Beata Tyrna
E-mail: indi@zwrot.cz
Scena Lalek „Bajka” Teatru Cieszyńskiego nie mogąc tradycyjnie wystawiać przedstawień dla swych małych widzów, postanowiła nakręcić ostatnio przygotowany spektakl w formie serialu dostępnego w sieci.
Myli się jednak ten, kto sądzi, że skoro spektakl jest gotowy, to nic prostszego jak zagrać go na żywo przed kamerą.
O tym, dlaczego nie można tak zrobić i jak aktorom przywykłym do gry na scenie pracuje się w filmie, rozmawiamy z Jakubem Tomoszkiem, kierownikiem artystycznym Sceny Lalek Bajka.
Właściwie to dlaczego nie można spektaklu po prostu zamiast przed żywą widownią odegrać przed kamerą?
Wydaje mi się, że taka forma byłaby nudna dla dzieci.
Dlaczego? Przecież siedząc w teatrze, tak właśnie oglądają.
To co innego. W teatrze jest kontakt widza z aktorem. Patrzenie na spektakl, który został nagrany, może być dla dziecka strasznie nudne.
Jak więc przygotowujecie ten film?
Kręcimy jak film lalkowy. Są zbliżenia, detale, przejścia, różne ujęcia, montaż. I zupełnie inaczej to wygląda, niż jakby widz patrzył na spektakl.
A jak wam, jako aktorom przywykłym do gry na żywo, pracuje się przed kamerą? Trudniej, łatwiej?
Nie jest łatwo. Taki jeden odcinek kręci się dwa dni.
A jak długo trwa odcinek?
4 minuty. Najgorszy jest montaż. No i jeszcze robimy to w dwóch wersjach językowych, więc każdą scenę musimy mieć po polsku i po czesku. No i oczywiście nagrywamy ją ze trzy, cztery razy, nim wyjdzie.
Wolicie grać na żywo?
Na pewno wolimy. Ale robimy coś innego niż to, do czego byliśmy przyzwyczajeni, bo taka jest sytuacja. Obecnie to jedyna możliwa forma kontaktu z widzem i jedyna możliwa forma, by cokolwiek robić.
A ktoś z was miał wcześniej doświadczenie z kręceniem filmu lalkowego?
Nie (śmiech). Ale próbujemy. Teraz każdy ma kamery, program do montażu. Więc eksperymentujemy.
(indi)
Tagi: Jakub Tomoszek, kierownik artystyczny Sceny Lalek Bajka, koronawirus, Scena Bajka Teatru Cieszyńskiego w Czeskim Cieszynie