Halina Szczotka
E-mail: halina.szczotka@zwrot.cz
Tekst cytowany z: „Dziennik Polski. Pismo bezpartyjne ludności polskiej w Czechosłowacji, 8 lipca 1936, s. 1. [zachowania pisownia oryginalna]
Zdziczenie obyczajów wśród t. zw. „borówczarzy”. Mąż zabity kamieniami, żona z żalu przebija się nożem. Opłakane stosunki bezpieczeństwa w górach. Prywatnej własności nie respektuje się.
Cz. Cieszyn, 7 VII 1936
Wczoraj rano około godz. 8 zdarzył się na terenie gminy Rzeki wstrząsający wypadek, świadczący o niebywałem zdziczeniu obyczajów wśród t. zw. borówczarzy, t. j. osób, które za pozwoleniem, a najczęściej bez pozwolenia zbierają w górach borówki, aby je następnie sprzedać, wzgl. zużytkować w domu. Do rodziców Rusnoków, mieszkających na stokach Jaworowego, przyjechała jego córka Ewa, wraz z mężem Macurą, obaj zamieszkali w G. Żukowie.
Obaj rano w poniedziałek zbierali na posiadłości swego ojca, wzgl. teścia borówki. Rusnok P., właściciel pola, jest ubogim człowiekiem. Nie zarabia nigdzie, a jednak trzeba żyć, opłacać podatki i troszczyć się o liczną rodzinę. Przez lato zbiera borówki i sprzedaje, by mieć coś grosza. Na cudze iść nie chce, dlatego nie wszystkim – i całkiem słusznie – chce zezwolić na to, by na jego polu zbierano borówki. Niektórzy dają mu za pozwolenie 50 halerzy, niektórzy 1 Kcz, lecz są też tacy, a to w większości wypadków, którzy na upomnienia reagują sposobem, jaki praktykowano w czasach, gdy panowało prawo pięści.
Taki wypadek zdarzył się właśnie w poniedziałek, kiedy zięć właściciela pola zwrócił uwagę obcym borówkarzom, że w miejscu tem bez pozwolenia właściciela borówek zbierać nie wolno. Nie przeczuwał biedak, że ma do czynienia z ludźmi o skłonnościach zbrodniczych. Borówkarze obrzucili go kamieniami, z których kilka ugodziło go w głowę tak nieszczęśliwie, że na miejscu padł nieżywy. Żona jego, która również trafiona została kilku kamieniami, po bezskutecznym ocuceniu męża, zdjęta żalem pobiegła do kuchni i przebiła się dużym nożem kuchennym. Ranną odwieziono zaraz popołudniu do szpitala we Frydku.
Na miejscu zbrodni już o godz. 10 przed południem zjawili się lekarz oraz żandarmerja z Cz. Cieszyna i z Mor. Ostrawy. Sprawcy zabójstwa w powstałym zamęcie ulotnili się i może uszliby bezkarnie.
Ciężkoranna p. Macurowa znała jednak jednego z nich, a w chwili, gdy odzyskała przytomność, wyjawiła jego nazwisko. Na podstawie tego żandarmerja jeszcze tego samego dnia aresztowała zabójców w osobach Józefa, Jana i Franciszka Sabelów oraz Pawła Kalety, wszyscy z Gutów. Zwłoki śp. Macury złożono w kostnicy na cmentarzu w Rzece, gdzie ma być przeprowadzona sekcja zwłok. Stan nieszczęśliwej żony, która była świadkiem strasznej śmierci, jest beznadziejny.
Wypadek ten ilustruje opłakane stosunki bezpieczeństwa w naszych górach w okresie dojrzewania owoców leśnych, przedewszystkiem zaś borówek i grzybów. Naświetla także absolutny brak ochrony własności prywatnej biednych górali. Podczas gdy lasy państwowe nikogo do lasu nie wpuszczają bez pozwolenia, które trzeba opłacić, w lasach prywatnych nieraz właściciel narażony jest ze strony borówczarzy na kpiny, wyzwiska, a częstokroć w ręce borówczarza znajdzie się kamień, którym przepędza bezradnego właściciela.
Lasy państwowe mają swój personel, który, będąc uzbrojony, potrafi wymusić respektowanie wydanych przepisów. Biedny góral, którego położenie jest częstokroć gorsze od położenia bezrobotnego, bo kawałek kamienistej gleby, liche pastwisko i tych trochę buczków, na niem rosnących, nie mogą mu dać zabezpieczenia przed głodem i który dlatego skazany jest na dochód z owoców leśnych, rosnących na jego własności – wobec inwazji borówczarzy jest zupełnie bezradny i znikąd nie widzi pomocy.
Rozumiemy, że bezrobocie i nędza zmusza niejednego do zbierania borówek. Jest też całkiem na miejscu, by z hojności gór i lasów korzystały jak najszersze warstwy ubogiej ludności, ale też obowiązkiem każdego jest uszanować własność prywatną, jak respektować musi własność państwową. Opłata jest i tak minimalna, nie wynosząca więcej niż opłata za przechowywanie roweru, czy przenocowanie.
Rzeczą władz bezpieczeństwa byłoby zająć się sprawą ochrony własności prywatnej w górach już teraz w sezonie i ukrócić swawolę rozwydrzonych borówczarzy, którzy należą nieraz do sfer dobrze sytuowanych – tacy są zwykle najgorsi – i którzy nie chcą zrozumieć, że nie żyjemy w czasach, gdy panowało prawo pięści.
Tagi: borówki, Dziennik Polski, Wydziobane