Z poczty redakcyjnej
E-mail: info@zwrot.cz
O członkach chóru Gorol mówi: „moi gorole” albo „chłopaki”. Nie ma wątpliwości, że świetnie się dogadują, chociaż jest w tym gronie jedyną kobietą. O drodze z Ustronia do Wędryni, dyrygenturze, talentach jabłonkowskich goroli i muzycznym klimacie Zaolzia rozmawiamy z dyrygentką Katarzyną Kantor.
Wprawdzie do Zaolzia miałaś zawsze niedaleko – rodzinny Ustroń, studia w Cieszynie – ale twoje pierwsze spotkanie z tym regionem było zdecydowanie nietypowe: 21-letnia studentka i liczący ponad 40 goroli chór męski…
To był rok 2004. Gorolem dyrygował mój kolega ze studiów, Andrzej Mozgała. Kiedy skończył studia w Cieszynie, poszedł na Akademię Muzyczną do Katowic i czasowo nie dawał rady już prowadzić chóru. Wtedy moja profesor, Aleksandra Paszek-Trefon, stwierdziła: muszisz spróbować.
Miałaś jakieś doświadczenie w prowadzeniu chóru?
Nie. Uczyłam się dyrygentury na studiach, ale Gorol był moim pierwszym chórem.
Czyli od razu skok na głęboką wodę…
O tak, to było duże wyzwanie… Ale pani profesor powiedziała mi wtedy: jak nie spróbujesz, będziesz żałować. Zawsze możesz powiedzieć „nie”, ale przynajmniej spróbuj. I w ten oto sposób w styczniu 2004 roku pojechałam na pierwszą próbę i … zostałam do dziś. Początki były trudne, naprawdę nie było mi łatwo – byłam młoda, na trzecim roku studiów, bez doświadczenia. W dodatku w chórze śpiewał były dyrygent, myślę, że próbował mnie trochę sprawdzić…oj, to był stres! Nie miałam doświadczenia, wszystkiego musiałam się nauczyć, a do tego chórzyści ciężko przyzwyczajali się do zmiany: a bo to zawsze śpiewaliśmy tak, a tamto tak… trudno było namówić panów na coś innego. Ale potem, kiedy mi zaufali, praca poszła dużo lepiej. I tak pracujemy do dziś. Cieszę się, że Gorol jest jednym z młodszych, jeśli chodzi o wiek śpiewaków, chórów na Zaolziu. Mamy reprezentantów wszystkich pokoleń: są młodzi (chociaż na pewno mogłoby ich być więcej), jest „silny środek” oraz starsi chórzyści, a nawet tacy, którzy pamiętają początki chóru. Śpiewają całe rodziny, bracia, kuzynowie. Byle tak było dalej. Trzeba nam wciąż młodych, niech chłopaki śpiewają – zapraszamy wszystkich chętnych. Dziś z całą pewnością mogę powiedzieć, że gdybym wtedy nie spróbowała, byłoby czego żałować. Gorol to już kawał mojego życia. W chórze poznałam też męża.
….
Rozmawiała Elżbieta Przyczko.
Całą rozmowę z Katarzyną Kantor można przeczytać w listopadowym „Zwrocie”.
Tagi: Chór męski Gorol, Katarzyna Kantor
Komentarze