Z poczty redakcyjnej
E-mail: info@zwrot.cz
Nie jest na Zaolziu żadną tajemnicą – bo wspominałem o tym wielokrotnie czy to podczas niezobowiązujących rozmów w akompaniamencie piwnego gwaru tutejszych gospód, czy to na oficjalnych spotkaniach – jaka była przyczyna mojego pojawienia się przed laty w tym subregionie. To Gustaw Morcinek, jego „Czarna Julka”, stara Karwina i grób inżyniera Celestyna Racka – asystenta górniczego rodem z Wieliczki, którego postać przeszła do legendy, kiedy podczas eksplozji metanu w 1894 roku w szybach kopalnianych „Franciszki”, „Jana” i „Karola” pospieszył na ratunek znajdującym się pod ziemią górnikom i z akcji tej nigdy już nie powrócił.
Chciałem się koniecznie przekonać wtedy czy postać ta istniała naprawdę. A jeśli tak, to czy jest jeszcze w Karwinie grób i jak wygląda wieńczący go posąg. Z kart mojej ulubionej książki wiedziałem jedynie, że: „Pomnik wyobrażał ogromnie smutnego anioła bez skrzyDeł. Anioł opierał się o strzaskaną kolumnę i patrzył gdzieś w świat bardzo daleko. Pod pomnikiem bieliła się marmurowa tablica z górniczym godłem, ze skrzyżowanym młotkiem i perlikiem. Pod godłem jarzyły się litery wyblakłym złotem: Tu spoczywa Celestyn Racek…”
I pewnego czerwcowego dnia 2006 roku pojawiłem się w starej Karwinie i odnalazłem miejsce wiecznego spoczynku inżyniera Racka. Z radością stwierdziłem, że był, że istniał, że Morcinek nie konfabulował. Ale okazało się, że jednak się spóźniłem. Bo „smutnego anioła bez skrzydeł” już nie było. Zniknął.
„Zniknął nagrobek Celestyna Racka”, przeczytali przed dziesięcioma laty, w czwartek 1 grudnia 2005 roku czytelnicy „Głosu Ludu”. Artykuł Otylii Toboły, pracującej wówczas w redakcji polskiej ostrawskiego radia, nie pozostawiał złudzeń – figura została skradziona.
„Kradzież liczącego ponad 110 lat zabytku zbulwersowała przede wszystkim starych, rodowitych karwiniaków, którzy na grobie Racka często zapalali znicze i składali kwiaty. Józef Moroń tydzień przed Świętem Zmarłych poszedł na cmentarz uporządkować grób ojców i w drodze powrotnej (…) zauważył, że na grobie Racka nie ma posągu. Został tylko cokół ze śladami po odciosanej figurze. W pobliżu grobu pracowali robotnicy cmentarni, więc Moroń zapytał jednego z nich, co stało się z posągiem na grobie Racka. Robotnik odpowiedział, że zabrali go do rekonstrukcji, to Moronia uspokoiło i poszedł do domu. Krótko potem o kradzieży dowiedział się od karwiniaków również fotodokumentalista Józef Chmiel z Darkowa. (…) Wieczorem podobny szok przeżył Melchior Sikora.”
Z archiwalnego już tekstu nie wynika jasno, kiedy dokładnie został skradziony pomnik. Ponoć nie widziano go już w połowie sierpnia 2005 roku, acz „jeszcze 18 listopada policja nie miała żadnego doniesienia”. Autorka wyrażała jednakże nadzieję, że pomnik się odnajdzie, bo o sprawie poza organami ścigania poinformowany został i zarząd karwińskich cmentarzy, i magistrat w osobie ówczesnego wiceprezydenta miasta Ondřeja Brdičko. Swój tekst o zuchwałej kradzieży zakończyła apelem Chmiela: „Ludzie, patrzcie koło siebie, nie może nam być przecież obojętne, że znikają pomniki naszej przeszłości!”
Nie wiem, jak się skończyło policyjne śledztwo. Pewnie zostało umożone, zresztą po dekadzie dawno sprawa uległa przedawnieniu. A czy ktoś się przejął kradzieżą? Gdzie tam! Wszyscy się już przyzwyczaili, że na grobie inżyniera Racka nie ma pomnika. Lecz mnie to, nie ukrywam, dziwi. Może by zrobić pieniężną zbiórkę na wykonanie repliki?
– No to znowu ukradną. Wszędzie z cmentarzy, zwłaszcza z polskich grobów kradną – słyszałem wielokrotnie w odpowiedzi.
– A jakby tak z gipsu czy innego taniego materiału? – nie dawałem za wygraną.
– No wiesz jacy są ludzie…
I dowiadywałem się wtedy „jacy są ludzie”, ale to już nie miało ze skradzionym posągiem nic a nic wspólnego.
Dlaczego tak się dzieje? Naprawdę nikomu nie zależy? Może tak naprawdę, choć Racek został unieśmiertelniony przez Morcinka, był patronem jednej z karwińskich drużyn harcerskich, to uległ zapomnieniu bo – nie będę się bawił w eufemizmy – po prostu nie był tu stela, nie był „nasz”?
Kilka lat temu w miejscu, skąd w 2005 roku skradziono pomnik pojawiła się tablica z gorzką lecz ostrą niczym szpilka inskrypcją: „Z tego miejsca został skradziony przez hieny cmentarne pomnik upamiętniający tragiczne wydarzenie z 14. 6. 1894 roku. Przetrwał przeszło 100 lat”. Położył ją pewien karwiniak, który jednak ani w Karwinie, ani w ogóle na Zaolziu się nie urodził, więc – jakby nie patrzeć – ni ma tu stela. To chyba dużo mówi.
Więc aż się prosi by po dziesięciu latach, równie gorzko i nieco zjadliwie strawestować wspomniane wcześniej słowa Józka Chmiela, by bardziej przystawały do zaolziańskiej rzeczywistości: Ludzie! Wszak Wam to jest zupełnie obojętne, że znikają pomniki Waszej przeszłości! Polskiej przeszłości. I to jest przykre.
Jarosław jot-Drużycki
Tagi: Celestyn Racek, Czarna Julka, eksplozja metanu, górnicy, Gustaw Morcinek, karwińskie kopalnie