CZESKI CIESZYN / Dwujęzyczność zdaje się być standardem na Zaolziu. Ale może lepsza by była trójjęzyczność? To temat, nad którym debatowano podczas konferencji zainicjowanej przez organizację „Koexistencia” 12 listopada w czeskocieszyńskim klubie „Dziupla”. A stanowił on przy okazji sposobność do spojrzenia na obecne możliwości używania języka polskiego w sferze publiczno-administracyjnej na Zaolziu.

    Punktem wyjściowym był referat Ladislava Langera, na co dzień lekarza z czesko-cieszyńskiej polikliniki, który od lat jest zafascynowany retoromańską społecznością Ladynów, niewielkiej, trzydziestotysięcznej grupy etnicznej mieszkającej w Tyrolu Południowym. Prowincja ta, należąca do Włoch, jest ponadto największym w tym kraju skupiskiem ludności niemieckojęzycznej, a zatem tablice drogowe w trzech językach, takież szyldy na sklepach czy wywieszki informacyjne nikogo tam nie dziwią.

    – Ale w gospodach są napisy tylko w jednym języku. Jak ja to mówię, „czyja gospoda tego język” – półżartem stwierdził Langer, który w swym wystąpieniu wielokrotnie odnosił się do realiów zaolziańskich. Porównał Ladynów, toutes proportions gardées, do śląskocieszyńskich „Goroli”.

    – Bez wątpienia „polskość na Zaolziu” wymiera i to w ostatnich latach, i to szybciej, jak się świat szalenie globalizuje. I to jest z perspektywy zachowania kulturowego i etnicznego bogactwa źle. A dlaczego tak jest? Moja opinia jest taka: młodzi „Zaolzianie” mianowicie nie utożsamiają się ani z historyczną, ani z obecną Polską jako swoją „ojczyzną”, tak jak to się im w szkole z polskim językiem nauczania podsuwa. A przecież mogliby się utożsamiać z regionem, w którym wyrastają i wyrastali ich przodkowie, to jest w ramach terenów historycznego Śląska Cieszyńskiego, które było do 29 lipca 1920 roku.

    Zwrócił też uwagę na negatywny odbiór słowa Zaolzie u czeskich mieszkańców i sugerował wprowadzenie terminu „Nadolzie”, który by łączył wszystkie mieszkające tu grupy i narody. A trójjęzyczność, jego zdaniem, również by to wspomogła.

    Uczestnicy spotkania zwrócili jednak uwagę, że gwara (bo to ona miałaby być tym „trzecim językiem”) nie jest specjalnie mile widziana w szkołach czeskich, gdzie wymaga się od dzieci używania literackiej czeszczyzny.

    – Nauczycielka mówi, by mówić po czesku – zwrócił uwagę Tadeusz Toman, współorganizator spotkania.

    A należy też zwrócić uwagę, że trójjęzyczne napisy na „Gorolskim święcie” typu: „Zakaz sprzedaży napojów alkoholowych osobom poniżej 18 roku życia – Zákaz prodeje alkoholických nápojů osobám mladším 18 let – Młodym kwitu nie lejymy”, stanowią nie tyle postulat wprowadzenia gwary, co bardziej są podkreśleniem ludycznego charakteru tej imprezy.

    Wreszcie, co nie zabrzmiało już w dyskusji, Ladynowie mówią odrębnym, skodyfikowanym językiem, natomiast „po naszymu” – przy całym szacunku dla jego użytkowników i fascynatów – językiem sensu stricto nie jest. Ponadto identyfikacja z całym „historycznym Śląskiem Cieszyńskim” jest w zasadzie mrzonką i dotyczy ona tylko niewielkiej grupy mieszkańców Zaolzia (podobnie jak identyfikacja z Polską), natomiast gros z nich utożsamia się z regionem, który powstał właśnie – by przypomnieć podaną przez Langera datę – po 29 lipca 1920 roku.

    Natomiast Dariusz Branny, prawnik, członek Rady Rządu RC ds. Mniejszości Narodowych w swoim wystąpieniu przybliżył zebranym kwestię stosowania języka ojczystego przez mniejszości narodowe w świetle prawa Republiki Czeskiej.

    – Obywatele należący do mniejszości narodowych mają „prawo do używania swojego imienia i nazwiska w języku mniejszości narodowej” – mówił Branny. Zaznaczył też, że to rodzice o narodowości innej niż czeska decydują czy ich córka będzie miała zapis w metryce nazwiska z końcówką „-ová”, czy też w formie męskiej.

    – Obywatel Republiki Czeskiej należący do mniejszości narodowej, która tradycyjnie i historycznie zamieszkuje na terytorium Republiki Czeskiej ma prawo składać podania i używać w postępowaniu administracyjnym języka swojej mniejszości narodowej.

    Jak zwrócili uwagę uczestnicy spotkania, polscy samorządowcy na Zaolziu nie mają tej wiedzy, nie znają też wszystkich praw przysługujących mniejszościom. A trudno egzekwować coś, czego się nie zna.

    – Nie wykorzystujemy tych praw, które mamy – skwitował obecny na spotkaniu Roman Zemene, przewodniczący komitetu ds. mniejszości narodowych w Wędryni. I w tym kontekście Stanisław Gawlik przypomniał słowa prezydenta Masaryka, podczas jego wizyty na Zaolziu w latach trzydziestych: „Kolik práv si vybojujete, tolik budete mít”

    – Teraz jest tak samo – skwitował.

    W konferencji uczestniczyli też wójtowie Ropicy i Wędryni oraz przedstawiciele rad gminnych, w tym i ci związani z Ruchem Politycznym „Coexistentia”.

    (ÿ)

    Tagi: , , , , , , ,

      Komentarze



      CZYTAJ RÓWNIEŻ



      REKLAMA Reklama

      REKLAMA
      Ministerstvo Kultury Fundacja Fortissimo

      www.pzko.cz www.kc-cieszyn.pl

      Projekt byl realizován za finanční podpory Úřadu vlády České republiky a Rady vlády pro národnostní menšiny.
      Projekt finansowany ze środków Ministerstwa Spraw Zagranicznych w ramach konkursu pn. Polonia i Polacy za granicą 2023 ogłoszonego przez Kancelarię Prezesa Rady Ministrów.
      Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/autorów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych oraz Fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie im. Jana Olszewskiego