Krzysztof Rojowski
E-mail: krzysztof@zwrot.cz
W poniedziałek (10 grudnia) w Warszawie odbyła się gala wręczenia nagród Grand Press dla najlepszych polskich dziennikarzy. Tytuł przypadł Andrzejowi Andrysiakowi – redaktorowi i wydawcy Gazety Radomszczańskiej, a także prezesowi Stowarzyszenia Mediów Lokalnych. W krótkiej rozmowie ze „Zwrotem” opowiada o znaczeniu polskich mediów lokalnych i zmianach, jakie je dotknęły w ostatnich latach.
Grand Press po raz 28. W tym roku wyróżniono także dziennikarzy lokalnych
W konkursie Grand Press nagrody wręcza się: Dziennikarzowi Roku oraz autorom materiałów tematycznych z różnych kategorii. Tegoroczna edycja była już 28.
Wśród kategorii tematycznych w tym roku po raz pierwszy pojawiła się także ta dotycząca Dziennikarstwa Lokalnego. Nagroda ta trafiła do red. Macieja Czerniaka z „Gazety Pomorskiej” za cykl „Klamki”.
Andrysiak Dziennikarzem Roku 2024
Nasz rozmówca z kolei to laureat głównej nagrody. Przyznało mu ją środowisko dziennikarskie – głosowało 88 polskich redakcji prasowych, radiowych, telewizyjnych i internetowych.
Andrzej Andrysiak wyprzedził innych nominowanych do tytułu: Renatę Kim („Newsweek Polska), Justynę Dobrosz-Oracz (TVP), Andrzeja Poczobuta (internowanego na Białorusi redaktora „Gazety Wyborczej”) oraz Patryka Słowika (WP).
Andrysiak: „Media muszą pisać o tym, czego ludzie nie wiedzą”
Akurat dzisiaj premier Tusk zapowiedział, że stacje TVN i Polsat zostaną wpisane na listę spółek znajdujących się pod szczególną ochroną państwa – w ten sposób nie będzie możliwe przejęcie ich przez środowiska wrogo do Polski nastawione. Mimo to wydaje się, że wobec pewnej stronniczości zarówno wspomnianych nadawców, jak i telewizji publicznej, dziennikarstwo lokalne stało się ostoją rzetelności.
Tak jak w każdym zawodzie mamy lepszych i gorszych, tak i w dziennikarstwie ogólnopolskim mamy dobre i słabe redakcje. Identycznie jest także wśród „lokalsów” – nie jest tak, że wszystkie portale czy media lokalne są świetne i kapitalnie wykonują swoją pracę.
Z punktu widzenia demokracji istotne jest, żeby 150 czy 170 tytułów, portali, gazet było skupionych wyłącznie na kontroli władzy. Funkcja informacyjna mediów, na poziomie lokalnym, została przejęta albo przez media społecznościowe, albo strony internetowe urzędów. Przecież to był kiedyś „core” regionalnych redakcji – napisać, że jakaś inwestycja została ukończona, że impreza odbywa się tu a tam, że coś się dzieje. Nastąpiła jednak zmiana – by gazeta miała czytelników, musi pisać o tym, czego ludzie nie wiedzą. Takich tytułów jest na szczęście wiele i one mają kluczowe znaczenie dla demokracji.
Na jubileuszowej konferencji „Zwrotu” gościliśmy Klarę Filipovą z portalu Okraj.cz. To projekt, który stawia właśnie na rzetelne dziennikarstwo – publikacje pojawiają się tam rzadko, bywa że raz na kilka miesięcy, ale zawsze są to autorskie materiały czy śledztwa. Czy taki trend widoczny jest też w Polsce?
To skomplikowane. Media, które działają w małych regionach czy miejscowościach, by być niezależnymi, muszą mieć pieniądze. I to z kilku źródeł – by nie być uzależnionym na przykład od jednego reklamodawcy, w tym samorządu.
W Gazecie Radomszczańskiej wprowadziłem system płatniczy, ale on dotyczy tylko pewnej grupy materiałów. Oczywiście na portalu muszą się pojawiać informacje, do których wszyscy mają dostęp – o wypadkach czy wydarzeniach. To, o czym mówisz, jest dobre – jeśli jest zbilansowane.
Z innymi wydawcami też często prowadzimy dyskusje o sposobach finansowania mediów lokalnych. Są na przykład granty. Jest taki portal jak Jawny Lublin, który tylko z nich się utrzymuje i robią tam niesamowitą robotę. W tym regionie media są w większości zbratane z władzą, a oni jej patrzą na ręce.
Modele mogą być różne, ale najważniejsze, by wybrać taki, za którym stoi unikalna treść. Czy to analiza lokalnej przestrzeni, czy rozmowa, czy śledztwo, wywiad – materiał stricte dziennikarski. Nie relacjonowanie. Niestety wielu dziennikarzy jest, jak to mówię, podstawkami pod mikrofon. Przychodzą na konferencję, nagrywają co trzeba, wrzucają wypowiedź do internetu i tyle. Co z tego wynika? Nic. Czytelnik nie wie, czy to prawda, czy to jest zweryfikowane. Dlatego trzeba wyjść ponad to.
To wymaga odwagi.
Dokładnie, odwaga w dziennikarstwie lokalnym jest kluczowa. Dużo łatwiej być dziennikarzem warszawskiego ogólnopolskiego nadawcy, który ma swoich prawników. My, jako wydawcy lokalni musimy szukać wsparcia. Dla regionalnej redakcji 20, 30 czy 40 tysięcy złotych kosztów sądowych to kwota, która może ją zamknąć. Dlatego bez odwagi trudno tutaj coś zdziałać.