PAMIĄTKA RODZINNA. Heligonka pani Ewy Kiedroń z Nawsia [wideo] – zwrot.cz

Czytelnicy sięgający po drukowany „Zwrot” na pewno kojarzą rubrykę „Pamiątka rodzinna”. Od 2019 roku prezentujemy w niej nadesłane przez naszych czytelników pamiątki rodzinne ze wspomnieniami naszych czytelników. We wrześniu 2020 roku ukazał się artykuł „Krajobraz z lipą”, będący relacją z wizyty u pani Ewy Kiedroń z Nawsia.

Dziś chcielibyśmy go przypomnieć i tym samym zaprosić naszych czytelników do obejrzenia na naszym portalu pierwszego filmiku z cyklu „Pamiątka rodzinna”. Pani Ewa opowiada w nim o heligonce swojego taty.


Krajobraz z lipą

Tym razem w poszukiwaniu pamiątek rodzinnych udałam się do Nawsia. Odwiedziłam tam panią Ewę Kiedroń, która zechciała podzielić się ze mną swoimi historiami rodzinnymi. Dom pani Ewy jest pełen zabytków. Szafy wypełniają czepce, „szatki” i „fortuchy” po babci ze strony mamy. Na ścianach wiszą obrazy znanego zaolziańskiego artysty Oskara Pawlasa. Pani Ewa trzyma również pieczę nad dokumentami i fotografiami rodzinnymi. Do ciekawostek należą pamiątki po kuzynie ojca, Pawle Sikorze, antropologu, profesorze zwyczajnym Uniwersytetu Jagielońskiego.

Siadamy przy stole w trójkę, towarzyszy nam jeszcze sąsiadka i była uczennica gospodyni, pani Zofia Łabaj. Zamieniam się w słuch, ponieważ okazuje się, że jestem w gościach u archiwistki z prawdziwego zdarzenia, ze szczęściem i ręką do wynajdywania skarbów na strychach oraz z intuicją i zacięciem godnym detektywa. Już na wstępie wiem, że pamiątek i związanych z nimi opowieści jest więcej niż na jedno spotkanie.

Otaczają nas zdjęcia w drewnianych ramkach, stary zegar i mała kolekcja obrazów Oskara Pawlasa – są wśród nich pejzaże beskidzkie, akt i widok znad Bałtyku. Ten ostatni obraz wzbudza u właścicielki szczególny sentyment, ponieważ przywołuje wspomnienia z młodości. Jeden z obrazów, przedstawiający 300-letnią stodołę, artysta zostawił na pamiątkę po plenerze w Nawsiu w 1981 roku. Przed stodołą przedstawioną na obrazie stała kiedyś kilkusetletnia lipa, o której będzie jeszcze mowa.

Dom pani Ewy Kieroń jest pełen pamiątek rodzinnych

Tata odpoczywał po ciężkiej pracy na gazdówce

Najmilsze wspomnienia z dzieciństwa i wczesnej młodości gospodyni wiąże z heligonką należącą do jej taty. Paweł Sikora, urodzony w 1902 roku, nauczył się na niej grać we wczesnej młodości. Swoją muzyką umilał „szkubaczki”, „czakaczki” i uroczystości rodzinne. Od lat 50. ubiegłego wieku grał również na imprezach MK PZKO w Jasieniu, takich jak jajecznice, wycieczki i przedstawienia. Grywał również jadąc na wozie alegorycznym w czasie Gorolskiego Święta. Jak wspomina pani Ewa, bez jego grania nie można się było obejść na balach miejscowego koła PZKO, gdy nad ranem przechodzono na „ludową nutę”. Gazda z Nawsia-Jasienia grał na heligonce do lat 70., potem już palce odmawiały mu posłuszeństwa.

Jak wspomina pani Ewa: „Tata, grając, odpoczywał po ciężkiej pracy na gazdówce. Pamiętam, jak siadał w sobotnie wieczory – wiosną i latem – obok starej stodoły, pod trzystuletnią lipą (tą z obrazu) i grał, a my – trzy jego córki – śpiewałyśmy. To był taki nasz rodzinny zwyczaj. Ale w tym czasie wszędzie już musiało być pięknie wysprzątane, musiałyśmy wcześniej wyszorować szczotką drewnianą podłogę, zamieść na placu, wszędzie musiało być czysto, a potem ojciec mówił: Idymy śpiywać. Siadał pod tą lipą, a my z nim. Śpiewaliśmy na cały głos. Chyba nas było słychać na całą wioskę, bo po wielu latach ktoś z Milikowa do mnie zagadał: Ale wyście kiedysi pięknie śpiewały… Byłyśmy wtedy młode, wszystkie ładnie śpiewałyśmy, siostra Hela do niedawna jeszcze śpiewała w chórze”.

