Muzycy, aktorzy i piosenkarze nie mogli pracować z powodu pandemii w normalnym trybie i zostało im mnóstwo wolnego czasu, Chrystian Heczko wykorzystał go do pogłębienia swojej pasji, czyli wędkarstwa muchowego.

    Jak spędzałeś wolne chwile podczas pandemii?

    Wolnego czasu podczas pandemii było więcej. Świadczy o tym chociażby fakt, że po 20 latach aktywnego muzykowania doświadczyłem, co to znaczy mieć wolny weekend. Nagle wszystkie piątki i soboty zostały wolne. Przynajmniej mogłem wykorzystać ten czas i spędzać go z rodziną. Skoro jednak zabrali mi smyczek z prawej ręki, trzeba było go czymś zastąpić, więc zacząłem pogłębiać swoją pasję – wędkarstwo muchowe.

    Dlaczego właśnie wędkarstwo muchowe?

    W zasadzie od dziecka chodziłem z dziadkiem na ryby, on mnie tego nauczył, zachęcił i motywował. Powiedział, że jeśli nie zacznę wymawiać „r”, to mnie nie zabierze ze sobą. Kiedy nauczyłem się mówić „ryba, rak”, to od razu wyciągnął mnie na pierwszy wypad na ryby, i to był moment, kiedy zakochałem się w tym wszystkim, w całej otoczce, nie tylko w łowieniu ryb, ale w przyrodzie, obserwacji natury itp.

    Od tego czasu aktywnie chodzisz na ryby?

    W zasadzie do licealnego wieku aktywnie wędkowałem, później wędkarstwo zaczęło mocno kolidować z muzykowaniem, i priorytet otrzymała muzyka. Po narodzinach syna postanowiłem trochę oprószyć stare rzemiosło. Podczas pandemii, ponieważ to nie było zabronione, mogłem się go intensywniej uczyć, rozwijać tę pasję. Mam nadzieję, że zafascynuję wędkarstwiem również mojego syna.

    Co taki wędkarz potrzebuje? Jaki musi mieć sprzęt?

    Oczywiście trzeba mieć licencję, a później trzeba zdecydować jaką ścieżkę wybrać. Jeśli wybrać klasyczne wędkarstwo, odpocząć przy wodzie, siedzieć na krześle i łapać karpie, albo wybrać drogę bardziej aktywną, którą jest zdecydowanie wędkarstwo muchowe.

    Jest to taki outdoor, trzeba spakować rano plecak i zaplanować trasę na cały dzień. Powiedzmy, zaczynamy gdzieś w Bukowcu w Olzie i kończymy w Bełku w Gródku. Są to wypady przygodowe, podczas których zawsze dzieje się coś nowego. Chodzi nie tylko o wędkowanie, ale też o ruch na świeżym powietrzu, co dzięki Bogu nie było w czasie epidemii zabronione.

    Sprzęt podstawowy to jest wędzisko i oczywiście muchówki. Tutaj na naszym terenie kołowrotek i wędka nie są tak ważne, jak sznur, ponieważ ten transportuje przynętę — czyli muchę do celu. Później jakieś podbieraki, pełne pudełka różnych muszek, kombinacji kolorystycznych, muszek z przeznaczeniem konkretnym, tzn. mokrych much, czy suchych much, tych sposobów jest bardzo wiele, oczywiście też jakieś wodery z butami.

    To chyba takie podstawy, oprócz tego oczywiście dochodzi sprzęt do usuwania haczyków, czyli jakieś szczypce i rozwieracze. Bo chodzi o to, że nie można zranionej ryby wrzucić ponownie do wody.

    Dlaczego przechodzi się z Bukowca do Gródku?

    Przechodzi się dlatego, że nurt rzeki jest długi, szeroki i trzeba tego pstrąga znaleźć. Niestety żyjemy w czasach, kiedy koryto rzeczne otacza sporo drapieżników, począwszy od drapieżnych ptaków, kończąc na wydrze, której populacja w Olzie jest strasznie wysoka. Jest to piękne stworzenie, ale nielubiane przez wędkarzy. Tego pstrąga trzeba znaleźć i później go jeszcze przekonać do swojej przynęty, którą trzeba zrobić tak, by smakowała.

    Dlatego trzeba mocno i intensywnie śledzić, co się wylęgło nad wodą, jakie owady latają, jaką mają kolorystykę, ponieważ nawet jeśli ten pstrąg siedzi pod kamieniem, to niekoniecznie musi się zainteresować naszą przynętą. Dlatego też przygoda z muchówką w ręku jest ciekawa i daje bardzo mocny efekt satysfakcji, kiedy się uda tego pstrąga złapać.

    Zdarza ci się, że idziesz na ryby i przychodzisz do domu z niczym?

    Zabrzmi to nieskromnie, ale rzadko się to zdarza. Tutaj chcę podkreślić bardzo aktywną postawę i pracę lokalnego stowarzyszenia w Jabłonkowie, w Olzie naprawdę widać ich pracę.

    Wypuszczasz rybę z powrotem do wody czy zabierasz do domu?

    Oczywiście każdy ma jakiś swój kodeks i ten mój jest taki naciągany, ale potokowce, czyli pstrągi potokowe wypuszczam z powrotem, ponieważ to są ryby lokalne i mają tu być. A tęczaki, czyli pstrągi tęczowe zabieram. Moim zdaniem nie przeżyją w tej rzece dłużej niż parę dni, ponieważ tęczakami karmi się tylko wydry. Czyli tęczaki ze sobą, potokowce i inne ryby z powrotem.

    Jakie jest twoje najlepsze trofeum?

    U nas niestety rzeki nie są przystosowane do zbierania trofeów. To trzeba jeździć na Słowenię albo tutaj nawet bliżej na Słowację, na Wag z muchówką. Kto lubi takie ekstremalne podejście, to może jeździć na San w Bieszczady, ale to już jest bardziej kosztowne, nie tylko ze względów na koszty samego wyjazdu, ale trzeba wykupić licencję, na którą są długie kolejki w kalendarzu. Jak człowiek chce spróbować złowić głowacice na Sanie, to trzeba się trochę naczekać.

    Moje rejony to Olza 7 i Łomnianka 1, rewiry są podzielone numerami, a oprócz tego są jeszcze takie dwa oczka wodne w Nawsiu, gdzie też lubię uprawiać tzw. jeziorowe mucharstwo.

    Tagi: , , , , ,

      Komentarze



      CZYTAJ RÓWNIEŻ



      REKLAMA Reklama

      REKLAMA
      Ministerstvo Kultury Fundacja Fortissimo

      www.pzko.cz www.kc-cieszyn.pl

      Projekt byl realizován za finanční podpory Úřadu vlády České republiky a Rady vlády pro národnostní menšiny.
      Projekt finansowany ze środków Ministerstwa Spraw Zagranicznych w ramach konkursu pn. Polonia i Polacy za granicą 2023 ogłoszonego przez Kancelarię Prezesa Rady Ministrów.
      Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/autorów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych oraz Fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie im. Jana Olszewskiego