Sylwia Grudzień
E-mail: sylwia@zwrot.cz
Historia życia Ottona Tomana (1923-2005) jest podobna do historii wielu Polaków z Zaolzia, których młodość przypadła na czasy wojny. O tym, jak Otton Toman znalazł się w Polskich Siłach Zbrojnych w Wielkiej Brytanii, rozmawiamy z jego wnukiem Dariuszem Tomanem.
Chciałbyś się podzielić historią na temat swojego dziadka Ottona Tomana. Kim on był?
Dziadek był Zaolzianinem z krwi i kości, uczęszczał do szkoły w Orłowej. Jego historia nie jest zbyt oryginalna – w tym sensie, że jest podobna do historii wielu Zaolzian, którzy zostali wcieleni do Wehrmachtu. Rodzina dziadka podpisała, nie mając za bardzo wyboru, volkslistę, mając nadzieję, że wojna nie będzie trwała długo. Gdy w 1944 roku dziadek skończył 21 lat, został wcielony do niemieckiego wojska i wysłany na front zachodni do Francji lub Belgii, być może nawet w rejony ofensywy w Ardenach. Tego niestety nie wiem na pewno. Tam zdezerterował wraz z kilkoma kolegami, poddał się aliantom, chcąc przedostać się do wojska polskiego. Udał mu się to i został wcielony do jednostek polskich na Zachodzie – został członkiem Policji Wojskowej.
Czy dziadek wspominał, jak przebiegła cała operacja?
Opowiadał mi jak zdezerterował z niemieckiego wojska z kilkoma kolegami – jeden z nich był bodajże z Pszczyny. Gdy znaleźli się poza frontem i nie było w okolicy żadnego rodowitego Niemca, schowali się w zabudowaniach gospodarczych i czekali na przyjście aliantów. Gdy zjawili się Anglicy czy Amerykanie, dziadek zdecydował, że to on wyjdzie pierwszy, ponieważ nie miał żony ani dzieci. Pomachał biała chustką, i ostrożnie się wychylił. Alianci zabrali go pod ścianę i przeszukali, wyszli również koledzy. Wspominał również, że potem, gdy już byli w obozie, przyszedł angielski czy amerykański oficer, który miał na czapce nazwisko „Karpiński” – był to pewnie potomek emigrantów – i wtedy dziadek już wiedział, że będzie dobrze. Następnie udało mu się trafić do polskich jednostek w Wielkiej Brytanii.
A jakie były dalsze losy dziadka?
Wrócił do domu nie wcześniej niż w 1947 roku, dlatego że jedna z książek, podręcznik „Life and work in England and America”, którą ze sobą przywiózł, była wydana właśnie w tym roku. Namawiano dziadka, jak i innych Polaków, żeby zostali w Anglii albo w koloniach Wielkiej Brytanii. Pamiętam, jak mówił, że był to dla niego i jego kolegów wielki dylemat. Jedni zostali, inni postanowili wrócić. To musiała być dla nich trudna decyzja. Opowiadał, że gdy przyjechał z powrotem do Orłowej, poszedł z dworca prosto do domu. Otworzyła mu jego siostra. I pierwsze, co mu przyszło do głowy, może nawet to powiedział na głos, to: Czymu jo się tu wracoł?”.
To rzeczywiście musiały być bardzo trudne decyzje…
Dowodem na to jest list urzędowy, w którym odmówiono mojemu dziadkowi pracy w kopalni Zofia w Orłowej ze względu na jego „imperialistyczną” przeszłość na Zachodzie. Te kilka lat życia mojego dziadka po wojnie to smutny okres, trochę jak w filmie Jan Svěráka Tmavomodrý svět, który jest o lotnikach wracających do Czechosłowacji jako bohaterowie, a kończących w więzieniu. Mój dziadek akurat do więzienia nie trafił, ale przez pewien czas nie mógł znaleźć normalnej pracy, na początku miał jakąś marną robotę po kolana w błocie. Potem na szczęście udało mu się znaleźć jakąś sensowną pracę. Dziadek miał lekką niechęć do Czechów, co też mi się udzieliło do pewnego stopnia. Opowiadał, że kiedy wracał z Anglii, miał dylemat, bo słyszał, co tutaj się dzieje, dokąd to zmierza, a jednak był świadom tego, że ma tutaj krewnych i przyjaciół.
