NYDEK / Dziś, 5 kwietnia, miała odbyć się w Nydku uroczystość „Kwiaty dla Pani Anieli”, przygotowywana przez Miejscowe Koło Polskiego Związku Kulturalno-Oświatowego w Nydku, harcerzy seniorów z obu stron Olzy i Ośrodek Dokumentacyjny Kongresu Polaków, z okazji setnej rocznicy Anieli Kupiec. Niestety już bez solenizantki, która zmarła 10 września 2019 roku.

    Pandemia koronawirusa i tu pokrzyżowała plany organizatorów imprezy, uroczystość nie może się odbyć. Jednak poetkę ludową Anielę Kupiec możemy wspominać, czytając jej chwytające za serce wiersze i opowiadania.

    A tu, na naszym portalu, przypominamy dziś relację z wizyty w domu poetki w Nydku przed osiemnastu laty. Artykuł ukazał się numerze kwietniowym „Zwrotu” w 2002 roku.

    Z wizytą u Anieli Kupiec

    Aniela Kupiec jest nestorką wśród współczesnych twórców literatury regionalnej na Zaolziu. Trwa na posterunku i strzeże naszej gwary, całym swoim jestestwem egzemplifikując zasadność tezy o wartościach najwyższych, jakimi są przywiązanie do języka przodków, do ziemi jako matki-przyrody i jako matki-ojczyzny.

    Należy do pokolenia literackiego, które potrafiło swe radości i niepokoje utrwalić słowem prozatorskim czy poetyckim przy użyciu mowy autochtonów, mowy ludu, która jest jednym z głównych znaków rozpoznawczych tego regionu. Wielu piszących gwarą już odeszło, a wśród młodszej generacji władających piórem trudno znaleźć następców.

    Talent pisarski Anieli Kupiec, wcześnie ujawniony, dojrzewał, odkryty przez Pawła Kubisza, podsycany przez Daniela Kadłubca, i wykrystalizował w wydaniach książkowych „Korzeni” (1981, zawierały także wiersze Ewy Milerskiej i Anny Filipek), „Malinowego świata” (1988) i opowiadań „Połotane żywobyci” (1997). Na wydanie czekają najnowsze wiersze i opowiadania Anieli Kupiec (wybór twórczości poetyckiej i prozatorskiej „Po naszymu pieszo i na skrzidłach” ukazał się w 2005 roku – przyp. red.).

    Daniel Kadłubiec napisał: „Aniela Kupcowa zadziwia poetyckim uwzniośleniem rzeczy na pozór niepoetyckich, widzeniem rzeczy niezwykłych w rzeczach zwykłych, co łączy się z niepospolitą obrazowością, a także bajkową przejrzystością jej świata poetyckiego, uwydatniającą uniwersalia życiowe”.

    Talent gawędziarski

    Wiek dojrzały oznacza mądrość życiową i doświadczenie. W tym wypadku, przelane na papier, mają szczególne znaczenie, służą bowiem szerokiemu ogółowi czytelników. Godna podziwu jest przy tym skromność autorki, która uparcie twierdzi, że jej pisanie jest niewiele warte.

    Słowami „nie piszcie o mnie wiele” żegnała się też ze mną Aniela Kupiec, kiedy odwiedziłam ją w jej domu rodzinnym w Nydku, by wykorzystać dla czytelników „Zwrotu” jeszcze jeden z jej talentów: talent gawędziarski.

    Tematów było wiele, bo i wspomnienia z całego spędzonego właściwie w jednym miejscu, ale jakże bogatego w wydarzenia życia, i przemyślenia o dniu dzisiejszym, myśli o stosunku do przyrody, poglądy na temat języka i mówiących różnymi językami mieszkańców tego terenu.

    Wypowiedzi Anieli Kupiec nawiązują poniekąd do drukowanych w „Zwrocie” niemal od jego powstania „Żywych tekstów”, bowiem zbytnia stylizacja opowieści, gwarą, która jej językiem ojczystym gawędziarki, i tłumaczenie ich na język literacki brzmiałyby sztucznie.

