Halina Szczotka
E-mail: halina.szczotka@zwrot.cz
Jak w każdy pierwszy wtorek miesiąca, tak i 5 lutego w cieszyńskim Domu Narodowym spotkali się miłośnicy gwary. Tym razem na zebranie przyszły 22 osoby. Mniej więcej pół na pół z jednego i drugiego brzegu Olzy.
Wpierw, jako że było to pierwsze tegoroczne spotkanie, lider grupy Henryk Nowak przedstawił sprawy organizacyjne z harmonogramem spotkań na cały rok na czele. Oczywiście, jak na spotkanie miłośników gwary przystało, wszystko omawiane było gwarą. Nie zabrakło też odśpiewanego na stojąco niepisanego hymnu regionu „Szumi jawor”.
– Staram się na każde spotkanie przygotować jakisik temat do godki. Ale zaczyno mi tematów chybiać. Fórt chodzym z kartką a długopisem po zogrodzie i jak mi coś wpadnie, to zaroz notuje – powiedział naszemu portalowi Nowak, przyznając, że nie jest to wcale proste.
Wszak to już 47 spotkanie. Bo choć klub nie jest sformalizowany w sposób prawny, a spotkania pod hasłem „Rzondzymy, rozprawiomy, śpiywomy po naszymu i ni jyny” są otwarte, nie ma zarządu, członków, legitymacji i list obecności, to inicjator tych regularnych comiesięcznych zebrań prowadzi skrupulatną ich dokumentację.
Ideą spotkań „Rzondzymy, rozprawiomy, śpiywomy po naszymu i ni jyny” jest to, by mówić po naszymu. – Obojętne o czym, byle po naszymu, byle zachować tę naszą gwarę – wyjaśnia Nowak.
O czym więc rzóndzili miłośnicy gwary w pierwszy lutowy wtorek? Ano zaczęli od podzielenia się wrażeniami z ostatnio zaistniałej tragiczno-komicznej sytuacji. Otóż klubowiczów obiegła przerażająca wieść o śmierci ich lidera. Jedna z pań spostrzegła klepsydrę. Jasno z niej wynikało, że Henryk Nowak zamieszkały na ulicy Puńcowskiej nie żyje.
Ku radości jego klubowych kolegów okazało się jednak, że zbieżność imienia i nazwiska ich lidera z sąsiadem była czysto przypadkowa. Tak więc imiennik po raz ostatni spłatał niechcący swemu sąsiadowi figla. Bo trafiająca nie do tego Henryka Nowaka, co trzeba, poczta czy uwagi dotyczące spraw zawodowych przez lata obu panom zdarzały się notorycznie.
Podczas spotkań klubowicze czytają napisane gwarą utwory, czy to prozatorskie czy też poetyckie. Jedni dzielą się tym, co wyszperali na półkach lub w internecie, inni biorą jakiś zabawny tekst po polsku i tłumaczą go na gwarę, jak zrobiła to Halina Woźniak ze znalezionym w internecie tekstem jak najbardziej na czasie – o lekarstwach na katar.
Ale są i tacy, którzy piszą własne utwory. Zresztą wspomniana Halina Woźniak też onegdaj uraczyła słuchaczy spisanymi na cztery strony a4 wspomnieniami z dzieciństwa będącymi bardzo wartościowym źródłem nie tylko gwarowego słownictwa, ale też wiedzy o czasach sprzed półwiecza.
Na lutowym zaś spotkaniu swój wiersz oczywiście napisany gwarą przeczytała Krystyna Kurzyca z Klubu Literackiego „Nadolzie” działającego przy Macierzy Ziemi Cieszyńskiej, członkini Stowarzyszenia Autorów Polskich oddzieł Bielsko-Biała .
Spotkania klubu to też dyskusje o gwarze. Przykładowo po odśpiewaniu piosenki o rechtorze omawiano użyte w niej gwarowe słownictwo, gdy, co zdarza się sporadycznie, jednak się zdarza ktoś jakiegoś słówka nie zna, inni mu objaśniali.
– Już przed nami mówili, że gwara zanika – stwierdził Bronisław Schulhauser czytając wiersz Anny Filipek o tym, jak stara jedla szumi tak jak jej poprzedniczki. Zauważył też, że gwara się zmienia i jest podatna na wyrazy z obcych języków, a to, z jakich je chłonie, zależy od czasów i okoliczności.
Kiedyś używano słów niemieckich, zwłaszcza w nowych wówczas dziedzinach technicznych związanych z przemysłem, kolejnictwem, a teraz pojawia się sporo czeskich. – Kiedyś każdy szeł na banhof i jechał cugym po glajzach. Teraz jo idym na dworzec a jadym pociągiem, a mój sąsiad idzie na nádraží a jedzie vlakym. I tak se rozmawiamy – skwitował.
(indi)
Tagi: gwara
Komentarze