Halina Szczotka
E-mail: halina.szczotka@zwrot.cz
NOWINA / Zimno, wiatr, ok -10 stopni, ale jedziemy, pod piekarnią w Łomnej Dolnej Petr zakłada łańcuchy śniegowe na koła swojego samochodu. Bez nich, nie sposób jeździć po stromych, wąskich drogach, prowadzących z Łomnej na Nowinę. Kilka razy trzeba zjeżdżać w dół, żeby ustąpić miejsca samochodom jadącym z naprzeciwka, droga bowiem jest dwukierunkowa o szerokości jednego pasa ruchu.
Zbiórka Trzech Króli, bo w takim celu wydaliśmy się do odległych zabudowań należących administracyjnie do Łomnej Dolnej, organizowana jest nieprzerwalnie od 15 lat. Zdobyte środki rozdysponowane są na cele charytatywne w kraju i za granicą, a co ważne 65 procent pozostaje w regionie.
Corocznie w okresie od 1 do 14 stycznia kolędnicy obchodzą wszystkie domy, nie tylko w celu zbiorki pieniężnej, ale przede wszystkim, jak tłumaczy dyrektor jabłonkowskiego Caritasu Petr Pavlíček, po to, żeby nieść błogosławieństwo. I dlatego istotną kwestią jest przejście wszystkich domostw, nawet tych bardzo odległych i trudnych do zdobycia.
Namacalnym dowodem wizyty kolędników jest pozostawiony napis na drzwiach: K+M+B 2015. Trzej królowie używają żółtej, poświęconej kredy, ksiądz Edward, który również chodzi po kolędzie, używa białej kredy. Dlatego w większość domów, napis był dwukolorowy, bo ludzie przyjmowali każdego kolędnika.
– W tym roku Księdza Edwarda nie będzie, ponoć nie przyjdzie – tłumaczył nam jeden z mieszkańców. Tym bardziej zależało ludziom na zaktualizowaniu rocznej daty na futrynie
Petr mógł przejechać całą trasę samochodem, bo wszystkie drogi na Nowinie były przejezdne, odgarnięte traktorem, co było z resztą dla nas wielką, miłą niespodzianką. Pytam czy ktoś mu zapłaci za paliwo? – Nie, no co ty? Przecież to jest inicjatywa dobrowolna, nikomu nie zapłacą, można chodzić na piechotę, a jeśli już jedziesz samochodem, to Twoja sprawa, tak to by wszyscy chcieli dofinansowania – śmieje się.
Dyrektor Caritasu, który kolęduje od kilu lat, w tym roku musi obejść więcej gmin niż zazwyczaj, bo wielu woluntariuszy się rozchorowano lub jest świeżo po kuracji antybiotykowej i nie mogą uczestniczyć w męczącym skądinąd projekcie. Kolęduje zwykle z jednym, lub dwójką swoich dzieci, wczoraj oboje było już przemarzniętych, Tereska już w połowie drogi chciała zawracać, ale wytrzymała.
Na Nowinie, gdzie przygotowaliśmy się na 15 domostw, przyjęły nas wszystkie, oprócz jednego. Co było zadziwiające, ponieważ nie było żadnych wcześniejszych ogłoszeń, które mogłyby przygotować miejscowych do wizyty woluntariuszy. – Ludzie z gór są całkiem inni, przyjaźni, szczodrzy, cieszą się, że ktoś zawita w ich strony, nie to co w mieście, w blokach, gdzie często wcale nie chcą otwierać nam drzwi, a jeśli już, to dają monety: 10,20 koron – tłumaczy Petr.
Mieszkańcy najwyżej położonych zabudowań nie są zbyt rozmowni, są wyciszeni, spokojni, przyzwyczajeni do braku towarzystwa. Funkcjonuje natomiast bardzo silna wspólnota sąsiedzka. W trakcie naszej wizyty, do jednej ze starszych pań, przychodzi z odwiedzinami wizytą młoda dziewczyna. – Zabrać Was ciociu jutro samochodem? – pyta. – W pobliżu mieszka Pani rodzina? – zapytałam. – Ależ skąd, my wszyscy tutaj sobie pomagamy, ona mnie tylko ciocią nazywa – sprostowała starsza pani.
Muszą też być bardzo wyczuleni na wszystko, co dzieje się w ich sąsiedztwie. – Kilka lat temu spalił się dom sąsiada – starsze państwo wspomina traumatyczne wydarzenie. – Dziecko w nocy obudziło matkę, która zauważyła pożar, szybko wezwano straż pożarną, którą trzeba było pilotować. Straż przyjechała po około pół godzinie, ale to było najdłuższe 30 min w naszym życiu – wspominają.
Błędem byłoby sądzić, że mieszkańcy Nowiny są całkowicie odcięci od cywilizacji. Ich drewniane domki są często wyposażone w nowiutkie meble kuchenne, sprzęt AGD i RTV i nowoczesne laptopy.
Mieszkając w górach należy mieć dobry samochód, z napędem na cztery koła, a najlepiej, jeśli ma się rodzinę, dysponować dwoma. – Dzieci trzeba podwieźć do szkoły, potem pojechać do pracy, po południu odebrać je ze świetlicy, zrobić zakupy i wrócić – tłumaczy jednak z mieszkanek. Kiedy podziwiam jej umiejętności kierowcy, tłumaczy – Tak to trudne, kiedy ostatnio było bardzo ślisko, i bałam się dalej jechać, zostawiłam swój samochód w lesie i poszłam resztę drogi na piechotę.
Niektóre osoby mieszkają na Nowinie od początku – Tutaj się urodziłem, w tym domu obok – tłumaczy pan w średnim wieku. Ale jego żona już pochodzi z Jabłonkowa – Przyzwyczaiłam się i bardzo mi się teraz podoba, do miasta bym już nie wróciła – opowiada.
Poznaliśmy też miłą rodzinę, która zdecydowała się zakupić dom w tej okolicy. Zaprosili nas do siebie, poczęstowali gorącą herbatą i ciastkami. – Bez dzieci było dużo łatwiej – tłumaczy gospodyni – ale można się przyzwyczaić, to tylko kwestia logistyczna. – Dziewczynki zapraszają często kolegów ze szkoły, którzy zawsze z chęcią odwiedzają odosobnione miejsce w górach – dodaje.
Ilu Polaków tutaj mieszka? Pytam miejscową babcię – Kiedyś byli tu sami Polacy, ale teraz jest pół na pół, wielu młodych się tu buduje – odpowiada.
Nie zauważyłam żadnych uprzedzeń na tle różnic narodowościowym. Kolędowanie rozpoczynaliśmy zawsze pieśnią „My tři králové jdeme k Vám“ , dopiero druga w kolejności była kolęda „Mędrcy świata, monarchowie”, nie wiadomo bowiem, na jaki trafi się dom: polski, czy czeski. Widziałam błysk w oczach miejscowych Polaków przy drugiej kolędzie, ale żadnego rozczarowania przy pierwszej.
Co wyróżnia ludzi mieszkających na odludziu? Na dworze mróz, w domu trochę cieplej, ale niezbyt gorąco. Mieszkańcy otwierali nam… bez skarpetek, często w krótkich spodenkach i prawie regułą był rękaw do łokci. W górach trzeba być zahartowanym.
Ewa Czepiec
Tagi: Caritas Jabłonków, K+M+B 2015, kapela ludowa Nowina, ksiądz Edward, Kwesta Trzech Króli, Petr Pavlíček