Czesława Rudnik
E-mail: redakcja@zwrot.cz
Niecodzienny gwar, świadczący o wielkiej liczbie zgromadzonych osób, dochodził z foyer Miejskiego Domu Kultury w Karwinie-Nowym Mieście przed spektaklem Krzywy kościół. Przybyli nań nie tylko widzowie abonamentowi, ale i czescy współmieszkańcy. Pragnęli obejrzeć adaptację sceniczną popularnej czeskiej powieści obyczajowej Karin Lednickiej i skonfrontować swoje wrażenia z lektury z doznaniami teatralnymi.
Kto, jak nie karwiniacy, mógł wczuć się lepiej w przeżycia bohaterów Krzywego kościoła, którymi są mieszkańcy dawnej Karwiny. Siedząc na widowni i obserwując losy protagonistów spektaklu, odnajdywali w nich potomkowie pokolenia sprzed ponad stu lat swoich przodków, zastanawiali się, czy naprawdę w ten sposób wyglądało życie pradziadów.
Miasto, które rozpadło się w proch
W proch, który symbolicznie rozsypuje na scenie Narrator, rozpadło się na skutek szkód górniczych dawne miasto Karwina, dzisiejsza dzielnica Karwina-Kopalnie. Nic nie pozostało z jego dumy i wielkości. Jak wyrzut sumienia stoi jedynie, kiedyś na wzgórzu w środku miejscowości, dziś w dolinie na pustkowiu, tytułowy pochylony kościół św. Piotra z Alkantary, niemy świadek zdarzeń, o których opowiada spektakl.
Wystawiła go Scena Polska Teatru Cieszyńskiego w Czeskim Cieszynie. Przekładu czeskiej prozy i jej adaptacji scenicznej dokonała Renata Putzlacher, przedstawienie wyreżyserował Radovan Lipus. Już wyprzedana prapremiera dała do zrozumienia, a kolejne wystawienia w różnych miastach regionu, na które niemal zabrakło biletów, potwierdziły, że podekscytowani widzowie są zdeterminowani.
Chcą zobaczyć na scenie dzieło pisarki Lednickiej Krzywy kościół, jej głośny debiut książkowy, który notabene zapoczątkował dyskusję w mediach zaolziańskich. Wymianę zdań i wnioski po lekturze poprzedziły bezbłędne działania marketingowe i świetna promocja przyczyniła się do tego, że zanim książka została wydrukowana, wszyscy lub niemal wszyscy chcieli ją przeczytać.
Dodatkowe kryterium
Scena Polska także od razu postanowiła pokazać Krzywy kościół na scenie, jednak pandemia koronawirusa wstrzymała prace nad spektaklem. Czas pocovidowy oraz tocząca się obecnie niemal za naszymi granicami wojna stanowią dziś dla widzów dodatkowe kryterium, pozwalające przeżyć z wykonawcami mocniej czy inaczej oraz ocenić wydarzenia, o których mowa w przedstawieniu.
W temat wprowadza widzów Narrator (rola napisana dla Jana Monczki). Do Karwiny wracają strudzone długą drogą z tobołkami na plecach kobiety. Wśród nich ciężarna Barbara (Małgorzata Pikus) i Julka (Barbara Szotek-Stonawski), postacie, wokół których skupia się akcja przedstawienia. Szły do Wieliczki po sól. Ich mężowie pracują w kopalni.
Ogromna katastrofa górnicza w 1894 roku, w której zginęło 235 osób, zakomponowana została do widowiska, wśród ofiar jest mąż i syn Barbary. Wdowy po górnikach muszą na nowo układać sobie życie. Obrazki z życia codziennego, które płynie nieśpiesznie, raz smutno, raz weselej, troski, jak wyżywić rodzinę, ale i radości, ze ślubu zakochanych, z narodzin dziecka, zabawy w gospodzie, przeplatają się z relacjami o wydarzeniach historycznych.
W sanatorium w Darkowie
Druga część przedstawienia przenosi widzów również do sanatorium w Darkowie. Julka znajduje nową miłość, Jurka (Marcin Kaleta). Dorasta nowe pokolenie, Baśka (Joanna Gruszka) nie bez przeszkód wychodzi za mąż za Ludwika (w karwińskim przedstawieniu Kamila Mularza dobrze zastąpił Adam Milewski). Pierwsza wojna światowa zmienia granice w Europie, znalazł się w spektaklu wątek wojny czesko-polskiej w 1919 roku i temat zamordowanych w Stonawie.
