Czesława Rudnik
E-mail: redakcja@zwrot.cz
Katyń, całkiem zwyczajna wioska rosyjska przy szosie ze Smoleńska w kierunku Witebska, położona w pobliżu wysokiego lasu sosnowego nad zakolem Dniepru, stał się symbolem jednej z największych zbrodni wojennych dziejów nowożytnych. Musiało upłynąć pół wieku, by urzędy sowieckie przyznały, że oficerów polskich zakopanych w tych miejscach rozstrzelali w 1940 roku funkcjonariusze organów bezpieczeństwa NKWD.
Na początku lat dziewięćdziesiątych odnaleziono następne masowe groby na przedmieściach Charkowa na Ukrainie i w pobliżu rosyjskiego Tweru, tak więc liczba pomordowanych polskich oficerów i policjantów zbliżyła się do niemal 15 tysięcy. Los następnych 10 tysięcy polskich więźniów był równie tragiczny, ich grobów jednak najczęściej szuka się do tej pory.
Chociaż od popełnionej zbrodni dzieli nas dziś już kilkadziesiąt lat, ciągle nie znika z naszej pamięci. Zmarli z Katynia, Charkowa i Tweru wprawdzie doczekali się wreszcie godnych cmentarzy, a zbrodnię przypomina już kilka tysięcy książek i prac naukowych, ale sprawiedliwości dziejowej ciągle jeszcze nie stało się zadość. Brakuje nie tylko należytego objaśnienia niektórych okoliczności zbrodni i nazwania wszystkich jej ofiar, ale przede wszystkim określenia i osądzenia wszystkich sprawców i współsprawców mordu, mimo że ze względu na dystans czasowy dzielący te wydarzenia miałoby znaczenie już raczej tylko symboliczne i moralne.
Należyte doprowadzenie do końca śledztwa, do którego zobowiązał się rząd rosyjski, postępowało (zapewne celowo) tak opieszale, że większość morderców odeszła już z tego świata śmiercią naturalną. Przedmiotem sporu jest dziś przede wszystkim niechęć strony rosyjskiej do uznania mordów katyńskich za zbrodnię przeciwko ludzkości, która według prawa międzynarodowego nie ulega przedawnieniu.
Zbrodnia katyńska szczególnie boleśnie dotknęła również polską społeczność na Zaolziu.
Korzenie zbrodni
O odkryciu grobów w lesie koło Katynia świat dowiedział się już w kwietniu 1943 roku, kiedy ta część Rosji opanowana była drugi rok przez armię niemiecką, i wiadomość o zbrodni początkowo uważał za wymysł nazistowskiej propagandy. W ośmiu odkrytych grobach leżało ponad cztery tysiące oficerów polskiego wojska, zamordowanych strzałem w tył głowy.
Międzynarodowa komisja lekarzy sądowych potwierdziła, a niezależnie od niej uczynili tak i eksperci Polskiego Czerwonego Krzyża, że do zbrodni doszło już wiosną 1940 roku, a więc ponad rok przed nazistowskim atakiem na ZSRR. Podczas ekshumacji znaleziono ponad trzy tysiące dokumentów, umożliwiających identyfikację większości ofiar.
Udowodniono, że chodzi o polskich oficerów wziętych do niewoli przez Armię Czerwoną, która na podstawie paktu Ribbentop-Mołotow w nocy na 17 września 1939 roku wtargnęła do Polski, rozpaczliwie broniącej się już trzeci tydzień przed agresją wojenną niemieckiego okupanta.
Naczelny wódz armii polskiej wydał wtedy rozkaz, aby jego żołnierze nie stawiali oporu Sowietom i starali się przedostać do Rumunii. Mimo że w ogóle nie ogłoszono stanu wojny między Polską a ZSRR, do niewoli wziętych zostało około 250 tysięcy polskich żołnierzy.
Zwykli żołnierze zostali od razu zwolnieni, innym udało się zbiec lub zostali przekazani Niemcom. Około 130 tysięcy jeńców deportowano ostatecznie do obozów w głębi ZSRR. Ogłosili to swoim rodzinom, ale na początku 1940 roku korespondencja z domem rodzinnym została nagle przerwana.
Pół wieku kłamstw
Kiedy w lecie 1941 roku zaczęto w ZSRR organizować polską armię zagraniczną, jeńcy na podstawie amnestii wypuszczeni zostali z obozów. Większości z wziętych do niewoli oficerów jednak brakowało. Na kilkakrotne żądania przedstawicieli polskiego rządu emigracyjnego o sensowne wyjaśnienie losu jeńców nie potrafili działacze sowieccy odpowiedzieć. Część zaginionych znaleźli potem Niemcy w Katyniu.
