Beata Tyrna
E-mail: indi@zwrot.cz
KOSZARZYSKA / Hubertusowe gonitwy za „lisem” stały się tradycyjnym, corocznym świętem jeździeckim. Organizowane w wielu stajniach i klubach jeździeckich stanowią okazję do spotkania pasjonatów jeździectwa i dobrej zabawy.
Zazwyczaj zabawa polega na tym, że jeden z jeźdźców ma przypiętą do ramienia lisią kitę i ucieka. Zadaniem pozostałych jest złapać lisa, czyli pochwycić go za kitę. Kita jest przyczepiona w taki sposób, że po pociągnięciu pozostaje w rękach zdobywcy. Ten, komu uda się ją zdobyć, zostaje zwycięzcą hubertusowej gonitwy. Gonitwa rozgrywana jest na określonym terenie, najczęściej na sporej łące. Uczestnikom nie wolno wyjeżdżać poza wyznaczony obszar.
Tradycja gonitw za lisem wywodzi się z Anglii, a co za tym idzie z jeździectwa w angielskim stylu. Od dawna jednak przyjęła się na gruncie polskim i od lat przybiera formę zabawy, w której polowanie jest symboliczne, w lisa wciela się jeden spośród jeźdźców. Popularnie nazywany hubertusem Bieg świętego Huberta organizowany jest w stajniach na jesień, w okolicy dnia św. Huberta będącego patronem myśliwych, jeźdźców i koni.
Sama gonitwa za „lisem” to jednak nie całość organizowanej w stadninach i klubach jeździeckich imprezy hubertusowej. Zazwyczaj poprzedzona jest ona wspólnym wyjazdem w teren, a zakończona wspólnym biesiadowaniem.
Stáj nad Kopytnou postawiła na bezpieczniejszą formę hubertusowej zabawy
W sobotę 28 września hubertusową zabawę zorganizowano w stajni nad Kopytną w Koszarzyskach. Organizatorzy postawili na bezpieczniejszą i spokojniejszą formę hubertusowej zabawy. Wpierw ponad 40 jeźdźców na koniach różnych ras wyruszyło na około dwudziestokilometrowy spacer w teren. Wyprawę tak zorganizowano, by ci, którzy chcieli i czuli się na siłach, mieli okazję pogalopować „ile sił w kopytach” po łąkach i leśnej drodze, a jednocześnie pozostali mieli możliwość bezpiecznego, spokojnego konnego spaceru.
Kulminacyjny punkt imprezy, czyli „łapanie lisa”, zorganizowano w nieco inny sposób niż zwykle w innych stajniach. Zamiast chaotycznego pędzenia za jeźdźcem z przypiętą do ramienia lisią kitą chętni do wzięcia udziału w zabawie stanęli do wyścigu, pędząc pod górkę w linii prostej ku ułożonym tam kilku workom. Liczyła się prędkość – wygrywał ten, który pierwszy dosięgnął worka, ale także szczęście. Główną nagrodę zawierał bowiem tylko jeden spośród czterech worków.
Dzięki przemyślanej organizacji imprezy wszyscy uczestnicy bawili się wyśmienicie, a zarazem bezpiecznie. Na koniec wierzchowce przywiązano na pobliskiej łące na zasłużony popas, jeźdźcy natomiast udali się na przygotowany na ujeżdżalni poczęstunek.
Oprócz szczęśliwca, który „złapał lisa”, nagrodzono także najlepiej prezentujące się pary jeździec – koń czy najodważniejszego jeźdźca.
(indi)