    Wspomnienia z dzieciństwa

    Posługiwanie się na co dzień śląską gwarą w słowie, a nawet i w piśmie nie oznacza jednak nieznajomości i ignorancji języka polskiego:

    – Moja starka – opowiada Aniela Kupiec – urodzono w 1859 roku, chodziła do polskij szkoły w Dobrej. Miała syna, mojigo wujka, w Wiydniu. I pisała mu list. I mówi mi: Wiysz co, poprow mi tyn list, bo nie wiym, czych tam wiela błyndów nie narobiła, stareczka bożatko.

    – No i czytóm tyn list, tak pieknie po polsku napisany, bez jedynego błyndu, tylko jako zaczyła wielkóm literóm, tak skóńczyła kropkóm. No i faktycznie pieknie po polsku. Dycki my tu też mieli polski ksiónżki.

    – W tym dómu miyszkóm calutki życi, tuch sie urodziła. W śmiergust. To bych sie miała wody nie boć, a jo sie od dziecka panicznie wody bojym. Jak jo była mało, mama naloła wody do żbera, wraziła mie na siedząco do niego i myła mie. A jo, jak żech była w tym żberze, toch strasznie wrzeszczała. Jeszcze to pamiyntóm – wspomina wczesne dzieciństwo.

    – A potym sie mówiło, jak mama kładła dziecka spać, idziecie do legiera. Jo se myślała, że to je do żbera. Tak jak to powiedziała, tak żech zaczyła strasznie wrzeszczeć, a tata odpiął posek, a chcioł mie bić. To my mieli taki dzieciństwo.

    – Jak my prziszli do szkoły, to my sie uczyli piosynke. Tam były taki słowa: W skromnej naszej chatce przy kochanej mieszkam matce, … a szczęśliwi i weseli pracujemy do niedzieli, …a w niedziele u matulki bieluchne jak śnieg koszulki. Mamie mojij sie to strasznie podobało i zawsze mówiła: Śpiywejcie to jeszcze. I jo ji to musiała śpiywać.

    Straszna wizytówka

    Rok 1938 przyniósł na Zaolzie Polskę, zdarzenia dni powszednich jednak szybko rozwiały początkowy entuzjazm:

    – Ta Dobra to już je teraz całkiem czeski. To już sóm taki kresy. Za Polski tam była granica, a tam posłali takóm dziadownie: policjantów a straż granicznóm. Przyszli tu na nowe tereny, tak było trzeba te Polske jakosikej przedstawić, bo to byli ambasadorowie Polski. Każdy jedyn z nich se to móg uświadomić, ale jak by im to prziszło do głowy. Yny pili, a insze rzeczy robili, no straszno wizytówka.

    – Jo miała ciotke w Toszonowicach, a jak prziszła wojna, to jo musiała uciekać tu stela, bo mie chcieli wziąć do Niymiec, a mama mie chciała zatrzymać tu dóma, bo my mieli gospodarke. Tóż na jakisi czas żech sie ukrywała u tej ciotki. No i ta ciotka mi opowiadała, jacy ci Polocy to tam stela prziszli. No straszne.

    – Prziszli tu od Lwowa sami „spece”, nic nie umioł, ale ón był spec od tego a tego. I potym ci robotnicy, hutnicy ich nienawidzieli za to, że sie tak wynoszóm. Prziszła Polska, tóż Polocy, co tam stela prziszli, czuli sie wyższościóm. Nie umieli ani tela jako tu ci nasi robotnicy, a ci nasi robotnicy musieli posłóchać tzw. speców, co sie to na nic nie godziło.

    – Jo miała wtedy 19 lat, tata przichodził z huty, a mówił: źle sie dzieje. Dostali my nowóm robote. Jo mówiym: Tóż widzisz, tata, nie musisz być dóma co drugi tydziyń, tóż nad czym sie starosz. A ón powiado: Ale, bo my dostali robote, ale to jest zbrojeniowy przemysł, a mie to mierzi. To sie dobrze nie skóńczy. Przygotowuje sie wojna.

