Halina Szczotka
E-mail: halina.szczotka@zwrot.cz
CIESZYN / – Książnica Cieszyńska zgromadziła w piątek tylu słuchaczy, co ostatnio na spotkaniu z gwiazdą muzyki pop z Wędryni Ewą Farną – rozpoczął w żartobliwym tonie dyrektor Książnicy Cieszyńskiej Krzysztof Szelong. Wypełniona po brzegi sala konferencyjna gościła w ten piątek etnografa i dziennikarza Jarosława jot-Drużyckiego, autora zbioru reportaży „Hospicjum Zaolzie”.
Nikłych rozmiarów książka wywołała ogromną dyskusję, która bynajmniej nie zakończyła się w sali konferencyjnej, tylko została przeniesiona do Dziupli (a może jeszcze gdzie indziej) aż do późnych godzin nocnych. Spotkanie prowadził historyk Michael Morys-Twarowski, a jako jedyny reprezentant Zaolzia przy stole – dyrektor teatru w Czeskim Cieszynie Karol Suszka swoim odczytem fragmentu tekstu Jarosława jot-Drużyckiego, zilustrował piątkową debatę.
Już sam tytuł „Hospicjum Zaolzie” wywołał ogromne poruszenie – na sali pojawiły się głosy osób z lewej strony Olzy, o tym, – Że Zaolzie nie umiera, że dalej będzie trwać.., że przecież te stowarzyszenia, te organizacje-… Sprzeciw zgłosiły również osoby z prawej strony Olzy. Wedle słów prezesa koła nr 6 Macierzy Ziemi Cieszyńskiej Józefa Swakonia, jeśli Śląsk Cieszyński, miałby odzyskać tożsamość to tylko dzięki Zaolziu, gdzie wkład nauczycieli w wychowanie dzieci jest ogromy, gdzie nie ma nic za darmo, gdzie ludzie muszą codziennie definiować się na nowo i walczyć o sprawę polską, bo tam, zdaniem poseł Aleksandry Trybuś-Cieślar – Jest-prawdziwa polskość i prawdziwy patriotyzm.
– A do tego dzieci w szkole jest teraz więcej – twierdzi jedna z nauczycielek obecnych na spotkaniu. – Ale czy na pewno ilość dzieci w polskich szkołach ma znaczenie? I czy na pewno te dzieci mówią w nich po polsku, a może tylko „po naszymu”. Może w przyszłości, polskie szkoły będą spełniać funkcję szkół zagranicznych, takich jak te anglojęzyczne placówki dla dzieci dyplomatów, gdzie język polski będzie wyłącznie dalszym językiem obcym – twierdzi etnograf z Warszawy.
Zamiast Hospicjum, zaproponowano epitet Tytanik, wspaniały, potężny, niebywały okręt, który niestety nabiera wody, bo przecież jeśli już umiera polska społeczność po czeskiej stronie granicy, to w wielkim stylu, płyniemy, bawimy się, radośni, nieświadomi….ale dajemy se po półce.
Ale skąd to wymieranie, czemu z roku na rok coraz mniej ludzi przyznaje się do polskiej narodowości? Być może odpowiedzią na to pytanie jest czeska wizja Polaka, pełna nieprzychylnych stereotypów powstałych jeszcze w czasie komunizmu, kiedy starano się ugruntować wizerunek nieroba, który zamiast pracować, spędza czas ustawicznie strajkując. Negatywny stereotyp nadal w nas tkwi i jego pokłosie widać w sposobie patrzenia się na Polaków i Polskę do tej pory.
– Ale kiedy należymy do mniejszości narodowej, możemy liczyć na profity, które nam się podług prawa unijnego i krajowego z tego powodu należą. I korzystamy z tego należycie, starając się o dalsze fundusze z Warszawy lub Pragi – twierdzi autor książki. Bycie mniejszością ma niekwestionowane zalety, ale przecież u nas to nie Grodzieńszczyzna, lub Wileńszczyzna, u nas doskonale prosperują firmy międzynarodowe, nie ma takich problemów materialnych, jak chociażby na polskich kresach.
No bo jeśli nie jesteśmy Polakami, to kim jesteśmy, tutejszymi a może górolami? Przed nadmiernym przywiązywaniem wagi do znaczenia regionalizmu przestrzega dyrektor Książnicy. Regionalizm to nie tylko ciągłe odwoływanie do własnych tradycji, to też dążenie do odrębności lokalnej, w której gdzie przez położenie akcentu na silną identyfikację z małą ojczyzną, poczucie przynależności do danego narodu schodzi na dalszy plan lub zupełnie zanika. I właśnie to może być najbardziej prawdopodobna wizja przyszłości Zaolzia wykreślona w przez etnografa. – Dojdzie do tego, ze powstanie samodzielna, odrębna grupa regionalna, Zaolziacy, którzy będą czuli swoją odrębność wobec Morawskiej Wołoszczyzny, północnych Moraw, i polskiej części Śląska Cieszyńskiego, będą mówili dialektem czeskim, cały czas organizując, może już 157 góralskie święto…
Są też pozytywne skutki regionalizmu – tego szerzej pojętego, rozciągniętego na cały Śląsk Cieszyński. I tutaj zaznaczona jest potrzeba powstania szerszej współpracy między dwoma częściami regionu podzielonego granicą państwową. -Trzeba pomagać sobie lokalnie i nie liczyć na to, że oba państwa się w to zaangażują- twierdzi prezes Józef Swakoń.
Na zakończenie oficjalnej części, Dyrektor Książnicy zaproponował uruchomienie w Cieszynie muzeum Zaolzia, zapraszając do stworzenia stałej ekspozycji we współpracy z lewym brzegiem Olzy. Bo przecież muzeum brzmi o niebo lepiej niż hospicjum.
W odpowiedzi na zdanie, które pojawia się w ostatnim rozdziale książki Przyglądam się, jak umieracie, niespodziewanie odzywa się z zapytaniem do autora reportaży, starszy pan z widowni – A może będzie kontynuacja książki – patrzę, jak zmartwychwstajecie?
(EC)
Tagi: Aleksandra Trybuś-Cieślar, Hospicjum Zaolzie, Jarosław Jot Drużycki, Józef Swakoń, Karol Cieślar, Karol Suszka, Krzysztof Szelong, Książnica Cieszyńska, Michael Morys-Twarowski., regionalizm