Sylwia Grudzień
E-mail: sylwia@zwrot.cz
Dziś mamy nie tylko najkrótszy dzień w roku (o czym pisaliśmy tutaj), ale wspominamy również św. Tomasza. Do Wigilii zostały już tylko trzy dni. Czy dzień, w którym słońce świeci najkrócej, górale karpaccy traktowali jak każdy inny? Oczywiście, że nie. W myśleniu magicznym, które było charakterystyczne dla ludowej wizji świata, najkrótszy dzień w roku miał specjalne znaczenie.
W Beskidzie Śląskim tego dnia od wczesnego ranka do gospodarzy przychodzili chłopcy „po winszu”. Przynosili wraz z życzeniami przystrojoną gałązkę jodłową – połaźniczkę, którą gospodyni brała do ręki przez fartuch, szła do obory i dotykała nią każdej krowy, by były zdrowe i dawały dużo mleka. Następnie wtykała gałązkę w szparę w ścianie szopy, by zapewnić sobie pomyślność w gospodarce. Winszowników nagradzano łakociami lub drobnymi pieniędzmi. Po II wojnie światowej zwyczaj zaniknął.
Z kolei w Beskidzie Żywieckim w dzień św. Tomasza każdy gość przychodzący do domu od progu wołał: „Na scyńści! Na zdrowi! Na tego świentego Tomasa! Żebyście byli zdrowi, weseli, jako w niebie janieli! Hop! Hop! Hop!” – ostatnie słowa wzmacniał trzema podskokami. Gospodarze odpowiadali: „Tak to Boze dej”.
Nie idź do lasu!
W ten dzień u górali karpackich (śląskich, żywieckich i podhalańskich) obowiązywał zakaz chodzenia i jeżdżenia do lasu pod groźbą utraty życia. Drwale i cieśle odkładali więc na ten dzień nawet pilną robotę i nie wychodzili poza swoje gospodarstwo w myśl porzekadła „Na świętego Tóma siedź dóma”. Prawdopodobnie zakaz ten wiązał się z prasłowiańskimi wierzeniami, że w najkrótszy dzień w roku las jest siedliskiem duchów.
(SG)
Artykuł ukazał się po raz pierwszy 21 grudnia 2020 roku.
Tagi: Beskid Śląski, Górale karpacyy, połaźniczka, św. Tomasz