Sylwia Grudzień
E-mail: sylwia@zwrot.cz
TRZYNIEC / 26 sierpnia miał miejsce dzień otwarty w nowo powstałym mieszkaniu opieki wytchnieniowej. Mieszkanie znajduje się na 10 piętrze w Domu Grozy (Domu Hrůzy) w Trzyńcu.
Przeznaczone jest dla tych rodzin, które potrzebują wsparcia w opiece nad członkami rodziny – niepełnosprawnymi, przewlekle chorymi lub wymagającymi całodobowej opieki.
Mieszkanie powstało dzięki staraniom Stowarzyszenia „Nigdy nie jesteś sam”. Z prezes stowarzyszenia Renatą Czader rozmawia Sylwia Grudzień.
Czym jest mieszkanie opieki wytchnieniowej?
Jest to forma pomocy społecznej dla rodzin z dziećmi niepełnosprawnymi. Mieszkanie tego typu jest po to, aby rodzice mogli zostawić swoje niepełnosprawne dziecko pod opieką wyspecjalizowanych opiekunów. W tym czasie rodzice mogą zająć się swoimi najważniejszymi sprawami, albo po prostu odpocząć, mając pewność, że powierzyli swoje dziecko w dobre ręce.
Dlaczego potrzebne są takie miejsca jak mieszkania opieki wytchnieniowej?
Rodziny, które skupione są wokół stowarzyszenia „Nigdy nie jesteś sam”, mieszkają często w domach pełnych barier architektonicznych. Każde wyjście z domu z dzieckiem wiąże się więc z ogromnym wysiłkiem. Poza tym rodzice dzieci niepełnosprawnych potrzebują zwykłego odpoczynku. Tak jak rodzice posyłają dzieci czasami do babci, żeby mogli odpocząć, tak też rodzice dzieci niepełnosprawnych potrzebują wytchnienia. Ale niestety dziecka niepełnosprawnego nie da się „podrzucić” do babci.
Opieka długoterminowa nad niepełnosprawnym członkiem rodziny to bardzo wyczerpująca praca, dezorganizująca często życie reszty rodziny. Z tego powodu, od czasu do czasu, pozostali członkowie rodziny muszą o siebie zadbać i mieć przestrzeń do tego, by nabrać sił do dalszej opieki. Rodzice dziecka niepełnosprawnego nie powinni być tylko rodzicami dziecka niepełnosprawnego. Oni też muszą być partnerami, rodzicami dla zdrowego dziecka, muszą być dzieckiem dla swoich rodziców. I muszą przede wszystkim zadbać o siebie.
Jak powstał pomysł stworzenia mieszkania opieki wytchnieniowej w Trzyńcu?
Wszystko zaczęło się kilka lat temu od obozów letnich dla naszych dzieci, które zrodziły się z potrzeby serca. Z wykształcenia jestem nauczycielką i wiem, ilu zajęć potrzebują zdrowe dzieci, aby mogły się rozwijać. Niepełnosprawne dzieci zdane są tylko na pracę, pracę, i jeszcze raz pracę. Mają rehabilitację, ćwiczenia logopedyczne, chodzą do specjalistów, ale nie mają czasu na relaks. Owszem, uczestniczą na przykład w hipoterapii, czy dogoterapii, które są o wiele przyjemniejsze niż rehabilitacja, ale wciąż jest to praca. Pomyślałam więc, że dobrze by było, aby miały czas na wytchnienie.
Wiedziałam, że mój syn nie będzie grał na skrzypcach, w piłkę nożną też nie pogra, więc szukałam takiej formy spędzenia czasu, żeby i on mógł się realizować, albo miał chociaż jakąś radość z życia. Tak powstało Stowarzyszenie „Nigdy nie jesteś sam”. Przyłączyły się do mnie inne mamy i w ten sposób powoli idea ta się rozwijała. Obozy letnie bardzo spodobały się i dzieciom, i rodzicom. I od tego się zaczęło. Potem zrodził się pomysł, aby stworzyć mieszkanie opieki wytchnieniowej, aby rodzice mogli odpocząć nie tylko w czasie letniego obozu.