Oskarżenie o zbrodnię Sowieci z oburzeniem odrzucili i jako sprawców oznaczyli niemieckich okupantów. Miało to udowodnić także śledztwo sowieckiej komisji lekarskiej w styczniu 1944 roku, po wycofaniu się Niemców ze Smoleńska. Starali się za wszelką cenę przeszkodzić w tym, by śledztwo w sprawie zbrodni w Katyniu przeprowadził Międzynarodowy Czerwony Krzyż. Oskarżyli nawet polski rząd emigracyjny o współpracę z Niemcami i w końcu zerwali z nim stosunki dyplomatyczne.
Katyń stał się tak dobrym pretekstem do zaszeregowania Polski do sfery wpływów sowieckich, ponieważ niebawem doszło na Wschodzie do sformowania polskiego rządu o prosowieckiej orientacji. Katyń wpływał jednak także na stosunki między sojusznikami koalicji antyhitlerowskiej. Mocarstwa zachodnie znały wprawdzie z własnych i niezależnych źródeł prawdę o sprawcach mordu, w interesie utrzymania sojuszniczej jedności jednak świadomie milczały.
Nie odezwały się ani po zakończeniu wojny w Europie, najpierw w celu zyskania sowieckiego sprzymierzeńca w pokonaniu Japonii, później zapewne nie chciały narażać kruchej jedności powstającej ONZ i porozumień kształtujących oblicze powojennego świata. Milczały także podczas próby oskarżenia przez Związek Sowiecki o tę zbrodnię oddziałów niemieckich, do którego doszło przed Międzynarodowym Trybunałem Wojskowym w Norymberdze w 1946 roku. Oskarżenie zostało odrzucone jako nieprzekonujące, jednak prawdziwi sprawcy nie zostali ujawnieni.
Dopiero po doświadczeniach z wojny koreańskiej i w nowej sytuacji politycznej na świecie doszło do zmiany spojrzenia na zbrodnię katyńską. Specjalna komisja śledcza Kongresu USA w protokole końcowym z 1952 roku po rozległych dochodzeniach potwierdziła, że mord ponad wszelką wątpliwość popełnili funkcjonariusze sowieckich służb bezpieczeństwa.
W krajach bloku socjalistycznego z Polską i Czechosłowacją włącznie rozpętała się przeciwko stanowisku Kongresu amerykańskiego ogromna kampania propagandowa i prawda o sprawcach zbrodni była tu przez prawie czterdzieści następnych lat przemilczana lub fałszowana według sowieckiej wersji wydarzeń.
Dopiero upadek komunistycznego systemu totalitarnego i rozluźnienie stosunków politycznych po 1989 roku umożliwiły udostępnienie społeczeństwu obiektywnych informacji. Do odpowiedzialności za popełnione przestępstwo przyznał się Związek Sowiecki ustami Michaiła Gorbaczowa dopiero w kwietniu 1990 roku.
Rozkaz mordu
Sowieckie (a następnie rosyjskie) urzędy zaczęły udostępniać, chociaż niezbyt chętnie, dokumenty archiwalne o zbrodni. Okazało się, że zbrodnie popełnione w Katyniu były częścią szerszego zamysłu likwidacji polskich jeńców i że dokonali ich funkcjonariusze sowieckiej NKWD na rozkaz biura politycznego komitetu centralnego sowieckiej partii komunistycznej WKP(b).
Protokół z jego posiedzenia z 5 marca 1940 roku z podpisem Stalina i innych członków biura politycznego zlecał NKWD „rozpatrzenie w trybie nadzwyczajnym” spraw 14 700 osób zatrzymywanych w obozach dla jeńców wojennych i dalszych 11 000 osób więzionych w zachodnich regionach Ukrainy i Białorusi, „przy użyciu najwyższej kary – rozstrzelania”.
Obrady miały przebiegać bez wzywania owych „zażartych wrogów władzy sowieckiej”, którzy nie mieli się nawet dowiedzieć o wniesionych oskarżeniach. W kwietniu i maju 1940 roku zwieziono ich do najbliższych zarządów obwodowych NKWD, strzałem w potylicę zamordowano i zakopano do grobów masowych, najczęściej na gruntach ośrodków rekreacyjnych NKWD.
