Halina Szczotka
E-mail: halina.szczotka@zwrot.cz
Na młodzieżowym obozie chrześcijańskim nie wszyscy animatorzy mówili po polsku, ale większość z nich starała się używać gwary. Ta jednak jest czasem niewystarczająca. Konstrukcje zdań i wielość zapożyczeń z czeskiego czynią ją niejednokrotnie niezrozumiałą dla polskich native speakerów.
Lecz nie to zdziwiło mnie, kiedy wracałam z dziećmi (półtora roku po obozie) autobusem do Krakowa i ni stąd, ni zowąd, zaczęły wspominać minione wakacje. Na obozie było kilkoro dzieci z Polski, wśród nich był m.in. chłopczyk, który z powodu bariery językowej nie rozumiał poleceń i często prosił o wyjaśnienia. Stało się to powodem do żartów zebranych dzieci, które zaczęły go wykluczać ze wspólnych zabaw.
– Marysiu, czy z ciebie też się śmiali? – zapytałam.
– Nie, mamo, bo ja ukrywałam, że jestem z Polski – wyjaśniła córa.
To zdanie mną wstrząsnęło.
– Czy nabijano się też z dzieci, które mówiły czysto po czesku?
– Nie, no jasne, że nie, przecież takich tam było mnóstwo – mówi córka.
Wniosek nasuwa się sam. Dla Zaolziaków (nawet tych uczęszczających do polskich szkół) czeski jest normą. Polski jest sztucznym językiem „z zewnątrz” i w dodatku wydaje się czymś wstydliwym. Czy źródłem są uprzedzenia i negatywne stereotypy, jakie nadal tkwią w naszym społeczeństwie podtrzymywane w dużym stopniu przez nieprzychylne czeskie media? Czemu polski literacki ma być gorszy od czeskiego “spisovnego”?
Pamiętam, kiedy w podstawówce przyjechała do nas na wymianę Marta z Pomorza. Chodziła z nami do szkoły przez około dwa tygodnie. Chłopakom z klasy od razu wpadła w oko. Nie przez urodę, ale za całokształt. Zresztą wszystkich zachwycała swoją pewnością siebie oraz nienaganną polszczyzną. Czyżby to, co kiedyś nam imponowało, teraz wydaje się żenujące?
Koleżanka, u której nocowała Marta podczas swojego pobytu w Mostach, stwierdziła na ostatnim spotkaniu klasowym, że nie warto używać polskiego w kontaktach urzędowych, bo nie ma co ludzi „prowokować”. Moja ciocia natomiast odradzała mi pisanie tego tekstu, żeby, jak to powiedziała: „Nas wszystkich stąd nie wyrzucili”.
Nazywają go “szprtem” – mówi kolega. Jego polskojęzyczny syn jest kujonem, bo odzywa się po polsku w szkole z polskim językiem nauczania.
To niestety nie są pojedyncze przypadki, tylko objawy pewnego procesu, który moim zdaniem się nasila.
Artykuły w kategorii Blogi prezentują poglądy autorów i nie mogą być interpretowane w żaden inny sposób.
Tagi: Ewa Czepiec