Czesława Rudnik
E-mail: redakcja@zwrot.cz
„Zaczynałem coraz bardziej uświadamiać sobie i przyswajać poczucie świadomości i dumy narodowej. Z dumą narodową łączyłem prawość charakteru, odwagę, służbę Ojczyźnie. A ojczyzną moją była Polska, niedaleka, a jednak znana tylko z książek. Wiedziałem, że była Chrystusem narodów, że cierpiała, że była rozszarpana przez wrogów. Z szacunkiem i życzliwością patrzałem na portret marszałka. Piłsudski przemawiał do … wyobraźni. (…)
Wyrastałem na patriotę. Patriotyzm mój pogłębiał się z roku na rok z poszerzającymi się wiadomościami i rozwojem duchowym. Wzruszało mnie wszystko, co polskie, nawet bieda polska, o której mówili, nie zawsze z rozeznaniem właściwych przyczyn, krewni przyjeżdżający z Polski. Muszę obiektywnie przyznać, że w szkole nie uczyli nas nacjonalizmu. Nacjonalizm rodził się nieświadomie z bezkrytycznej pokory i afirmacji wszystkiego, co polskie. Często trudno było ustalić granice między patriotyzmem a nacjonalizmem. Ten ostatni przeradzał się pod wpływem zderzeń z nacjonalizmem czeskim – w szowinizm. Z patriotycznej lektury … czerpałem przeświadczenie, że największą podłością jest zdrada narodowa. (…)
Przyłączenie Zaolzia do Polski rozumiałem jako akt sprawiedliwości dziejowej, jako rehabilitację krzywdy z 1919 r. Dopiero w czasie wojny zacząłem rozumieć, że do porachunków między dwoma mimo różnych przeciwieństw bliskimi sobie narodami wtedy nie była odpowiednia pora. Nie należy zwracać się do sąsiada o zwrot zegarka, kiedy płonie mu dom. Ale politycznego myślenia, a zwłaszcza obiektywności też trzeba się nauczyć. Nie ulega wątpliwości, że nasz młodzieńczy, żarliwy patriotyzm zazębiał się często niepostrzegalnie o nacjonalizm. Pożywką dla tego nacjonalizmu była małoduszność i brak tolerancji ze strony czeskiej. (…)
Jestem pewien, że wynurzenia moje spotkałyby się z dezaprobatą większości obywateli czeskich. Posądzono by mnie o stronniczość, brak obiektywizmu, tendencyjność, no i rzecz naturalna o szowinizm i nacjonalizm.
Ale ja nie mogę inaczej. Muszę pisać tak, jak każe mi moje rozumienie i odczucie świata, spraw wielkich i małych. Piszę, patrząc przez pryzmat moich doświadczeń, w zgodzie z własnym sumieniem, które jest moim sędzią i moim przewodnikiem.
Bo kiedy straciłem prawie że wszystko, cóż mi zostało: czyste ręce i czyste sumienie. Niewiele to, a jednak przychodzi w życiu każdego człowieka moment, kiedy to niewiele jest prawie wszystkim, co po nas pozostanie”.
Tak pisał w swoim pamiętniku wybitny poeta zaolziański, redaktor i publicysta, animator życia kulturalnego Henryk Jasiczek. 2 marca obchodziłby 95 urodziny (zmarł 8 grudnia 1976). Fragmenty jego zapisków osobistych zamieścił czeski literaturoznawca Libor Martinek w artykule, który pod nazwą „Henryka Jasiczka systemy wartości” drukujemy w dwóch częściach w lutowym i marcowym Zwrocie. Zapraszamy do lektury!
Tagi: Henryk Jasiczek, poeta zaolziański