Beata Tyrna
E-mail: indi@zwrot.cz
W niedzielę stanął na starcie najstarszej czeskiej gonitwy Wielka Pardubicka. Spełnił swoje marzenie z dzieciństwa. O tym, jak rozpoczął karierę jeździecką, opowiedział nam pochodzący z Piosecznej Adam Ćmiel.
Od kiedy pan trenuje jeździectwo?
Od dziesięciu lat.
Gdzie pan zaczynał trenować sportowo?
Sportowe treningi zaczynałem w Jabłonkowie, był tam klub jeździecki. I tam stawiałem swoje pierwsze kroki jeździeckie.
A kiedy zaczęła się pana przygoda z końmi jako taka?
Dziadek miał konia pociągowego. Z tym koniem robił wszystko. Nie było maszyn i wszystko się robiło koniem. Cała rodzina chodziła na pole pomagać, bo dziadek miał duże gospodarstwo. A ja zawsze kręciłem się koło tego konia, bardzo mi się podobało, jak dziadek z koniem pracował.
Czyli pierwsza pana praca z koniem to było prowadzenie konia z pługiem.
Tak
To jak pan od pługu i konia pociągowego przeszedł do jeździectwa?
Jak miałem dziesięć lat, widziałem w telewizji Wielką Pardubicką. I wtedy powiedziałem sobie, że chciałbym coś takiego robić.
A wtedy już pan jeździł, kiedy nie było pracy w polu, na dziadkowym koniu pociągowym?
Nie. Mojej sąsiadce Ewie rodzice kupili konia wierzchowego. I ona mi powiedziała, żebym przyszedł na niego popatrzeć. Zacząłem tam chodzić, czyściliśmy go, raz mnie na niego posadzili i mi się to bardzo spodobało.
Ile pan miał wtedy lat?
Około dziesięciu.
Czyli mniej więcej w tym okresie, kiedy pan widział w telewizji Wielką Pardubicką i zamarzył tak trenować?
Tak. Może trochę później. Chciałem wtedy, żeby rodzice zapisali mnie na zajęcia do jakiegoś klubu. Nie wiedzieliśmy, gdzie taki jest, ale w gazecie przeczytałem, że są jakieś obozy konne i właśnie w jedno lato byłem na takim w Jabłonkowie. No i później już trenowałem w tym klubie w Jabłonkowie.
W niedzielę po raz pierwszy startował pan w Wielkiej Pardubickiej. A wcześniejsze sukcesy?
Chyba udział w wyścigu we Włoszech, gdzie zwyciężyłem w gonitwie będącej kwalifikacją do największego wyścigu we Włoszech.
A w ogóle pierwszy sukces na polu jeździectwa sportowego?
Mój pierwszy jeździecki sukces zaliczyłem w Polsce, we Wrocławiu. Pojechałem na nie w sumie przez przypadek. Kolega, który nie mógł wziąć w nich udział, zadzwonił do mnie, czy bym nie pojechał zamiast niego. Pojechałem i wtedy zwyciężyłem pierwszy raz w ogóle.
Jak pan ocenia udział w Wielkiej Pardubickiej? Z czego jest pan najbardziej zadowolony?
Najbardziej zadowolony jestem z tego, że w ogóle mogłem stanąć na starcie. W tych zawodach startuje największa elita jeździecka Republiki Czeskiej i jest bardzo wielka konkurencja. Już sam fakt zakwalifikowania się do zawodów jest prestiżowy.
Jak się pan czuł przed tą gonitwą? Wcześniej przecież zdarzył się panu upadek.
Tak. W wyścigu tuż przed głównym startem na trzeciej przeszkodzie od końca koń zrobił wielki błąd i obaj razem upadliśmy.
Ale nic się nie stało ani panu ani koniowi.
Nie, nic.
Jak wygląda pana dzień? Ile czasu zajmuje panu sam trening, a ile czasu w ogóle spędza pan z koniem?
Moja praca w Wielkich Karlowicach u trenera Radka Holčáka polega na tym, że robię z końmi to, co zarządzi trener. Jestem z nimi przez cały dzień.
Czy zawodnik tej klasy sam przygotowuje swojego konia, czyści go, siodła czy tym zajmują się pracownicy stajenni, a zawodnik tylko siada i trenuje?
Robię wszystko przy tych koniach. Troszczę się o nie, siodłam. Trzeba wszystko przy koniach robić.
Łączy pana z wierzchowcem jakaś więź? Ten, na którym pan startował, to jest koń, z którym najwięcej pan trenuje?
Nie. Jest nas więcej jeźdźców i się zmieniamy tak, by każdy z nas trenował każdego konia. Nie jeżdżę stale na jednym koniu. Jako jeźdźcy musimy nauczyć się, jak pracować z każdym koniem.
Jak, oprócz samego treningu z koniem, przygotowuje się pan do zawodów? Czy jakieś inne ćwiczenie ogólnorozwojowe? Jakaś dieta?
Pływam w basenie trzy razy w tygodniu, to jest najlepsze ćwiczenie dla mnie. Muszę też biegać, jeździć na rowerze. Utrzymanie dobrej kondycji jest najważniejsze.
Był pan uczniem polskiej szkoły w Jabłonkowie. Jak wspomina pan lata szkolne?
Bardzo dobrze. Moja klasowa, pani Renata Staszowska przypomniała mi ostatnio, że byłem hiperaktywny, nie mogłem usiedzieć w ławce. I wtedy wypuszczała mnie na korytarz, ja tam sobie pobiegałem i wracałem z powrotem do klasy i byłem już spokojny.
(indi)
Tagi: Adam Ćmiel, Wielka Pardubicka