Czesława Rudnik
E-mail: redakcja@zwrot.cz
Organizowanie wystaw i imprez folklorystycznych, wydawanie publikacji, dokumentowanie na fotografiach zmieniających się krajobrazów górniczego regionu, oprowadzanie wycieczek po okolicy, kolekcjonowanie starych dokumentów, zdjęć, publikacji, przedmiotów o charakterze muzealnym, pisanie wierszy i opowiadań, wyrób trombit i rogów pasterskich to wszystko wypełnia życie emeryta górniczego Józefa Chmiela z Darkowa.
Zbyt wiele, wydaje się, jak na możliwości jednego człowieka. Jednak niewątpliwy talent nie tylko do zorganizowania jakiejś akcji, ale także do właściwego rozłożenia swojego czasu i własnych sił, nieustępliwość, może wręcz tupet, a jednocześnie jakiś dar zjednywania sobie ludzi i umiejętność przekonania ich o swoich racjach oraz niewątpliwie wiara w sensowność własnego działania i przeświadczenie, że podjęty trud jest potrzebny, wręcz konieczny, sprawiają, że potrafi wszystkiemu podołać, wyważyć każde drzwi, zwalczyć przeciwności, a owoce jego pracy są dobrze widoczne.
Dom Józefa Chmiela to małe muzeum, archiwum z wieloma cennymi dokumentami. Jak je zdobywał? – Chodzym jak kura po śmietniskach po tych zbiernach, uż mie tam znają i taki rzeczy mi odkłodają, dycki idym obladowany – żartuje.
Wyciąga stos starych świadectw, nawet sprzed ponad stu lat, tłumaczy, co wszystko można z nich wyczytać. Wyjmuje albumy i teczki, pokazuje stare zdjęcia i dokumenty dotyczące ważnych wydarzeń z życia miasta, dzisiejszej wielkiej Karwiny, a dawniej osobnych miejscowości: Darkowa, Karwiny, Frysztatu – i jego mieszkańców.
Na przykład protokół spisany na konferencji poinspekcyjnej w Polskiej Szkole Ludowej w Raju w 1936 roku. Czyta z kroniki kaplicy w Raju: – Podług wyciągu z archiwum parafialnego kaplica jest wybudowana na stawebni parceli 86, którą ofiarował Matyjas Urbańczyk pod budowę kaplicy i kaplica była w roku wybudowana i dana do użytku służby Bożej 24.12.1867.
Ale zbiory Józefa Chmiela zawierają materiały dokumentacyjne nie tylko z Karwiny. Mój rozmówca wyciąga listy z obozu koncentracyjnego z Gusen, z kopertami, pisał je Karol Kolder z Suchej. Pokazuje półkę ze starymi książkami. – To jest lektura szkolna, z tego uczyły się dzieci od 1 do 5 klasy za Austryje – mówi.
Na kilku półkach stoją przedmioty posiadające wartość nie tylko dla ich zdobywcy. Są tu lampki górnicze, na przykład strasznie staro na petrule na płaski knut, jest pierwszy reflektor sztajgierski. Gospodarz opowiada o numerze na rower, obowiązkowym w czasie okupacji hitlerowskiej, przymocowywanym na stałe dolną połową, górną zaś rowerzysta, odstawiając rower, zabierał ze sobą.
W kolekcji butelek zwracają uwagę trzecinki z pierwszego browaru Larischa z 1860 roku. – Piwo se szpuntowało jak szampan, tyn browar, co był na Solcy, to uż był drugi, 1861 rok – wyjaśnia. – Karwinie jest bardzo potrzebne muzeum. Likwidowane są kopalnie itd., a pamiątek, dokumentów nie ma gdzie umieścić. Studenci przychodzą tu do mnie, bo nie mają skąd wziąć materiałów.
Gotowe plansze ze zdjęciami i innymi materiałami dokumentacyjnymi, uzupełnione napisami, objaśnieniami, zawsze w dwu językach – po polsku i po czesku, są przygotowane i w każdej chwili mogą pojechać na kolejną wystawę. Pierwsza wystawa Józefa Chmiela, zorganizowana na dwudziestopięciolecie Sekcji Folklorystycznej ZG PZKO, otwarta została 27 sierpnia 1990 roku. Darków, stara Karwina i związany z nią Gustaw Morcinek to najważniejsze tematy wystaw.
– Tu jest wszystko o starym kościele w Karwinie – Józef Chmiel wyciąga kolejne teczki z planszami do wystaw, zdjęciami. Robił także zdjęcia trumien w katakumbach w tym kościele. Mam zezwolenie od biskupa – tłumaczy – na robienie zdjęć we wszystkich kościołach dekanatu karwińskiego.
Darków to następna po starej Karwinie miejscowość, która ginie pod naporem węgla. Jego wydobywanie pod powierzchnią związane jest z dewastacją tego, co na powierzchni. Ginie przyroda, rozpadają się domy, wyprowadzają się ludzie. To wszystko próbuje złapać i zatrzymać Józef Chmiel obiektywem swojego aparatu fotograficznego. Liczne zdjęcia poszczególnych darkowskich domów w różnym stadium rozkładu stanowiły podstawę do wystawy o Darkowie.
Karwinę i okolice pokazuje też Józef Chmiel przyjezdnym jako przewodnik. – Biorę to od Łąk – mówi – przez nowy kościół, stary kościół, potem jedziemy na Stonawę, cmentarz, mogiły, do Karwiny do lasku przy Kopalni Barbara, na stary cmentarz, oglądamy pomniki, stary kościół w Karwinie, dalej zamek we Frysztacie, rynek, kościół św. Marka, itd., aż do Marklowic. Miałem tu np. nauczycieli z Polski, całą grupę polskich przewodników.
