Pasjonaci jazdy na dwóch kółkach mają w tym roku jeszcze bardziej pod górkę. Ceny rowerów poszybowały i jak na razie nie zanosi się na szybkie ich zejście na ziemię.
Wiele osób zastanawiających się nad kupnem roweru w ostatnim czasie słyszało od sprzedawców: „Kupuj pan, bo nie będzie!”
I nie był to chwyt marketingowy, choć mogło się tak wydawać. Chodzi bowiem o problem ogólnoświatowy. Rowerów nie ma, nie będzie, a jak będą, to droższe.
Dlaczego rower zaczyna być towarem luksusowym?
Powodów jest wiele. Kolarstwo jako sport i forma rekreacji nie ucierpiało na skutek ”koronakryzysu”. Jest to forma aktywności na wolnym powietrzu, gdzie trudniej się zakazić. Na rowerze można również dojeżdżać do pracy, unikając ścisku w komunikacji miejskiej czy stania w korku w samochodzie.
W dodatku jest to transport szybki i ekologiczny. Nic więc dziwnego, że popularność tego sportu wzrosła w znaczący sposób. W Pradze latem ubiegłego roku po rozpoczęciu epidemii odnotowano wzrost liczby rowerzystów o ponad 1/3. Miasto także wprowadza szereg udogodnień dla miłośników dwóch kółek i nie jest to wcale ewenement.
Nie tylko wysoki popyt, ale też podaż jest przyczyną wysokich cen rowerów i pustych półek w sklepach sportowych. Zaczęło się już na początku zeszłego roku, gdy producenci anulowali zamówienia na części rowerowe, bo nie wiedzieli czego się spodziewać. Producenci wstrzymywali produkcję i redukowali ilości pracowników w obawie przed problemami finansowymi.
Potem nadeszły obchody chińskiego Nowego Roku, restrykcje związane z pandemią w Azji i produkcja na dłuższy czas praktycznie ustała. W międzyczasie jednak ludzie zaczęli odkrywać uroki jazdy na rowerze i bum! Rowerów nie ma!
Choć może się wydawać, że marki rowerów nie brzmią obco, np. Merida, Cannondale, Specialized, to wszystkie używają rowerowego osprzętu jednej z marek Shimano, Sram albo Campagnolo. W większości rowerów do jazdy amatorskiej jest to osprzęt marki Shimano, czasem ze względu na niedostępność zastępowana jest częściami innych mniejszych marek.
Fabryki tych marek zlokalizowane są w większości w państwach azjatyckich. I w tym też tkwi sęk. Z Azji trzeba rowery przetransportować, najlepiej drogą morską, bo tak jest najtaniej. Ceny transportu wodnego podniosły się kilkukrotnie, co musiało również wpłynąć na ceny rowerów. Wzrost cen transportu najbardziej zauważalny jest przy tanich rowerach, bo koszt transportu ustala się nie wg ceny produktu, ale jego rozmiarów. Z tego powodu część spółek transportowych przestała przyjmować tak wielkie towary, zastępując je innymi, mniejszymi, np. elektroniką.
„Kupuj pan, bo nie będzie!”
Dlaczego brak rowerów trwa do dziś? Popyt nie słabnie, a produkcja nie rośnie. W czerwcu tego roku produkcja w fabryce Shimano w Malezji została zatrzymana z powodu rozprzestrzeniania się w niej koronawirusa. Tak więc rzeczywiście: „Kupuj pan, bo nie będzie!”.
(KS)
Tagi: COVID-19, gospodarka, rower, rowery, sport i rekreacja