Z poczty redakcyjnej
E-mail: info@zwrot.cz
Festiwalowy schemat właściwie jest ten sam i chętnie z niego korzystają dziennikarze: ulicami przeszedł barwny korowód (lub imponujący pochód), prezes wygłosił podniosłe przemówienie, działacze wystąpili, tancerze zatańczyli, chórzyści zaśpiewali, a wszyscy dobrze się bawili i ogólnie impreza była udana.
Na szczęście jednak żurnaliści ze swej natury są wścibscy i dociekliwi, i pojawiwszy się już na Festiwalu PZKO starają się wchodzić za kulisy, „podsłuchiwać” uczestników imprezy, słowem – wyłapywać wszelakie smaczki, o których potem relację na tych czy innych łamach skrzętnie zdają.
Jednakże podczas pierwszego Festiwalu, który odbył się w lipcu 1953 w cieszyńskim Parku Sikory, z poszukiwaniem tych smaczków było krucho i „Głos Ludu” nie omieszkał wyrazić żalu, że „dział gospodarczy PZKO nie postarał się o dostateczne zaopatrzenie bufetów w żywność, bowiem już koło godziny 19 uczestnicy nadaremnie szukali parówek, kiełbasek czy kanapek”. Ale to drobiazg, bowiem „sama organizacja festiwalu poza tym małym zgrzytem dotyczącym żołądków była naprawdę dobra” (GL 16.7.1953).
Kwestie problemów aprowizacyjnych w niemal pół wieku później podniosło pewne małżeństwo z Bielska-Białej, ochoczo cytowane przez „Głos Ludu”: „Wydaje nam się jednak, że na taki tłum ludzi za mało jest tutaj stoisk oferujących swoje specjały. Trzeba stać długo w kolejce, z tego też powodu ludzie są podenerwowani. Byliśmy nawet świadkami kłótni dwóch mężczyzn, którzy przed jednym ze stoisk ‘walczyli‘ o to, komu należy się ostatnia sztuka mięsa” (GL 30.5.2002).Ponoć w całym obiekcie festiwalowym znajdowało się wówczas tylko osiem miejsc, gdzie można było zaspokoić potrzeby podniebienia i wspomnianego wcześniej żołądka.
Jednakże pełny brzuch to nie wszystko, bo wszak dobrze zjeść można – co wielu przyzna – tylko u mamy. Ponadto ów bachórz może przeszkadzać w zawodach. Ale nie tylko on. Otóż, jak relacjonował korespondent „Głosu” w 1967 roku, „jedna z dziewcząt zebrała ze sobą z domu maskotkę – żółtego miśka, aby pomógł jej w zdobyciu laurów sportowych. Niestety okazało się, że we współczesnym atomowym świecie nie można liczyć na maskotki. Mańce wiodło się gorzej na finałach, niż kiedykolwiek przedtem. – Płacząc ze złości wyrzuciła więc boguducha winnego misia z kieszeni dresu i zacisnąwszy zęby zaczęła wspinać się na linie. I o dziwo! Poszło jej znakomicie w tej, jak również w następnych dyscyplinach. Jeszcze jeden człowiek wyzwolił się więc ze szponów zabobonu…” (GL, 4.7.1967).
A skoro już o sporcie mowa, to nie można zapominać o słynnych Gimnastach. W obserwujący ich tłum wcisnął się jeden z dziennikarzy: „Z zapartym tchem przyglądano się gimnastykom z Wędryni. ‘Nie klaskej tak głośno, bo się zlękną i stanie się nieszczęście. Poczkej, aż ci z tego wyrchu zeskoczóm na dół‘ – usłyszałem w pewnym momencie. I kiedy w końcu wykonawszy po mistrzowsku piramidę wszyscy sportowcy stanęli na deskach, dopiero wtedy starsze małżeństwo zaczęło bić brawa.” (GL, 30.5.2002).
Ale prócz „podsłuchiwania” dziennikarze często wdawali się w pogawędkę z napotkanymi festiwalowiczami: „‘My sóm z Rychwołda. Ale, wiycie, my sóm tacy dziwni pezetkaowcy‘ – pan uśmiecha się tajemniczo. ‘No, ón mo czeskóm narodowość, ale je w PZKO. Jak dłógo? Uż osiym roków – no, osim’ – wyjaśnia żona. ‘Na tóż, chodzili my dycki wroz na wszystki imprezy, zebrania – bo wiycie, óna je rodzono rychwołdzanka, jyny jo se tam prziżynił. I tak mi to było gupi, że tam fórt chodzym jak cudzy, tak żech roz zaszeł za prezesym i prawiym mu, że bych chcioł wstómpić do PZKO. A przezes prawi, że dobre, że bydóm radzi. Bo wiycie, u nas to ni ma nic dziwnego, u nas w kole je pełno takich miyszanych małżyństw, co to chłop je Polok, a baba Czeszka, abo naopak, a obo sóm w PZKO. Podobo sie mi tyn spółek, jako że je zamierzóny na kulture, oświate. A nejbardzi sie mi podobajóm festiwale. Na tyn żech se uż nimóg doczkać…’” (Zwrot, 7/1987).
Jarosław Jot-Drużycki
Cały artykuł o poprzednich edycjach Festiwali PZKO w prasie znajdą Państwo w majowym „Zwrocie”.
Czytaj też: Historia Festiwali na zdjęciach
Miesięcznik „Zwrot” można kupić w Księgarni i Klubie Polskiej Książki (ul. Czapka 7, Cz. Cieszyn), w Trzyńcu (kiosk przy dworcu autobusowym obok apteki DR. MAX), w Bystrzycy (kiosk obok Tesco), w Gródku (sklep gospodarstwa domowego), w Nawsiu (kiosk na dworcu kolejowym), w Jabłonkowie (kiosk na rynku).
„Zwrot” można również nabyć w postaci cyfrowej .
Tagi: dziennikarze o Festiwalach PZKO, Festiwale PZKO, Gimnaści, Park Sikory, Wydziobane