    – Czy my w ogóle wyobrażali se, jako ta wojna je. Tata nikiedy siadoł i opowiadoł cosi o tej wojnie, bo był na włoskim froncie. Robotnicy, choć mieli troche roboty, uświadamiali se, że to nie jest bardzo dobre, że robota w tym Trzyńcu je, że czymsi to nieładnie pachnie.

    Młode małżeństwo

    Podczas wojny pracowała Aniela Kupiec, wtedy jeszcze Milerska, w lesie. Po wojnie wyszła za mąż za nauczyciela Jana Kupca, została gospodynią domową. Młode małżeństwo borykało się z mnóstwem problemów, ale jakże inne były one w porównaniu z dniem dzisiejszym:

    – Mój mąż był w Niymcach, wywiezióny, i po wojnie nie dostoł spolegliwości, na kierej sie opiyrała przynależność państwowa. Polok, niebezpieczny. I zwrócili my sie do jakigosi znómego w urzędzie powiatowym, a ón powiado: Kupiec, Kupiec, ale jego żóna to fanatyczka straszno. Potym już dali te przynależność, yny siedym miesiyncy my nie dostali gaży, niż sie to wszystko przez ty urzędy załatwiło.

    – Byli my młode małżyństwo, dziecko my mieli, ojciec mi umrził, a mama też nie dostała jeszcze emerytury po nim i ni mieli my już ganc nic piniyndzy. Byli my tu na tej chałupie, zimioki my mieli swoje. I cóż teraz. No tak tu idym pożyczyć, tu idym pożyczyć. Potym dostoł i uż my jakosikej jechali. Mi to je trudno, z takij strasznej biydy, jak jo ni miała ani co dziecku, ani bardzo pieluszki, ani nic, dzisio zrozumieć wymagania tych dzisiejszych ludzi.

    – Jo już je prastare pokolyni, ale jak se to tak porównóm, jako my sie obywali o byle co, a teraz… Tyn komfort w tych dómach, to wszystko pochłanio straszne sumy, a ci ludzie muszóm na to zarobić. Tóż ni może sie tyn człowiek ograniczyć do tego, żeby mioł troche mniej elegancki miyszkani. Ale ludzie to chcóm, ludzie chcóm se tak mieszkać, chociaż jo nie wiym, czy tam jest w tych dómach tak strasznie dobrze.

    – My kiedysi w tym skrómnych warunkach sie spotykali, opowiadali, jakosi serdeczność łączyła tych ludzi skromnych, biydnych wszystkich razym, a dzisiaj każdy dla siebie tylko, rodziny są odosobnione, każdo rodzina dla siebie, mało sie spotykają, ze sąsiadami zgoła nigdy, a jak sie czasym spotkają, to w końcu ni majóm co ze sobóm mówić.

    Strój ludowy

    Praca społeczna, przede wszystkim w teatrze amatorskim i chórze, była nieodłączną częścią życia państwa Kupców. Chór występował w strojach ludowych:

    – Z moij inicjatywy to było, żeby tyn chór nie odstympowoł od tej ludowości, żeby my se zachowali tyn strój ludowy jako mundur tego zespołu. No i my od samego poczóntku w tym stroju ludowym wystympowali jako chór. Przez wojne to ludzie pruli, szyli z tego koszulki dlo dzieci. To wszystko szło precz. Po wojnie tego potym żodyn nie umioł uszyć. Tu i ówdzie gdzieś jeszcze została u jakisi starki ta suknia, tóż my to potym pozbiyrali, do kupy jakosi dali i tych strojów sie nazbiyrało.

    – I starali my sie wpoić taki zamiłowani do tego, żeby tego ludzie nie bagatelizowali, żeby to mieli radzi. Kiela sie tako starka nakłopociła, niż taki żywotek wyszyła, to były taki arcydzieła nikiere, że to szkoda tak niszczyć. Wreszcie zaczyło to kiełkować pomalutku i potym już wszystki nasze chórzystki miały każdo swój strój. Teraz chóru już ni mómy, bo niestety mąż umrził, tak już teraz sie nóm ty wystympy w tym stroju gdziesikiej stracóm. Mómy tyn strój w dómu wszystki, ale gdzie w tym pujdymy.

