozważając natomiast, czy decyzja o wyprowadzce w nieznane była słuszna, Beneš posłużył się statystyką. – 89 osób się przeprowadziło, 32 umarło, 98 się urodziło. Niech to będzie odpowiedz na pytanie czy to miało sens – skwitował.

Oprócz zdjęć – archiwalnych, sprzed pięćdziesięciu lat oraz współczesnych, jak teraz wyglądają Puławy, goście spotkania mieli okazję obejrzeć również krótkie filmy. A że umieszczone są one w sieci, to i nasi czytelnicy, którzy na spotkaniu nie byli, a temat ich zaciekawił mają tą możliwość. Film znajdziemy tutaj.

(indi)

Tagi: , , ,

Komentarze



CZYTAJ RÓWNIEŻ



REKLAMA Gorolskiswieto.cz
REKLAMA
Ministerstvo Kultury Fundacja Fortissimo

www.pzko.cz www.kc-cieszyn.pl

Projekt byl realizován za finanční podpory Úřadu vlády České republiky a Rady vlády pro národnostní menšiny.
Projekt finansowany ze środków Kancelarii Prezesa Rady Ministrów w ramach konkursu Polonia i Polacy za Granicą 2023-2024.
Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/ów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów oraz Fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie im. Jana Olszewskiego.