Za najbardziej wiarygodną informację o ogólnej liczbie ofiar uważa się obecnie notatkę szefa KGB Aleksandra Szelepina z 3 marca 1959 roku, sporządzoną do sprawozdania dla ówczesnego szefa sowieckiego państwa Chruszczowa. Mowa w niej o zastrzeleniu 21 857 osób „z byłej burżuazyjnej Polski”, przy czym 14 552 rozstrzelanych stanowili jeńcy trzech największych obozów.
Około 4421 polskich oficerów z obozu w Kozielsku rozstrzelano w Smoleńsku i w lesie koło Katynia, gdzie zostali wrzuceni do grobów masowych. Około 3820 oficerów z obozu w Starobielsku na Ukrainie rozstrzelano w Charkowie i zakopano na przedmieściu „Piatichatki”. Co najmniej 6311 polskich policjantów, funkcjonariuszy straży granicznej, finansowej i celnej, wywiadowczych i innych służb państwowych, więzionych w obozie w Ostaszkowie na jeziorze Seliger w górnym biegu Wołgi, rozstrzelano w Twerze, ówczesnym Kalininie, i zakopano koło miejscowości Miednoje, dokąd podczas wojny Niemcy w ogóle nie doszli, tak więc ta zbrodnia z całą pewnością nie mogła im zostać przypisana.
Według sprawozdania Szelepina następnych 7305 więźniów rozstrzelano w więzieniach zachodniej Ukrainy i Białorusi. Odnaleziony już został rejestr 3435 polskich obywateli rozstrzelanych na Ukrainie, trwają poszukiwania ich grobów koło miejscowości Bykownia koło Kijowa, koło Władzimira na Wołyniu czy koło miasta Cherson w pobliżu Krymu.
Należy przypuszczać, że pozostałych 3870 osób rozstrzelanych zostało na Białorusi, zapewne w Mińsku czy w Głębokim w obwodzie witebskim. Jeśli chodzi o los owych prawie 4 tys. osób, brakujących do ogólnej liczby wymienionej w „wyroku” biura politycznego, historycy przypuszczają możliwość deportacji polskich więźniów do gułagu koło Władywostoku, dokąd wiosną 1940 roku miało zmierzać chyba 7 transportów, każdy z około tysiącem osób, lub szukają ich grobów w związku z następnymi deportacjami, np. w Tomsku czy w Tawdzie na Uralu.
Ofiary z czeskich ziem
Wśród ofiar zbrodni katyńskiej znalazło się jednak także prawie 500 mężczyzn z obszaru dzisiejszej Republiki Czeskiej. Chodziło prawie wyłącznie o Polaków. Mniej więcej połowa z nich to osoby, które tu się urodziły, inni przyszli tu przed wojną z Polski i w czasie wybuchu wojny mieszkali tu i pracowali.
Absolutna większość z tych, którzy tu się urodzili, pochodziła z terenu Zaolzia, tylko około 10 oficerów pochodziło z Morawskiej Ostrawy, Hranic, Olszan, Brzecławia, Wilemowa, Wysokiego Myta czy Domażlic. Żołnierze, czy to w służbie czynnej, czy w rezerwie, powołani zostali na końcu lata 1939 roku na front przeciw agresji hitlerowskiej.
Inną, jeszcze liczniejszą grupę tworzyli funkcjonariusze polskiej policji (głównie Policji Województwa Śląskiego), żandarmerii i innych oddziałów państwowych, ewakuowani przed frontem na wschód Polski. Tam razem z żołnierzami zostali wzięci do niewoli przez Armię Czerwoną i później rozstrzelani.
Niepełne do tej pory statystyki podają imiennie prawie 100 jeńców z obozu w Kozielsku pogrzebanych w Katyniu, 30 jeńców z obozu w Starobielsku pogrzebanych w Charkowie, 340 jeńców z obozu w Ostaszkowie pogrzebanych w Miednoje koło Tweru i około 30 mężczyzn, którzy zginęli w innych obozach i więzieniach na całym obszarze byłego Związku Sowieckiego lub miejsca ich śmierci nie udało się do tej pory dokładnie ustalić.
Zamordowani oficerowie należeli do czołówki miejscowej polskiej inteligencji, chodziło bowiem w większości wypadków o oficerów w rezerwie, którzy w cywilu byli prawnikami, nauczycielami, lekarzami, przedsiębiorcami, inżynierami itp.
Ofiarami Katynia stali się np. urzędnik górniczy Sylwester Burzyk z Karwiny, inżynier leśny Walerian Chromik z Dąbrowy, nauczyciel historii i geografii mgr Józef Antoni Filipowski z Ostrawy-Michałkowic, major Henryk Marian Niemiec z Suchej Górnej, urzędnik hutniczy JUDr Andrzej Rieger z Ostrawy-Witkowic, profesor gimnazjum krakowskiego mgr Henryk Wilczyński ze Śląskiej Ostrawy.