    Kontakt z przyrodą

    Życie w wiosce beskidzkiej to nieustanny bliski kontakt z przyrodą:

    – Już od dziecka interesowały mie chroboki, żaby. Mój ojciec też był taki przirodnik. Jo bych powiedziała, że czyńściowo isto jeszcze mi to zostało od tej przirody jako psu, że jak cosik złego kansi mo być, to mi je strasznie smutno, czujym taki niepokój jakisi, że cosi je nie tak. Gdybych była pies, to jak widzym ksiynżyc, to bych do niego wyła.

    – To isto jeszcze je cząsteczka tego związku z tóm przirodóm. Jo móm taki związek z tóm ziymióm, ni mogym machnąć rynkóm nad tóm ziymióm. Jak tak ludzie tóm ziymióm gardzóm, to mie to dosłownie boli. Dobrze mi tak, bo miałach sie tak nie prziwiónzywać do tego wszystkigo.

    – Baji to wycinani lasów! Strasznie sie robiło kumedyje za kómunistów, mówiło sie rabunkowo polityka. Ale było oznaczóne, gdzie nie wolno wycinać, aby tyn wiater do tego lasa w te stróne nie padoł. A co je teraz? Lasy wyciynte, bo sóm sprywatyzowane, każdy se robi, co chce. I oto teraz tu niedaleko od nas, jak przejechała fala wiatru, to 50 drzew wielkich zwaliło tam na kupe naroz. To był straszny widok, jak to lygało tyn las.

    – Pogorszyła sie też sprawa wody. Jak sóm dłógi deszcze, powiynkszył sie tyn spad z gróni, tak że sie nóm potok pomału o dwa metry zniżył. Narazie nie grozi, żeby to wyloło, ale jak to rwie, jak to hóczy, ty bałwany, niesie wszystko, co sie dostanie do tego próndu. Zebrało nóm już półdrugo metra brzega naszego pola.

    – Strasznie żałujym tamtych ludzi i sie mi zdo, na co óni to tam stawiajóm w takich miejscach, jak jest obawa, że to zaleje. Gdo nóm zarynczy, że to tu nie beje jeszcze gorsze z tymi powodziami.

    – Jo tu miała przeszło trzydzieści lat stacje hydrometeorologicznóm, toch tam do Ostrawy posyłała ty wszystki dane każdy dziyń. Zawsze o siódmej rano było trzeba do Ostrawy głosić, kiela śniega napadało, kiela wody z tego śniega było, jako temperatura na ziymi, jako temperatura w powietrzu.

    Zajęcia na emeryturze

    Dziś utrzymuje się Aniela Kupiec ze skromnej emerytury. Jakie zajęcia wypełniają jej dzień?

    – W ogóle mi nie chcieli dać emerytury, że sie mi nie należy. Tóż jo to pozbiyrała wszystko, piyńć roków żech opatrowała mame, kiero była sparaliżowano, robiłach w lesie całóm wojne, dwa dzieckach wychowała, no i dali mi tóm emeryture.

    – Biglować mi trzeba, a stoć na nogach ni mogym dłógo. Kiejsi u nas na dziedzinie był taki zwyczaj, aby nie bolało w plecach, na wiosne piyrszóm jaszczurke, kieróm sie chyciło, puściło sie za koszule. Czymu? Jak ta jaszczurka góniła za tóm koszulóm, to ci ludzie sie tak ruszali, aż sie w kóńcu tam kańsi tyn kręgosłup dostoł na swoi miejsce. Ale mie, chwała Bogu, kręgosłup nie boli.

    – Rynny mi śniyg strasznie zniszczył, te najgorszóm, co sie mi z nij loło już do dómu, to mi ziyńć naprawił. Kiela tu było śniega, na dachu meter, jo sie strasznie boła, że mi zawali te chałupe.

    – Płot sie mi swalił pod ciynżarym strasznego śniega. Teraz oto ku wiośnie prziszła sarna do ogródka i poujodała wszystki pączki azalii. Jednako tyn płot muszym tam zrobić, grządki też jakisi móm, potym przidzie zając abo sarna, to sie tak zbestwiło, ty zwiyrzynta.

