Beata Tyrna
E-mail: indi@zwrot.cz
CZESKI CIESZYN / Sięgające dzieciństwa wspomnienia emerytów, robione na zapas zakupy, pożegnania, utyskiwania. Ostatni dzień czerwca był ostatnim dniem funkcjonowania piekarni u Sikory na czeskocieszyńskim rynku w obecnym kształcie. Teraz piekarnia przechodzi remont. Nowa właścicielka planuje otworzyć ją jesienią.
Panie sprzedające w piekarni przyznają, że w ostatnich dniach funkcjonowania starej piekarni niejeden stały klient uronił niejedną łzę. Zresztą widzieliśmy to na własne oczy. Byliśmy przy załadunku do pieca ostatniej partii chleba, byliśmy w przypiekarnianym sklepie, przysłuchiwaliśmy się rozmowom klientów. Atmosfera w kolejce przypominała bardziej rodzinne spotkanie pożegnalne, aniżeli robienie zakupów.
Piekarnię od 30 lat prowadził Jan Sikora. Jej historia jest jednak dużo dłuższa. Jan Sikora przejął bowiem zakład, w którym chleb wypiekano od 192
8 roku. Do 30 czerwca 2023 roku chleb, rogaliki i wszystkie inne produkty wypiekano w tym samym piecu, który zainstalowano tam ponad sto lat temu. Jedynie w pewnym momencie funkcjonowania piekarni przerobiono go na paliwo gazowe.
Jan Sikora postanowił przejść już na zasłużoną emeryturę. Lokal przejmuje nowa właścicielka. Piekarnia ma przejść gruntowny remont, po którym ma zostać otwarta w listopadzie jako nowoczesna piekarnia i kawiarnia. — Podobno nowa właścicielka planuje wypiekać chleb nadal według tej samej, tradycyjnej receptury — Petra Pyszková, kierowniczka piekarni pociesza kolejnego tego dnia smutnego klienta kupującego dwa duże bochenki chleba. — Ale czy wypiekany w innym piecu chleb będzie tak dobry, jak ten? — zastanawia się klient.
Obie uwijające się za ladą od samej szóstej rano panie przyznają, że klienci mieli różne preferencje co do wypieczenia chleba. Jedni woleli bochen jaśniejszy, inni nieco ciemniejszy, jeszcze inni prosili o bochenek tak dobrze wypieczony, że ktoś inny byłby skłonny nazwać go przypalonym. — Dla mnie dobry chleb to taki dobrze wypieczony, z popękaną skórką! Gdzie ja teraz taki będę kupował — utyskuje rozżalony klient.
Rodzinna atmosfera
Żalu, smutku, rozczarowania nie kryli także kolejni ustawiający się w kolejce klienci. Jedni brali hurtowe ilości, po kilka bochenków, do tego po 20, 30 rogalików. Inni skromnie, tak, jak zawsze: jeden bochenek chleba lub pół, chałkę, kilka rogalików, jakieś słodkości. Ktoś wręcza paniom ekspedientkom butelkę wina, ktoś inny otrzymuje informacje, co kupił już rano, w drodze do pracy mąż, jeszcze ktoś inny dopytuje ekspedientki, gdzie teraz będą pracować. Wszyscy zaś zastanawiają się, gdzie teraz będą kupować chleb.
— Cóż, będę chodził do tej drugiej piekarni, która jest na rynku. Za daleko już zajść nie potrafię — stwierdza 90-letni pan Kazimierz który, jak zawsze już od kilkudziesięciu lat przyszedł z laską w jednej ręce, a siatką na zakupy w drugiej. — Dwa razy w tygodniu tutaj przychodziłem po chleb, obok po warzywa — dziewięćdziesięciolatek przyznaje, że oczywiście zakupy mogłyby mu przynieść dzieci, ale przecież to nie tylko o samo zaopatrzenie się w potrzebne produkty chodzi. — Chleb tu mają dobry, więc zawsze przychodziłem tutaj. Ale też i za tymi przemiłymi paniami i za tą atmosferą będę tęsknił — dodaje.
Inna klientka, płacąc za zakupy, opowiada ekspedientkom, że pamięta tę sklepową ladę widzianą z zupełnie innej perspektywy. Otóż wspomina, jak spoglądały na nią z góry ułożone za witryną wypieki, gdy przychodziła tutaj jako mała dziewczynka. — Do dzisiaj chyba nic się tutaj nie zmieniło — dodaje, zatrzymawszy się z zakupionym właśnie pieczywem w połowie drogi do wyjścia.
Ekspedientki przyznają, że gdy w progu stawał jeden ze stałych klientów, to transakcja mogłaby odbywać się całkowicie bez słów. Nim taki doszedł od drzwi do lady, to sprzedawczyni już miała w ręce konkretny rodzaj i ilość pieczywa, które stale kupował. Rozmowa natomiast, jaka toczyła się przy kasie, często dotyczyła zupełnie innych, aniżeli same zakupy spraw. Panowała tam bowiem niemalże rodzinna atmosfera, a relacje pomiędzy klientami i sprzedawczyniami przypominały te dobrosąsiedzkie.
Chleb chlebowi nierówny
— Gdzie ja będę teraz chleb kupować??? — to pytanie padało o poranku 30 czerwca w piekarni u Sikory co chwilę. Dla jednych było ono czysto retoryczne, inni już starali się rozwiązać czekający ich problem.