W Charkowie zginęli np. nauczyciel Leon Feber ze Stonawy, sędzia sądu powiatowego w Jabłonkowie JUDr Józef Markiel z Orłowej, lekarz MUDr Karol Santarius z Poręby koło Orłowej, lekarz wojskowy ppłk MUDr Adolf Wöllersdorfer z Mostów koło Czeskiego Cieszyna, inżynier Rudolf Głąb z Granic, ppłk Alfons Beseliak z Wysokiego Myta.
Najliczniejszą grupę ofiar, pochowaną w Miednoje koło Tweru, tworzyli funkcjonariusze Policji Województwa Śląskiego, którzy tuż przed wojną służyli w miastach i wioskach na Zaolziu. Znamy jednak również dwóch polskich policjantów z miejscowości słowackich Czierne i Skalite, które przed wojną zostały także przyłączone do Polski.
Policjantami z małymi wyjątkami byli w większości wypadków młodzi mężczyźni, którzy dopiero niedawno ukończyli zasadniczą służbę wojskową i przyjęcie do policji było dla nich mile widzianym wyjściem z problemów egzystencjalnych. W odróżnieniu od wziętych do niewoli oficerów mieli najczęściej pochodzenie robotnicze, ale sowieckie urzędy mimo to przeznaczyły ich do likwidacji, ponieważ uważani byli za szczególnie niebezpiecznych wrogów reżymu sowieckiego.
Czesi i Słowacy w Katyniu
Zbrodnie katyńskie mają także powiązania czeskie i słowackie. Czesi w Protektoracie najczęściej uważali ogromną antybolszewicką kampanię w sprawie Katynia, którą naziści rozpętali także w celu ukrycia własnych olbrzymich zbrodni wojennych, jedynie za sztuczkę goebbelsowskiej propagandy. Słowacy jednak mieli na tę sprawę bardziej obiektywne spojrzenie, spowodowane bezsprzecznie ich większą wówczas samodzielnością państwową.
Na żądanie nazistów z obu krajów wysłani zostali w kwietniu 1943 roku do Katynia przedstawiciele do międzynarodowej komisji lekarzy sądowych, która przeprowadzała tam ekspertyzy ekshumacyjne. Protektorat reprezentował prof. František Hájek z Uniwersytetu Karola w Pradze, Słowację prof. František Šubík z Uniwersytetu Komenskiego w Bratysławie (znany także jako poeta Andrej Žarnov). Chociaż obydwaj wspólnie z resztą lekarzy stwierdzili protokolarnie, że według stanu ciał ofiar doszło do zbrodni już w 1940 roku, po wojnie musieli swoje twierdzenia oficjalnie odwołać. Hájek wydał wtedy książkę „Katyńskie dowody” („Důkazy katynské”).
Z rozkazu urzędów protektoratu został wraz z międzynarodową delegacją pisarzy do Katynia wysłany także ówczesny redaktor praskiego radia František Kožík, który po powrocie upublicznił kilka reportaży. Po wojnie zostało to ocenione jako kolaboracja z nazistami i dotknęło go pewne ograniczenie działalności.
W 1952 roku obydwaj z F. Hájkiem zmuszeni zostali do włączenia się w sowiecką kampanię przeciwko śledztwu Kongresu amerykańskiego (F. Šubík w tym czasie nielegalnie opuścił kraj). Prawdziwe informacje o obchodzeniu się z polskimi jeńcami w ZSRR, przekazywane przez pojedyncze osoby, którym udało się uciec z ZSRR, szerzyły się tylko tajnie.
Podczas gdy około dziesięciu takich świadków ze Śląska Cieszyńskiego opublikowało swoje wspomnienia dopiero po 1990 roku, słowacki weterynarz Andrej Pardel z Chyżnego na Orawie, który po aneksji tej miejscowości przez Polskę dostał się do armii polskiej, opisał swoją sowiecką niewolę w słowackiej prasie już podczas wojny. Unikalnym świadectwem z Katynia są zdjęcia ówczesnego żołnierza wehrmachtu Stanisława Lorka z Czeskiego Cieszyna, zrobione 2 kwietnia 1943 roku.
