Czesława Rudnik
E-mail: redakcja@zwrot.cz
Ostatnio odbyło się w Czeskim Cieszynie jedno z zebrań nauczycieli polonistów, a dyskusja, jaka się po tym zebraniu wywiązała, skłoniła mnie do napisania tych paru słów: Bowiem jeśli chodzi o sprawę języka polskiego na naszym terenie, to (jak zawsze) skarżono się na wszystko możliwe i niemożliwe. Na groźne wulgaryzowanie języka ojczystego przez naszą młodzież. Na „heroiczne” próby „tłumaczenia” afiszów kinowych i teatralnych na tzw. język polski. Na czechizmy pojawiające się coraz częściej w naszej prasie.
Przyznaję! Sprawa naszego języka wygląda naprawdę blado, ale proszę was, któż ma coś w tym kierunku zrobić, jeśli samo nauczycielstwo ogranicza się do stwierdzenia nieróżowych faktów, krytyki i załamywania rąk? Co by się stało, gdybyśmy tak zamiast próżnego narzekania rozwinęli na łamach naszego poczytnego pisma dyskusję na temat: „Co należy czynić w sprawie ratowania naszego języka?” Korzyści byłyby wielkie. Sami wiecie, jak ciężko kleją się niekiedy te zdania, gdy trzeba coś powiedzieć lub napisać naprawdę po polsku. Od nas samych, koledzy, zależy, kiedy nasz górnik czy hutnik przestanie mówić „że radijo hlasiło” i „że we walcwerku robią kolejnice”, a rolnik „że musi iść na wybor skyrs dodawek”.
(Kilka słów o języku. „Głos Ludu” nr 66, 4 czerwca 1953)
Tagi: Wydziobane