REGION / Przyjechał, aby przedstawić swoją powieść reportażową „Zabójca z miasta moreli. Reportaże z Turcji“, tematem tak świetnie wpasowaną w tegoroczny temat przewodni festiwalu. Tym samym odstartował polską linię Miesiąca Spotkań Autorskich. Pierwsza rozmowa literacka „Zwrotu“ to rozmowa z reporterem, pisarzem i miłośnikiem Turcji Witoldem Szabłowskim.

Dlaczego Turcja?

Turcja dlatego, że jest to piękny kraj. Trafiłem tam trochę przez przypadek jako student. Spóźniłem się na spotkanie dotyczące wyjazdów studenckich i wszystkie atrakcyjne miasta były już zajęte. Zostało tylko jedno miejsce. Zapisałem się, by mi i tego nie zabrali sprzed nosa, i dopiero w domu sprawdziłem, że lecę do Turcji. Potem, w naturalny sposób, kiedy zacząłem pracować jako dziennikarz, związałem z nią życie zawodowe. Zakochałem się też w ich jedzeniu. Uważam, że to jedna z najlepszych kuchni na świecie. Turcy mówią, że to oni wynaleźli pizzę. I to jest prawda. Jest coś takiego, co się nazywa lahmacun, i to wygląda i robi się jak pizza, tylko inaczej się doprawia. I ludzi kocham za gościnność. Potrafią wymyślać nieistniejące wersety z Koranu tylko po to, aby móc kogoś gościć dłużej. A jednak. Żyją w sytuacji bardzo schizofrenicznej, która budzi ogromne napięcie. Są jednocześnie otwarci i konserwatywni. Uważam, że każdy Turek jest trochę takim promem, kursującym pomiędzy kontynentami, wschodem i zachodem. Jak prom po Bosforze między Europą i Azją.

Ta schizofrenia więcej daje czy odbiera?

Myślę, że to jest wielkie bogactwo. Przez to świetnie uczą się języków. To taki kraj, gdzie człowiek z Azji czuje się już jak w Europie, a Europejczyk ma przedsmak Azji. I oni z tego korzystają. W handlu czy w kuchni. Ale równocześnie to też przekleństwo. Budzi duże napięcie. Młode dziewczyny chcą żyć, jak ich europejskie rówieśniczki. Próbują zakładać jeansy i umawiać się z chłopakami, a rodzina reaguje honorowym zabójstwem. Włącza się azjatycki konserwatyzm.

Mówi się o Panu „specjalista od trudnych tematów”. Który z tematów znajdujących się w książce był najtrudniejszy?

Zabójstwa honorowe zdecydowanie. To był taki temat, nad którym pracowałem przez miesiąc. Jeździłem po wioskach, gdzie to się dzieje. I próbowałem docierać do ludzi, którzy tych zabójstw dokonali, do rodzin, które podjęły taką decyzję. Ale również próbowałem znaleźć kobiety, którym udało się przeżyć. Te dziewczyny giną, bo złamały jakiś kod, który jest bardzo niejasny. Jedna bohaterka w książce wysłała SMSa do radia z życzeniami urodzinowymi dla kolegi. I zapłaciła życiem, bo honor rodziny splamiła. To jak cofnięcie się w czasie o tysiące lat.

Jak radzi Pan sobie z takimi trudnymi tematami?

Zdziwiłem się, że ja nie płaczę. Ludzie opowiadają mi takie straszne historie, a ja siedzę i słucham. Jak po Turcji jeździłem, to jeszcze przeżywałem. Ale już w trakcie pisania książki „Sprawiedliwi zdrajcy. Sąsiedzi z Wołynia“ przestałem płakać. Chyba ten ogrom zbrodni to sprawił. A ja tego nie chcę. Dlatego rozmawiam ze specjalistą.

Jak podoba się Panu udział w Miesiącu Spotkań Autorskich?

Każde miasto jest inne, każde ma inną publiczność. I to jest super, chociaż jest straszliwe tempo. Żałuję, że nie mamy dwóch dni, by coś przejść i zobaczyć. Chciałem na przykład pójść do Witkowic. Po pierwsze, bo nazywam się Witek, a po drugie, bo czytałem, że to bardzo ciekawe miejsce.

kc

Tagi: , ,

Komentarze



CZYTAJ RÓWNIEŻ



REKLAMA Reklama

REKLAMA
Ministerstvo Kultury Fundacja Fortissimo

www.pzko.cz www.kc-cieszyn.pl

Projekt byl realizován za finanční podpory Úřadu vlády České republiky a Rady vlády pro národnostní menšiny.
Projekt finansowany ze środków Ministerstwa Spraw Zagranicznych w ramach konkursu pn. Polonia i Polacy za granicą 2023 ogłoszonego przez Kancelarię Prezesa Rady Ministrów.
Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/autorów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych oraz Fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie im. Jana Olszewskiego