    – Kury móm w dómu, do zeszłego roku chowałach jeszcze owce, ale już ni móm siły. Ni mogym tego rozróżnić, czy już ni mogym, czy sie mi nie chce robić. Siostra tu przidzie, prawi: dyć żeś uż je staro, jo prawiym: to nima zaś taki straszny wiek 82 roków, dyć mama mężowo żyła do 104 roków, a mama moja do 97, mie sie nie zdo, że jo je staro.

    – Aby tyn umysł mój jeszcze utrzymać jakosikej w jakij takij kondycji, tak żech sie chyciła, że sie nauczym wierszy napamiyńć. Mówiym dzieckóm: bydźcie radzi, że mie jeszcze to, to, to interesuje, bo jak mie już nic nie bydzie interesować, tak to uż potym kóniec.

    – Jeszcze se aji Kalyndorz kapke poczytóm, jest tam w tym teraźniejszym Kalyndorzu strasznie kupe ciekawych rzeczy, ty wspómniynia, to je przeca taki bogactwo, czymu tego ludzie nie chcą czytać, wolą jakisi kryminał oglądać, zamiast se poczytać takigo cosi, co tam gdosi napisoł z własnego życia. Ale bez tej telewizji też by było źle, bo jednako człowiek wiy, co gdzie sie dzieje i też to trzeba zaakceptować.

    – Móm też książki religijne, to se tak w nich kapke czytóm. Jo se spóminóm, jak my se kiejsi jako młode małżyństwo z każdej gaży kupili jednóm książke. Teraz tu móm koło tysiónca tómów.

    Wiersze i opowiadania

    Kiedyś pracowała w Sekcji Folklorystycznej, należała do Grupy Literackiej ‘63, nadal pisze wiersze i opowiadania:

    – Ale jeśli chodzi o to pisani, to nieradzi ludzie piszóm. Dziecka szkolne nikiedy namawióm: Weźcie se kartke albo zeszytek jaki, bedziecie widzieć, jaki to je ciekawe. Nic nie wiym o tym, czy kiery sie doł zachyńcić.

    – Ale nikiedy sie gdosikej wyjawi, jak sóm albo wesela jakisi, albo chrzciny, urodziny, imiyniny, towarzystwo zebrane jakisi, to naroz wykwitnie, że tyn napisoł taki a taki wiersz. Tóż go powiydz. I okazuje sie, że w co drugij chałupie gdosi pisze wiersze. Nikiere udane, nikiere taki dość nieudane, ale jednako strasznie kupe ludzi, co se pisze taki wiersze.

    – Zachyncóm wszystkich, żeby pisali se dzienniczek, który po kilkuś tam latach strasznie jest ciekawóm lekturóm.

    – Robić te prace, jako jo baji piszym ty opowiadania abo cosi, robić to dlo piniyndzy, jo by to uważała wewnątrz siebie za skandal.

    – Szkoda tego środowiska literackigo tak rozczłónkować, bo tym sie wiela nie osiągnie. Nikierzi są za bardzo w siebie zapatrzeni, ażeby drugimu życzyć po prostu, nic wiyncyj, tylko sukcesu.

    – Co jo ostatnio napisała? Ostatnioch napisała wiersz „Beskidy”, to umieścili w tej ksiónżce „Góry w plecaku”. Pomysły może by jeszcze były, ale nie wierzym już se, że sie to godzi na co. Opowiadania jeszcze też piszym, otoch ostatnio napisała jedno opowiadani o wiliji, to mi umieściła gazetka „Ewangelik”.

    Tagi: , ,

      Komentarze



      CZYTAJ RÓWNIEŻ



      REKLAMA Reklama

      REKLAMA
      Ministerstvo Kultury Fundacja Fortissimo

      www.pzko.cz www.kc-cieszyn.pl

      Projekt byl realizován za finanční podpory Úřadu vlády České republiky a Rady vlády pro národnostní menšiny.
      Projekt finansowany ze środków Ministerstwa Spraw Zagranicznych w ramach konkursu pn. Polonia i Polacy za granicą 2023 ogłoszonego przez Kancelarię Prezesa Rady Ministrów.
      Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/autorów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych oraz Fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie im. Jana Olszewskiego