Przed powstaniem mieszkania w Trzyńcu, najbliższe tego typu miejsce znajdowało się w Ostrawie – jest to Tęczowy Dom, działający przy Śląskiej Diakonii. Dla wielu rodziców z naszego regionu to za daleko. Stąd pomysł stworzenia tego typu miejsca w Trzyńcu.
Kto sfinansował mieszkanie?
Mieszkanie sfinansowało stowarzyszenie, które dzięki sponsorom, firmom, osobom prywatnym, grantom, uzbierało odpowiednią sumę. Wiedziałam, że damy radę, że mamy na nie pieniądze.
Następnym krokiem było znalezienie mieszkania w dogodnym miejscu, bez barier, w centrum miasta, skąd opiekunowie mogliby wyjść z dziećmi na spacer, do kina, do restauracji, do parku, mogą nawet pojechać pociągiem na wycieczkę – niedaleko znajduje się dworzec. Gdy znalazłam dobre miejsce, wiedzieliśmy już z mężem, że będzie dobrze. Mąż zrobił remont. Ja wymyślałam, a on realizował. Bez mojego męża nie zrobiłabym niczego. Głównym motorem naszych działań jest nasz syn.
Czyli nie ma pani obaw, że mieszkanie będzie stało puste?
Mam obawy. Ponieważ opłata za profesjonalnych opiekunów jest bardzo wysoka – wynosi 120 koron na godzinę. Jeden weekend to koszt rzędu 4500-5000 koron. Stowarzyszenie sfinansowało mieszkanie wyposażone w niezbędne meble, zobowiązało się do zebrania środków na wynajem, bierze również na swoje barki remonty i utrzymywanie porządku, ale nie jest w stanie pokryć kosztów wynajęcia opiekunów. To muszą sfinansować rodzice.
Długo myślałam nad tym, jak obniżyć koszty, żeby mieszkanie było ogólnodostępne, niezależnie od zamożności rodziny, żeby koszty nie limitowały potencjalnych chętnych. Wpadłam na pomysł, aby oprócz profesjonalnej opieki, zaangażować członków dalszej rodziny, wolontariuszy, itd., aby choć częściowo zmniejszyć koszty, do południa może przyjść przyjaciel rodziny, po południu babcia, któregoś z dzieci, i wtedy koszty będą mniejsze.
Ponadto rodzice dzieci niepełnosprawnych mają często większy problem z oddaniem dziecka pod opiekę drugiej osoby niż rodzice zdrowych dzieci. Każda mama przechodzi trudny czas, gdy na przykład ma oddać dziecko do przedszkola. Mama dziecka niepełnosprawnego odczuwa tego typu niepokój jeszcze silniej, dlatego że dziecko niepełnosprawne nie powie, czy zostało nakarmione, przewinięte, itd.
Jednak dzięki obozom letnim udało nam się zbudować w rodzicach zaufanie do nas. Na pierwszym obozie, który miał miejsce 5 lat temu, wysyłałam mamom dzieci zdjęcia, ale nie chciałam, żeby one do mnie dzwoniły, więc one sobie potajemnie brały numer od asystentek i one im raportowały dzień po dniu, co się dzieje z ich dziećmi. Tłumaczyłam im wtedy, że nie mogą tak robić, że muszą się na ten czas odciąć. Zawsze im mówię, że jeśli, nie daj Boże, coś by się stało, to najpierw dzwonię do nich, jeszcze przed karetką.
Teraz już rodzice tak na ufają, że w czasie trwania obozu, sami wyjeżdżają na urlop, więc korzystają z tego czasu najlepiej, jak potrafią. I nie mamy już telefonów. Dlatego pomyślałam, że rodzicom przydałoby się takie miejsce, w którym mogliby zostawić dziecko i móc spokojnie pójść na przykład na urodziny. Takie mieszkanie opieki wytchnieniowej jest też bezpiecznym miejscem dla asystentki, która ma się zajmować dzieckiem, ponieważ zna to mieszkanie i czuje się w nim pewnie. Nie każdy się czuje dobrze w cudzym domu.
Tagi: mieszkanie opieki wytchnieniowej, niepełnosprawność, Renata Czader, Stowarzyszenie Nigdy nie jesteś sam