Beata Tyrna
E-mail: indi@zwrot.cz
W rekonstrukcji X-wiecznej osady słowiańskiej Białogród w Strumieniu 2 listopada zgodnie z pradawną, pogańską tradycją słowiańską odprawiono obrzęd dziadów.
Po zachodzie słońca wszyscy obecni w osadzie zebrali się w Świętym Gaju. Tam, przy posągu boga Welesa płonęło ognisko. Żerca, czyli pogański kapłan, w którego rolę wcielił się Janusz Czcibor Ligocki z drużyny rekonstrukcyjnej „Cieszyński ród z Golęszyc”, odprawił rytuał.
– Sława wam, zebrani! – krzyknął z półmroku, oświetlony słabym blaskiem ognia żerca.
– Sława! – Odkrzyknęli stojący półkolem w ciemności, już poza blaskiem ogniska rekonstruktorzy z Białogrodu i kilku zaprzyjaźnionych drużyn.
Impreza była zamknięta, tylko dla rekonstruktorów. Żadne kolorowe, współczesne kurtki obserwatorów i turystów nie mąciły więc scenerii wczesnego średniowiecza, a wszystko wyglądało, jakby teleportować się w czasie o dziesięć wieków.
Z tego samego powodu nie sposób było doświetlić sceny fleszem, by zrobić zdjęcie. Schowany pod wełnianym płaszczem aparat musiał pracować w świetle zastanym, a tego było naprawdę niewiele.
– Przybyliście dzisiaj, aby odbyć święto Dziadów. Jest to jeden z najważniejszych wieczorów i nocy naszego jestestwa – mówił żerca.
– Niech każdy z was w swojej głowie przywoła swojego przodka. I przodka swojego przodka. Tak, byśmy tu wszyscy teraz zjawili się w pełnym komplecie. Pamiętajcie, że bez przodków nie byłoby was. I pamiętajcie, że przyjdzie czas, kiedy i wy staniecie się przodkami dla swoich dzieci. Przodkowie nasi! Przybywajcie i ucztujcie z nami. To ziarno, z którego powstanie mąka, a później chleb, powierzamy wam. W języki ognia Swarożyca, boga domowego, który dzień po dniu zaszczyca nas swoją obecnością. Sława wam, dziadowie nasi! – kontynuował rzucając w ogień garść zboża.
A w chwilach, kiedy milknął pomiędzy kolejnymi kwestiami, słychać było tylko trzask palącego się ogniska. – Przodkowie nasi! Pijcie z nami ten miód – powiedział i wlał do ognia odrobinę miodu pitnego.
– Rozpoczynamy obiatę, która za chwilę przejdzie w biesiadę – zakomenderował żerca puszczając w krąg kawał chleba, z którego każdy ułamywał kawałek i podawał dalej.
– Właśnie po to żeśmy się tutaj zebrali. Dzisiaj sami nie ucztujemy. Dzisiaj ucztujemy z przodkami. Ale zanim to nastąpi ofiarowuję ten chleb naszym przodkom – kontynuował obrzęd, wkładając do ognia kawałek chleba.
Pozostała część święta to wspólna biesiada. Odbyła się nie, jak wśród dawnych Słowian na grobach przodków (wszak osada jest rekonstrukcją i prawdziwych mogił na jej terenie nie ma), a w jednej z chat.
Rekonstruktorzy odziani w stroje z epoki zasiedli przy wspólnym stole. Każdy przyniósł coś na biesiadę. W drewnianych i glinianych miskach dymiła ciepła jeszcze kasza czy kapusta. Ktoś upiekł chleb, ktoś inny placki.
Każdy biesiadnik przybył z własną miską i łyżką. Żadnego plastiku, żadnych współczesnych naczyń. Można było naprawdę poczuć się, jakby przeniosło się w czasie.
Opowieści natomiast przenosiły słuchaczy w czasy zdecydowanie mniej odległe, aniżeli rekonstruowana epoka. Biesiadnicy bowiem wspominali swych zmarłych przodków – dziadków, babcie, ciocie i wujków.
– Nie mogę odżałować, że moja babcia tu nie była. To od niej nauczyłam się pracy na gospodarstwie, przy zwierzętach, to jej wiedzę na co dzień żyjąc tu, wykorzystuję. Szkoda, że nie zobaczyła, jak tutaj żyję i dzięki jej wskazówkom dobrze sobie radzę – snuła opowieść ledwie widoczna w blasku świecy Katla, gospodyni na stałe mieszkająca w osadzie.
(indi)