Można by wymieniać poszczególne postacie, role i chwalić ich wykonawców, a jest ich wielu, ale nie o jednostkowe kreacje aktorskie tu chodzi, raczej o portret pewnej zbiorowości w danym czasie i miejscu. Sceny zbiorowe są nieodłącznym elementem przedstawienia, aktorzy drugoplanowi mają do wykonania często dwie role.
Wykorzystana została cała przestrzeń sceniczna, gra toczy się niekiedy jednocześnie na kilku planach. Proste elementy dekoracji, dom, kopalnię i potrzebne w danym momencie rekwizyty, uzupełniają efekty świetlne oraz wideoprojekcje, za które odpowiada Roman Mrázek. Autorką scenografii i kostiumów jest Marta Roszkopfová. Nie brakuje związanych z regionem piosenek i tańców, zabawnych powiedzonek, przysłów ludowych. Muzyka jest dziełem Doroty Barovej, ruch sceniczny przygotowała Gabriela Klusáková.
Dominuje polszczyzna
Dominującym językiem przedstawienia jest nienaganna polszczyzna, ale usłyszeć możemy też język czeski, niemiecki, nawet łacinę oraz gwarę. Gwara śląska nie została tu jednak jakoś wyszczególniona, wyraźnie podkreślona, chociaż w tamtych czasach stanowiła główny język, jakim porozumiewali się mieszkańcy Karwiny.
Ostatnią sceną dialogową, odegraną właśnie częściowo po czesku, jest rozmowa czeskiego Nauczyciela z Ludwikiem, namawianie go, by posłał swych pięcioro dzieci nie do polskiej, a do nowej czeskiej szkoły. W przeciwnym wypadku grozi mu utrata pracy i mieszkania. Czyli to już lata dwudzieste XX wieku w nowym państwie, w Czechosłowacji.
Karwina na deskach teatralnych
Nie można przy okazji omawiania spektaklu o starej górniczej Karwinie nie przypomnieć innych inscenizacji o tej tematyce wystawionych w Scenie Polskiej Teatru Cieszyńskiego. Przede wszystkim adaptacji powieści Gustawa Morcinka. W 1993 roku była to Czarna Julka w reżyserii Janusza Klimszy, w 2019 roku Siedem zegarków kopidoła Joachima Rybki w reżyserii Wiesława Hołdysa.
Krzywy kościół kończy Narrator cytatem z tekstu Helmuta Kajzara, pisarza związanego ze Śląskiem Cieszyńskim, którego dramat Obora, również w reżyserii Janusza Klimszy, wystawiła Scena Polska w 2016 roku. Mowa w tym monologu o pograniczu, na którym urodził się i wychował, pograniczu państw, języków, kultur, o zawieszeniu „między”.
O przemijaniu zaś mówi piosenka Panta rhei, która klamrą spina przedstawienie. „Czas zatoczył koło” – śpiewają wykonawcy. I może dlatego warto w tym miejscu zaznaczyć, że optymistycznie brzmią prognozy rozwoju dzielnicy Karwina-Kopalnie. Władze miasta snują wielkie plany, by przywrócić, w nowoczesnym już kształcie, życie dawnej Karwinie.
A tytułowy krzywy kościół św. Piotra z Alkantary ma dziś swoją markę turystyczną, jest atrakcją dla zwiedzających. Zdaniem ekspertów nie powinien się już bardziej przechylać ani upadać, powinien przetrwać dla przyszłych pokoleń. Jest nadal świątynią, w której odprawiane są co niedzielę msze św., na przemian po czesku i po polsku, samodzielną parafią, choć administrowaną przez kapłanów z Karwiny-Frysztatu.
Wierni pozostali
Ciekawostką jest, że chociaż nie ma w pobliżu kościoła żadnych domów, nadal istnieją wierni, najczęściej potomkowie dawnych mieszkańców, którzy utożsamiają się z tym miejscem. W przeprowadzonej w październiku bieżącego roku w parafii Karwina-Frysztat ankiecie z 733 biorących w niej udział osób 44 odpowiedziały, że czują się związane z parafią w Karwinie-Kopalniach, a 95 osób z obiema parafiami.
Karin Lednická Krzywy kościół. Przekład i adaptacja Renata Putzlacher, reżyseria Radovan Lipus, scenografia i kostiumy Marta Roszkopfová, muzyka i opracowanie muzyczne Dorota Barová, ruch sceniczny Gabriela Klusáková, wideoprojekcja Roman Mrázek, korepetycje muzyczne Tomasz Pala. Prapremiera: Scena Polska Teatru Cieszyńskiego w Czeskim Cieszynie, 22 października 2022.
Komentarze