Ale wystawy i rola przewodnika to nie wszystko. Poczucie patriotyzmu lokalnego każe Józefowi Chmielowi zaznajamiać z przeszłością swojego miasta jak najwięcej osób. Robi to także za pomocą publikacji książkowych, zawsze wydawanych dwujęzycznie. Pierwsze książki o Karwinie przygotował wspólnie z Janem Szymikiem.
Niewielka „Karwina w starej fotografii” ukazała się w 1994 roku. Obszerny album „Stara Karwina w fotografii” nie wszedł na lady księgarń, wydawca wziął cały nakład na dary na cele reprezentacyjne. Pokazuje także broszurkę w ciekawym opracowaniu graficznym, w nakładzie 10 egzemplarzy, o kościele św. Piotra z Alkantary. Fotodokumentację z miejsca swego zamieszkania wykorzystał w książce o Darkowie. Nazwisko Józefa Chmiela znalazło się też wśród autorów albumu o Stonawie.
Kiedy umysł musi odpocząć, można zająć ręce, wykonując jakąś pracę fizyczną. Józef Chmiel bierze wtedy do ręki kawał drewna, gałąź, patyk, odpowiednie narzędzia i robi trombity i rogi pasterskie. Skąd u górnika takie typowe raczej dla górali zainteresowania?
– Byliśmy w Rzeszowie – wspomina – na festiwalu polonijnym w 1986 roku i był tam kwartet Józka Brody z Istebnej grający na trombitach. Podczas przerwy oglądałem trombitę, bo nie miałem jej nigdy przedtem w rękach. I założyłem się z kolegami o beczkę piwa, że też taką trombitę zrobię. Na czterdzieste Gorolski Święto w Jabłonkowie. Miałem o tym trochę pojęcie, bo kiedyś robiłem modele samolotów.
– W zimie uciąłem gałąź topoli, by wyschła – opowiada. – Kiedy trombita lub róg są gotowe, trwa to miesiąc, nim wszystko dobrze zaschnie i dopiero wtedy instrument ma odpowiedni dźwięk. Trzy dni przed Gorolskim Świętem miałem gotową trombitę, 3,6 m długości. Zawiozłem ją do Jabłonkowa w wagonie pocztowym. Gorole i koledzy już czekali na beczkę piwa, a kiedy z wagonu pocztowego zaczęto wyciągać trombitę, twarze ich pobladły. I to oni musieli kupić beczkę piwa.
Wystawiał potem trombity na Gorolskim Święcie w Jabłonkowie. Jedną ofiarował Władysławowi Niedobie – Jurze spod Grónia. Profesor Alojzy Kopoczek, który był wtedy dyrygentem darkowskiego chóru Lira, namówił mnie – kontynuuje swoje opowiadanie mój rozmówca – do robienia rogów pasterskich. Pierwszy metrowy róg zrobiłem także na Gorolski Święto, dałem go drugiemu Władkowi – Hadamowi z Drugi Jizby. Robiłem też trombitę, 2,2 m, dla Stanisława Hadyny na jego siedemdziesiątkę, na koncercie jubileuszowym ja w górniczym stroju dawałem trombitę góralowi Hadynie. Daniel Kadłubiec namówił mnie, bym spróbował zrobić najdłuższą trombitę. Ma osiem metrów i trzymam ją w szklarni obok domu. Mam certyfikat, że jest to najdłuższa trombita.
O talencie Józefa Chmiela do produkcji ludowych instrumentów muzycznych może świadczyć fakt, że na konkursie w Bielsku-Białej ze swoim rogiem i trombitą zajął dwa drugie miejsca, na 105 prac. Opracował własną technologię, inną niż na początku, ale inną też niż w Polsce. Na wystawie „Skarby z cieszyńskiej trówły” przedstawiał wyrób trombity.
Wiosna to dla Józefa Chmiela przede wszystkim Maj nad Olzą, przygotowania do niego i przebieg imprezy. Sam ją kiedyś wymyślił. Bo górale mieli Gorolski Święto w Jabłonkowie, w Cieszynach odbywało się Święto Trzech Braci, a na dołach nic? Przygotowana została głównie przez pezetkaowców z Darkowa i Raju, a oprócz PZKO organizatorami był miasto Karwina i Uzdrowisko Darków. W podzięce zamiast kwiatów zespoły dostają serca z piernika. Majowe serce stało się też logo imprezy. Napisy na nim są w dwu językach: po polsku i po czesku.
„Chociaż jest obywatelem czeskim, narodowość ma Józef Chmiel polską i z dumą się do niej przyznaje” – napisano o nim kiedyś w dzienniku „Karvinsko”. – Żodnymu nie upiyróm narodowości – przyznaje posługujący się najczęściej gwarą Józef Chmiel- aż se każdy szanuje swoigo, ale nie szkodzi drugimu. Być se, kim chcesz, ale szanujmy se nawzajym, bo jak se nie bydymy szanować, to nigdy do jaksigo ładu nie dóńdymy.
(Z trombitą na Maj nad Olzą. „Zwrot”, rok 2003 nr 5)
Józef Chmiel obchodzi dziś osiemdziesiątą rocznicę urodzin. Życzymy Jubilatowi, wieloletniemu współpracownikowi „Zwrotu”, zdrowia i wszelkiej pomyślności!
Tagi: Józef Chmiel, Karwina-Darków, Maj nad Olzą, trombita, Wydziobane