Według statystyk NKWD prawie w każdym obozie znajdował się wśród polskich jeńców jakiś Czech. W obozie Kozielsk jako Czech rodem z Czechosłowacji zgłosił się jeden oficer, w obozie Starobielsk był jeden czeski oficer pochodzący z województwa nowogrodzkiego w Polsce, w obozie Ostaszków było wśród polskich policjantów dwóch Czechów, a w obozie zaporoskim znalazł się wśród podoficerów armii polskiej następny Czech.
Do tej pory udało się ustalić jedynie nazwisko oficera zamordowanego w Katyniu. Był nim Kamil Rafael Sýkora, urodzony 4.6.1892 w Pięciokościele na Węgrzech, kapitan piechoty w armii polskiej, który studiował w Pradze, Wiedniu i Brnie. Już przed I wojną światową był oficerem zawodowym w armii austriackiej, w 1918 roku przeszedł do legionów polskich i służył aż do 1939 roku w Dubnie.
Sprawiedliwość opóźnia się
Niemal pół wieku fałszowane były u nas na pomnikach i płytach pamiątkowych dane o rzeczywistym czasie śmierci ofiar katyńskich, a jako sprawcy mordu podawani byli okupanci niemieccy. Krewni ofiar mimo to uważani byli za obywateli politycznie niepewnych i różnymi sposobami szykanowano ich i represjonowano, tłumacząc, że pomordowani polscy oficerowie i policjanci we wrześniu 1939 roku walczyli przeciwko Armii Sowieckiej. Chodziło np. o przyznanie rent wdowom i o wielkość tych rent, o zakaz studiów na wyższej uczelni dla dzieci zamordowanych i in.
W połowie lat dziewięćdziesiątych odbyły się na wszystkich trzech odnalezionych cmentarzyskach – w Katyniu, Miednoje i Charkowie – ekshumacje z udziałem ekspertów sądowych reprezentujących najróżniejsze dziedziny wiedzy, główne słowo należało do archeologów. Aż trudno uwierzyć, że udało się odczytać także notatki i listy, które leżały w grobach ponad pół wieku.
Rosyjskie i ukraińskie urzędy w końcu zgodziły się, by na cmentarzyskach powstały polskie cmentarze wojskowe. Zostały udostępnione latem 2000 roku, a wszystkie zostały wybudowane według projektu Zdzisława Pidka z Gdańska. Tworzyły je ściana pamiątkowa z głównym krzyżem i mniejszymi krzyżami w miejscach masowych grobów, mosiężne tabliczki z nazwiskami i danymi o wszystkich pomordowanych i podziemny dzwon, którego głęboki głos podczas nabożeństw majestatycznie przepływa po całym cmentarzu i symbolicznie łączy zmarłych z żywymi. We wszystkich trzech miejscach wybudowane zostały także pomniki miejscowym ofiarom sowieckiego reżymu totalitarnego, które spoczywają w niedalekich grobach.
W Rosji stało się to podobno po raz pierwszy, by do uczczenia pamięci ofiar stalinizmu doszło na podstawie decyzji państwa, a nie jedynie z inicjatywy stowarzyszeń społecznych, jak to bywało wcześniej. W Katyniu założone zostało nawet muzeum państwowe. Zajmuje się jednak przede wszystkim badaniem ofiar sowieckiego reżymu z szeregów miejscowej ludności regionu smoleńskiego, które również pochowane zostały w Lesie Katyńskim. Wydaje się, że chodzi tu o próbę włączenia mordu polskich oficerów w ogólne ramy środków represyjnych sowieckiego państwa i w ten sposób zamaskowania jego znaczenia jako nieulegającej przedawnieniu zbrodni przeciwko ludzkości.
Już w 1993 roku powstało w Warszawie Muzeum Katyńskie, które przypomina o wszystkich ofiarach katyńskich i obiektywnie dokumentuje przebieg zbrodni. Nadzwyczajne wrażenie robią zwłaszcza setki przedmiotów wyjętych przy pracach ekshumacyjnych z masowych grobów. Muzeum znajduje się w dawnej fortecy Warszawy w dzielnicy zwanej Sadyba. Jeśli pojedziecie państwo do Warszawy, proszę nie zapomnieć tam zajrzeć.
Chociaż może zabrzmi to patetycznie i przesadnie, wszystko jednak wskazuje na to, że przyszłość ludzkości zależy w znacznym stopniu od tego, czy potrafi wyciągnąć wnioski z minionych ludobójstw i zbrodni przeciwko ludzkości. Dlatego ostrzegawcze orędzie zbrodni katyńskiej nie może zostać zapomniane.
MEČISLAV BORÁK
(„Zwrot”, rok 2005, nr 4)
Tagi: Katyń, Měčislav Borák, Wydziobane, zbrodnia katyńska