Pewnie na początku żałował, że wrócił?
Dziadek nie radził sobie z angielskim, znał się bardziej na piłce, nie miał talentu do języków. Wspominał o potańcówkach w Anglii, że angielskie dziewczyny lubiły polskich żołnierzy, traktowały ich do pewnego stopnia jak wyzwolicieli, wiedząc o polskich lotnikach. Polscy lotnicy byli bohaterami w Wielkiej Brytanii, przynajmniej wtedy o nich pamiętano. Ale dziadek mógł brać udział w tych potańcówkach tylko w ograniczonym stopniu, nie znając języka. Jednak mimo nieznajomości języka i braku talentu językowego, rozważał zostanie w Anglii, bo wiedział, że jak wróci do domu nie będzie łatwo.
Być może był też rozczarowany, że jego dom znalazł się w Czechosłowacji? Był patriotą?
Możliwe. Był ogromnym patriotą. W tych czasach jeszcze, chociaż w mniejszym stopniu niż po I wojnie światowej, nie wiedziano, czy tu będzie Polska czy Czechosłowacja. Może żywił taką nadzieję, że tutaj będzie Polska. Miał również tuż po wojnie okazję, żeby wyjechać do Polski, żeby grać w piłkę i pracować w fabryce, ale zrezygnował z tego, ponieważ mógłby nie mieć już możliwości powrotu do domu. Na pewno cieszyłby się, gdyby tutaj była Polska, stąd pewnie jego niechęć do Czechów, jaką odczuwali wszyscy z jego generacji.
Ja dziadka bardzo dobrze rozumiem, szczególnie teraz, ponieważ też mieszkałem za granicą przez kilka lat, oczywiście w lepszych warunkach, ale jednak. I to jest tak, że jak się jest gdzieś na obczyźnie przez kilka lat, to się człowiek przyzwyczaja do tego środowiska. Potem, po powrocie na ten Śląsk Cieszyński, który ciągle jest domem, jest jednak inaczej. Człowiek czuje, że oczywiście stąd się wywodzi – Zaolzianiniem jest się na zawsze – ale poznanie świata „na zewnątrz”, szczególnie jeśli chodzi o zagranicę, daje nam inną perspektywę, inne horyzonty, możliwość porównania, może powody do namysłu… Nie mogę powiedzieć tego na sto procent, ale myślę, że dziadek czuł się właśnie podobnie po powrocie z Anglii.
Jakie pamiątki po dziadku zostały z tamtych czasów?
Słowniczek polsko-angielski, parę podręczników, na przykład podręcznik do obsługi pojazdów czy do nauki języka angielskiego. Dokumenty, korespondencja i zdjęcia.
A która historia opowiedziana przez dziadka szczególnie Cię poruszyła?
– Pamiętam, że mieliśmy w domu szczotkę do golenia z drewnianą rączką. Ta rączka była zdruzgotana z tego powodu, że dziadek miał ją na froncie w kieszeni. Gdy alianci do niego strzelali, kiedy był jeszcze w niemieckim mundurze, kula trafiła akurat w tę szczotkę i zrykoszetowała. Przypomniałem sobie o tym dopiero teraz, gdy przygotowywałem się do tej rozmowy. Uświadomiłem sobie, że powinienem o tym pamiętać codziennie, a nie przypominać sobie parę razy w roku. Sama szczotka niestety się nie zachowała. Pewnie jest gdzieś w domu, ale nikt nie potrafi jej zlokalizować.
Jaki był twój dziadek?
Dziadek by z natury pogodny, pełen energii, lubił humor, lubił udawać naiwnego i obserwować, jakie wynikną z tego reakcje ludzi. Miał silną wolę, rzucił palenie w jeden dzień – mnie jeszcze wtedy na świecie nie było. To mnie zaciekawiło, bo nie każdemu się udaje. Lubił piłkę nożną, po powrocie z Anglii grał w barwach Polonii Karwina, to był jeden z najlepszych zespołów w regionie. Później lubił oglądać piłkę nożną. Kiedy grali Niemcy, zawsze kibicował przeciwnikom.
Tekst został opublikowany w listopadowym numerze drukowane „Zwrotu” z 2021 roku.