REGION / Rząd RC przyjął 9 stycznia Ramy Strategiczne gospodarczej restrukturalizacji województw usteckiego, morawsko-śląskiego i karlowarskiego.
Równocześnie pełnomocnik województw Jerzy Cieńciała dostał za zadanie przygotować „Plany Działania Strategii Restrukturalizacji Województwa Morawsko-Śląskiego” oraz „Plany Działań Województw Usteckiego i Karlowarskiego”.
Na przygotowanie planów Jerzy Cieńciała miał tylko 9 tygodni. Zostały przedyskutowane i w połowie marca przekazane Ministerstwu Przemysłu i Handlu oraz Ministerstwu Rozwoju Regionalnego.
Dlaczego właśnie te trzy województwa zostały objęte planem restrukturalizacji?
Jerzy Cieńciała: Wybór województw wynika z ich sytuacji gospodarczej i ekologicznej. Z punktu widzenia produktu narodowego brutto, z punktu widzenia środowiska naturalnego tym regionom daleko do reszty czeskich województw. O ile chodzi o województwo usteckie i karlowarskie, to tam jeszcze dochodzi problem szkolnictwa wyższego, tzn. małej liczby uczelni wyższych.
Co spowodowało taki stan rzeczy?
Są to województwa, na terenie których nie tylko w czasach intensywnego rozwoju w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku, ale też w okresie międzywojennym, rozwijał się przemysł ciężki, chemiczny i energetyka. To wszystko miało negatywny wpływ na środowisko naturalne. Teraz nastał czas, kiedy to trzeba naprawić, kiedy konieczne są duże inwestycje państwa w te regiony. Zresztą ucierpiało wtedy nie tylko środowisko naturalne, ale też drobna przedsiębiorczość i struktura gospodarcza. To wszystko trzeba było w latach 90. przetransformować, niestety tak się nie stało. Sporo złego wyrządziła dzika prywatyzacja w tych czasach, z której negatywnymi skutkami jeszcze się spotykamy, a nie chodzi tylko np. o OKD.
Na jaki czas przygotowana jest wspomniana strategia?
W zasadzie na czas nieokreślony. Są projekty, które można realizować już teraz, są projekty, które będziemy dopiero przygotowywać. Ważne jest to, by inwestować w przedsiębiorczość, w innowacje, które będzie można szybko wprowadzić w życie, nowe produkty, które w krótkim czasie można zacząć produkować, by je sprzedawać, czy to już na naszym rynku, czy za granicą, na rynkach europejskich. I należy to zrobić bardzo szybko. Co roku z naszego województwa wyprowadza się ok. pięciu tysięcy ludzi, którzy w innych miastach, czy też państwach widzą swoją lepszą przyszłość. Musimy ich tutaj przyciągnąć, musimy zrobić wszystko, by nie wyjeżdżali, by szansę na godne życie znaleźli tutaj. Trzeba stworzyć na miejscu takie miejsca pracy, które będą porównywalne z tymi w Pradze czy w Niemczech. Czyli tworzyć miejsca pracy z wysoką wartością dodaną, nie tzw. „montownie”. To oczywiście nie jest takie proste.
Czyli wyobraża pan sobie, że pracodawcy nagle u nas zaczną płacić pracownikom więcej, niż płacą dotychczas?
Nie jestem o tym do końca przekonany. Niektóre firmy te pieniądze mają i muszą się zdecydować, w co je zainwestować – czy w ludzi, technologie, w rynek czy do własnej kieszeni. Drugą stroną medalu jest to, że brakuje ludzi z odpowiednimi kwalifikacjami, z odpowiednim wykształceniem. Często po prostu nie ma pracowników, którzy mogliby dobrze płatną pracę robić. Myślę, że powinniśmy zagrać na „nutę patriotyczną”, a moim zdaniem wielu naszych pracodawców owo poczucie patriotyzmu ma.
Kolejną bolączką jest fakt, że gospodarka naszego regionu uzależniona jest od wielkich graczy, a ludziom często brakuje chęci do zmian, do założenia własnej firmy, podjęcia pewnego ryzyka z tym związanego.
Piętnaście lat temu przeprowadziliśmy sondaż po polskiej i po czeskiej stronie. Jednoznacznie wtedy wyszło, że w Polsce drobna przedsiębiorczość jest znacznie bardziej rozwinięta, Polacy się nie boją, emigrują, by więcej zarobić, rozwijają firmy u siebie, za granicą, itp. U nas wręcz przeciwnie, ludzie jak już prowadzą jakąś firmę, to w domu, za płotem, mikrolokalnie.
Dlaczego tak się dzieje?
Powodem jest wychowanie, w Polsce nigdy sektor prywatny nie został zlikwidowany, nawet za czasów komunizmu. Drobne rzemiosła i rolnictwo było częściowo w rękach prywatnych. U nas było inaczej, w czasach przeszłych opieka, serwis nad poszczególnymi jednostkami był kompletny. Przez to staliśmy się wygodni. Po co ktoś by się szarpał czy ryzykował swój majątek, skoro huty, kopalnie itp. funkcjonowały. Tak samo przecież było za czasów Austro-Węgier, których gospodarka też była zbudowana na tym, że było kilka dużych ośrodków przemysłowych, w których troszczono się o ludzi od a do z, od narodzin aż po pogrzeb. Jesteśmy do tego przyzwyczajeni i obawiamy się ryzyka.
Jak to zmienić?
Z początku trzeba ludziom pomagać, by zaczęli rozwijać swoje własne przedsiębiorstwa. Ze zmianami w sposobie myślenia, podejścia do życia musimy zacząć już w przedszkolach, w szkołach. Musimy w tej kwestii szkolić nauczycieli, by wiedzieli, jak z dziećmi pracować. Sporo mogą też zdziałać media. Tego nie da się zmienić szybko, moim zdaniem nawet za jedną generację tego nie zmienimy. Jednak warto. Możemy też nie iść tą drogą, ufać w to, że duże, najczęściej zagraniczne firmy tu zostaną. Ja natomiast uważam, że powinniśmy budować na czeskim kapitale, ze zdolnymi ludźmi, których u nas nie brakuje.
Plany strategiczne, które powstają, są tworzone oddolnie.
Tak, mieliśmy spotkania robocze z burmistrzami, wójtami, rozmawialiśmy z przedstawicielami firm, instytucji w naszym regionie. Teraz musimy za to też ponieść odpowiedzialność, nie możemy już zwalić winę na „tych w Pradze”, którzy coś wymyślili.
Nie skończy się na planowaniu tylko, jak już wielokrotnie bywało?
Kiedyś też powstawały najróżniejsze plany strategiczne. Różnica polega na tym, że tym razem w systemie została wprowadzona kontrola. Minimalnie raz w roku trzeba będzie do Ostrawy i do Pragi wypracować sprawozdanie kontrolne i na jego podstawie plany będą się zmieniać. Jeśli się okaże, że któryś projekt był źle przygotowany, źle określony, ma zbyt dużo barier, to zostanie on zatrzymany. Widzę wielki sens w tym, co robimy, sporo firm ma naprawdę niesamowite pomysły i projekty. Wierzę w to, że ludzie będą wracali do naszego regionu, że będą chcieli tutaj żyć i mieszkać. Wszystko zależy od nas, jak pójdziemy za ciosem.