— Ja jestem chlebowy człowiek. Byliśmy z mężem w wielu miejscach na świecie. Przez dwadzieścia lat mieszkaliśmy w Anglii. Tak więc wiem, jak smakują chleby w innych kulturach. Jak mama jechała do nas do Anglii, to w plecaku miała cztery chleby z tej piekarni — mówi pani Weronika z Gnojnika. Zauważa, że chleb w krajach o innej kulturze to już w ogóle jest inny produkt, aniżeli nasz, tradycyjny, na zakwasie, tradycyjnie wypiekany. I wyjaśnia, że chleb chlebowi nierówny.
Zastanawia się też, gdzie teraz będzie zaopatrywać się w chleb. — Zawsze kupowałam chleb tutaj, więc będę musiała znaleźć inny, który będzie nam smakował. Z tego, co kojarzę, to Żermanice i Morawka pieką tradycyjnie, a że mieszkamy w Gnojniku, to będę miała do nich dostęp. Ale czy dorówna temu stąd? Ten chleb jest wyjątkowy. Nie kruszy się, jest taki fajny, twardy. Jedną kromką można się najeść. A jak leży za długo, to idealnie nadaje się na „topinki” czy do „chudej jewki” — zachwala pani Weronika.
Kolejną spotkaną w piekarni w piątkowy poranek osobą był pan Władysław z Cieszyna. Również i on bezradnie rozkładał ręce, zastanawiając się, gdzie teraz będzie chodził po chleb. A chodził, i to od dziesięciu lat, co piątek właśnie do piekarni Sikory przy czeskocieszyńskim rynku. Chodził z Cieszyna, aż z osiedla Podgórze popularnie zwanego „Banotówką”. I co piątek wracał pod górę z plecakiem wypakowanym zapasem chleba i chałki na cały tydzień.
— Odpowiada mi to, że jest z kminkiem. Ogólnie bardzo mi smakuje, bo jest naturalny. On ma nawet inny zapach. To była chyba jedyna piekarnia, która piekła tradycyjnie. No i jeszcze jedno. Ja chodziłem tutaj po chleb raz na tydzień. Po tygodniu ten chleb ani nie spleśniał, ani struktury nie zmienił, ani smaku. Jedynie po tygodniu już był troszkę czerstwy. Bo przez pierwsze pięć dni jest taki sam jak w dniu przyniesienia z piekarni. A takiej chałki, jak ta pieczona tutaj, to nigdzie nigdy nie spotkałem — utyskiwał, nie mogąc domknąć plecaka, gdyż tym razem kupił pieczywa nieco więcej, aniżeli zwykł kupować co piątek przez ostatnie dziesięć lat. I — jakby ktoś miał wątpliwości, czy zachodził do czeskocieszyńskiej piekarni, bo po drodze mu było, to śpieszymy z wyjaśnieniem: otóż pan Władysław zapewniał, że z dalekiego osiedla wyprawiał się do lewobrzeżnej części miasta specjalnie po chleb.
Piotr z Brennej Leśnicy wprawdzie nie jeździł po chleb ponad 30 km w jedną stronę, ale gdy był w Cieszynie, to często szedł właśnie tam po chleb. Piekarnie tę pamięta jeszcze z czasów przed panem Sikorą. — Jestem Cieszyniakiem. Jako dzieciak chodziłem tam czasem z babcią. To było za komuny, kiedy przez granicę przechodziło się na przepustki. Była to więc cała wyprawa — wspomina Piotr. I dodaje, że dziadek lubił chleb z kminkiem, którego po polskiej stronie nie było, więc kiedy tylko była okazja, to przynosili chleb z czeskiej strony. Właśnie z tej piekarni.
— Chodziłam tutaj po chleb co piątek. Bo takiego chleba jak tutaj, to chyba nigdzie nie ma. Szkoda mi właśnie tego chleba. Bo te inne wypieki, to można i gdzie indziej kupić. Ale takiego chleba, jak u pana Sikory, to chyba nie ma nigdzie — Miriam z Cieszyna wyjaśnia, że chleb, który właśnie kupiła, był po prostu w sam raz — ani za twardy, ani zbyt pulchny. — Wracając z urlopu, zawsze cieszyłam się na ten chleb — dodaje.
Tradycyjny chleb w ofercie piekarni pozostanie
Tymczasem zapytaliśmy Barborę Frankovą, która przejmuje piekarnię, o jej plany względem tego miejsca. Nowa właścicielka uspokaja zaniepokojonych klientów przywykłych od dziesięcioleci do swojego ulubionego chleba, że ten w ofercie wyremontowanej piekarni pozostanie.
— Nadal będzie wypiekany według starej receptury chleb na zakwasie. Niektórzy pracownicy pozostają, tak więc ci, którzy przywykli do smaku swojego ulubionego chleba, będą nadal go mieli — uspokaja Franková. I dodaje, że z czasem będzie chciała wprowadzić do oferty także nowe produkty, takie, jak bagiety czy croissanty, aby zaproponować coś także potencjalnym nowym klientom. Niemniej tradycyjny chleb, pieczony według tej samej, co przed remontem, receptury, nadal planuje wypiekać.
(indi)