Dzień św. Łucji i jego wigilia uważane były na Śląsku Cieszyńskim za czas szczególnego działania złych mocy, w szczególności czarownic. Tego dnia obowiązywały różnego rodzaju nakazy i zakazy. W górskich wioskach chodziły od domu tzw. Lucki. W ten dzień rozpoczynano również obserwowanie pogody, a dziewczęta wróżyły, aby dowiedzieć się, za kogo wyjdą za mąż.
13 grudnia o zmroku zapalano lampki olejne, później naftowe lub świece i wystawiano je w oknach. Młodzież ze śpiewem na ustach i płonącymi świecami, najczęściej w wydrążonych dyniach z otworami przypominającymi oczodoły – św. Łucja została oślepiona – chodziła po wsi, koloniach robotniczych i ulicach miast. Następnie młodzież zbierała się w karczmie, gdzie mimo Adwentu bawiono się do późnego wieczora.
Wierzono, że w tę noc wszystkie czarownice zlatują się na Łysej Górze, gdzie z diabłami odbywają swój doroczny sejmik. Światło w oknach i hałas w karczmie oraz śpiew na wolnym powietrzu miał ich odstraszyć od ludzkich siedzib. Niektórzy twierdzili, że światło w oknach wystawia się, ponieważ jest to najdłuższa noc w roku, i że od tego momentu zaczyna przybywać dnia.
W niektórych wsiach Beskidu Śląskiego kobiety mełły na żarnach zboże, obracając kamień żaren odwrotnie, tj. w przeciwnym kierunku niż zwykle, czyli od prawej ku lewej. Tę żarnówkę dawały bydłu, aby ewentualnie rzucony na nie urok nie działał, żeby dobrze i spokojnie się pasły i nie wchodziły w szkodę.
Tego dnia rozpoczynano gruntowne porządki
W górskich wioskach tego dnia chodziły też pojedynczo lub parami tzw. Lucki (kobiety ubrane na biało). Wymiatały one gęsim skrzydłem śmiecie z czterech kątów izby, w których swoje siedlisko mają, jak wierzono skrzotki. Przypominać też to miało gospodyniom, że tego dnia należy rozpocząć przedświąteczne gruntowne porządki.
Gospodarze lub gospodynie, ale i służba, zapisywali trzy razy dziennie (rano, w południe i wieczorem), jaki jest stan pogody. Dni od 13 grudnia do 24 grudnia określały poszczególne miesiące następnego roku. Każdy dzień zapowiadał, jaka aura będzie nie tylko w danym miesiącu, ale nawet w każdej dekadzie nadchodzącego roku. Wprawniejsi w przepowiadaniu pogody brali pod uwagę fazy księżyca i inne znaki na niebie.
Inne prognozowanie pogody polegało na tym, że do dwunastu łupek, „miseczek” powstałych z rozkrojonej na połówkę cebuli wsypywało się szczyptę soli, a następnie układało się je w rzędzie od 1 do 12. Wierzono, iż w której łupinie sól zwilgotnieje lub się rozpuści, ten miesiąc w nadchodzącym roku będzie deszczowy.
Tego dnia niczego nie pożyczano
Począwszy od św. Łucji do Wigilii dawano kurom proso lub pszenicę w obręczy z beczki, wierząc, że nie będą się przez cały przyszły rok rozchodziły i będą dobrze niosły jajka w gniazdach.
W przeddzień św. Łucji ani w tym dniu niczego nie pożyczano ani nie dawano z domu, nawet żebrakowi – tłumacząc, że pożyczone lub darowane rzeczy będą używane przez czarownice do szkodliwych zabiegów magicznych, powodując u krów utratę mleka lub dawanie mleka krwawego. Natomiast wierzono, że deszcz padający w tym dniu zapowiada mleczność krów w następnym roku.
W dzień św. Łucji dziewczęta wkładały do trówły, później do szranków (komód) i olmaryj (szaf), dorodne, zdrowe jabłko. Jeżeli ono nie zgniło i dana dziewczyna w Wigilię rano zjadła je na czczo przed zwierciadłem, to zobaczyła w nim wizerunek swojego przyszłego męża.
Wystrzegano się w tym dniu również ciężkich prac fizycznych; obowiązywał też zakaz przędzenia, a nawet szycia.
Źródło: Jan Szymik, Doroczne zwyczaje i obrzędy na Śląsku Cieszyńskim, Czeski Cieszyn-Wrocław 2012.
Tagi: kultura ludowa, Śląsk Cieszyńśki, św. Łucji, zwyczaje ludowe