Na tej samej heligonce ojca, którą jeszcze posiada pani Ewa, nauczyli się grać później dwaj jej bracia i syn kuzyna ojca, Stanisław Sikora, który jako mały chłopiec z zainteresowaniem słuchał sąsiedzkich koncertów „ujca” Pawła. Dziś instrument czeka na renowację i na któregoś z potomków, który chciałby nauczyć się gry na heligonce ku radości swojej i innych – tak, jak to dawniej bywało.

Heligonka taty pani Ewy – Pawła Sikory

Wyjazd do Ameryki za chlebem

– Mój tata był taki wesoły, a przy tym ciągle musiał coś robić. Ale życie go nie oszczędzało. Gdy miał zaledwie rok, całą ich rodzinę opuściła matka. Już w tych czasach zdarzały się tak trudne sytuacje rodzinne… Ona odeszła, bo była córką leśnika, tutaj na gruncie jej się nie podobało, bo tu trzeba było robić i mieszkać w starej chałupie. Tata przez całe życie nie miał mamy. Wraz z dwójką rodzeństwa trafił pod opiekę do swojej babci Zuzanny Sikorowej. Starka zajmowała się dziećmi, a kuratorem z urzędu był stryjek Adam Sikora – opowiada pani Ewa.

– Paweł Sikora, ojciec mojego taty, wyjechał niebawem do Ameryki za chlebem. Zapis tego ważnego wydarzenia znajduje się na ostatniej stronie rodzinnej Biblii z 1890 roku. Dziadek nigdy stamtąd nie wrócił – zginął tragicznie przy wyrębie lasu. W rodzinie stryja Adama Sikory było ośmioro dzieci, mój tata był najstarszy i wykonywał najcięższą robotę. Babcia Zuzanna zmarła, gdy mój tata miał 15 lat. W 1923 roku zginął również stryjek – komuś wystrzeliła strzelba podczas polowania. Adam Sikora był bardzo mądrym człowiekiem, kuratorem zboru i zastępcą wójta – dodaje pani moja rozmówczyni.

W 1926 roku Paweł Sikora, syn, również wyjechał na kontynent amerykański za lepszym zarobkiem. Chciał spłacić dług zaciągnięty na budowę swojego domu. Po pięciu latach ciężkiej pracy w Kanadzie wrócił w rodzinne strony. Spłacił dług, a resztę pieniędzy zainwestował w „gazdowanie”. W 1932 roku ożenił się z Anną Klimosz. Mieli pięcioro dzieci – Pawła, Helenę, Annę, Ewę i Józefa.

Narodowość polska

Za najcenniejszą pamiątkę pani Ewa uważa tzw. palcówkę, czyli niemiecki dowód tożsamości na terenach okupowanej Polski. Dokument należał do jej ojca, który w rubryce „narodowość” wpisał „Polak”, a na pytanie, którym językiem mówi się w domu, odpowiedział: „narzeczem śląskim”. Dowody te były wprowadzone przez okupanta w celu uporządkowania spraw meldunkowych na okupowanych terenach oraz poszerzenia bazy rekrutacyjnej Wehrmachtu. Dokument ten sprowadził na rodzinę Sikorów represje z powodu polskiej narodowości. Rodzice pani Ewy – Paweł i Anna Sikorowie – z bratem Pawłem zostali wywiezieni 23 kwietnia 1942 roku na roboty do Rzeszy, do Jankowic Małych (niem. Klein Jenkwitz) na gospodarstwo bauera Asmana, gdzie pracowali w polu.

– Gdy do domu wpadli Niemcy, rodzice mieli pół godziny na spakowanie. Udało im się jeszcze potajemnie przekazać nas – mnie i brata bliźniaka – zawiniętych w pierzynki sąsiadom przez okno, mieliśmy wtedy rok i dwa miesiące. Dwie starsze siostry udało się jeszcze na dworcu przekazać rodzinie. Całą czwórką dzieci zaopiekowała się babcia Anna Klimoszowa. Byliśmy u rodziców w odwiedzinach kilka razy, bo mama bez dzieci wariowała. Woziła nas tam ciotka. Puszczali też mamę na urlop do domu. Mama z robót wróciła w styczniu 1945 roku, tata pół roku później. Na naszym gospodarstwie w czasie nieobecności rodziców był osadzony Niemiec z Besarabii, Wiktor Janko wraz z żoną i pięciorgiem małych dzieci. Pamiętam, jak wracaliśmy do domu na saniach, opatuleni w koszynie, jak mama była załamana, gdy zobaczyła spustoszenie naszego domu, wszystko było rozkradzione, zdewastowane, lokatorzy zostawili po sobie blaszaną bańkę na mleko – to była pamiątka po tych Niemcach – mówi pani Ewa.

Tzw. palcówka, czyli niemiecki dowód tożsamości wprowadzony na terenach okupowanej Polski,
na nazwisko Paweł Sikora

Prawo do dwóch kur i jednej gęsi

Niezwykle cennym i ciekawym (a z perspektywy czasu humorystycznym) dokumentem jest umowa kupna-sprzedaży z 1898 roku pomiędzy Zuzanną Sikorową (prababką pani Ewy Kiedroń) a jej synem
Adamem Sikorą. Dzięki niemu możemy się dowiedzieć ze szczegółami, co zastrzegała sobie sprzedająca. A mianowicie:

„Konia ze szerami, pół wozu ciężkiego i pół wozu lekkiego, dwie krowy i jeden kąsek czarnego dobytku. Za piąte. Sprzedawacielka zastrzega dla siebie na sprzedanej połowie realności pod No. 51 w Nawsiu następującą dożywotnią i bezpłatną wymowę: „na zamieszkanie chałupkę pod No. 172 na gruncie pod No. 51 w Nawsiu wybudowaną za zagrodką, chów na krowy, pod stajnią końską z jednym chlewikiem na czarny dobytek, w stodole mały sąsiek, (przyp. red. – dwa wyrazy nieczytelne), piętnaście zagonów pola w przygonie, całą łąkę od milikowskiego potoka, wszystkie krótkie zagony przy wielkiej łące, jeden gnojny zagon na gazdowym polu, czwarty dział ze sadu, prawo czerpania wody ze studnie, gazda jest obowiązany pole wymownicy każdorocznie w prawy czas obrobić, to jest zaorać, zpodorać, zwłóczyć, gnój na pole wywieźć i urody z pola zwieść, także przy swoim stadzie i ze swoim pasterzem wymownicy jedną krowę paść, gdyby paszunku nie wystarczyło ma wymownica krowę na swoim paszunku paść a gazda jest w takim razie obowiązany wymownicy na utrzymanie pasterza corocznie na nowy rok pięć zł zapłacić, dalej jest gazda obowiązany każdorocznie na św. Michała wymownicy jedną siągę twardego i jedną siągę miękkiego drzewa dostarczać i takowe aż do budynku wymownicy przywieźć, także na oświecenie dwa zł zapłacić, wymownica jest uprawniona dwie kury i jedną gęś trzymać, takowe po dworze wolno biegać niechać i pięć brzóz na jej gruncie za jej wolą zciąć. (…) Zuzanna Sikora, która pisać nie zna, opatrzyła ten akt przede mną i przed mianowanymi świadkami własnoręcznie znakami krzyża”.

Umowa kupna-sprzedaży z 1898 roku pomiędzy Zuzanną Sikorową (prababką Ewy Kiedroń) a jej synem
Adamem Sikorą

Szczęście do rodzinnych pamiątek

Z dokumentu wynika, że Zuzanna Sikorowa była niepiśmienna. Warto podkreślić, że z kolei jej wnuk Paweł Sikora został profesorem Uniwersytetu Jagiellońskiego. – Ludzie tutaj byli jednak uczeni, nie było tak jak na wschodzie Polski. Może wpływ na taki stan rzeczy mieli ewangelicy, dla których naczelną zasadą było: módl się i pracuj, ucz się. Wszyscy w rodzinie Adama Sikory byli wykształceni – trzech z nich ukończyło studia w Krakowie. Nasi przodkowie to jednak byli światli ludzie. A kto nie kończył szkoły, to tylko dlatego, że musiał być na gazdówce – podsumowuje pani Ewa.

Bogatsza o nowe historie rodzinne i zdjęcia ciekawych pamiątek pożegnałam się z panią Ewą, mając nadzieję, że kiedyś ją jeszcze odwiedzę. W szafie czekają przecież stroje do obejrzenia, w szufladach dokumenty po profesorze Pawle Sikorze, w stodole zamienionej w małą izbę zabytkowe sprzęty gospodarstwa domowego. Pani Ewa twierdzi, że ma szczęście do rodzinnych pamiątek. To jednak nie tylko szczęście, ale też chęć zachowania pamięci o przodkach, wrażliwość na historię oraz dociekliwość i intuicja, której mógłby jej pozazdrościć niejeden profesjonalista.

Komentarze



CZYTAJ RÓWNIEŻ



 

NAJWAŻNIEJSZE WYDARZENIA NA ZAOLZIU
W TWOJEJ SKRZYNCE!

 

DZIĘKUJEMY!

Ministerstvo Kultury Fundacja Fortissimo

www.pzko.cz www.kc-cieszyn.pl

Projekt byl realizován za finanční podpory Úřadu vlády České republiky a Rady vlády pro národnostní menšiny.
Projekt finansowany ze środków Ministerstwa Spraw Zagranicznych w ramach konkursu pn. Polonia i Polacy za granicą 2023 ogłoszonego przez Kancelarię Prezesa Rady Ministrów.
Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/autorów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych oraz Fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie im. Jana Olszewskiego