TANZANIA / Piotr Nytra, cieszyński pszczelarz z certyfikatem marki „Gorolsko Swoboda produkt regionalny” postanowił na własne oczy przekonać się, jak wygląda pszczelarstwo w Tanzanii. Wyjazd do tego egzotycznego kraju pozwolił mu nie tylko zobaczyć, ale i doświadczyć codziennych wyzwań tamtejszych pszczelarzy. W rozmowie z naszą redakcją dzieli się swoimi spostrzeżeniami i unikalnymi doświadczeniami.

Zacznijmy może od tego, skąd pomysł, by wybrać się z branżową wizytą do tak odległego i odmiennego kulturowo kraju?

Dwa i pół roku temu mój serdeczny kolega pszczelarz, Tomasz Petryka z Pasieki Petryka, odwiedził Tanzanię. Był tak zafascynowany, że założył tam pasiekę. Wpadł na pomysł, że można pomagać lokalnemu społeczeństwu, zakładając tam ule, a przy okazji sprowadzać do Polski miód z roślin, których u nas nie ma, jak np. eukaliptus. Jako że lubię wyzwania, postanowiłem spróbować swoich sił w Afryce, choć nie wierzyłem, że można tam założyć pasiekę, zważywszy na suchy klimat.

Jakie były Twoje pierwsze wrażenia po przybyciu na miejsce?

Byłem zaskoczony ilością roślinności. W Tanzanii jest więcej zieleni, niż się spodziewałem. Zwiedziłem głównie Tanzanię, ale w planach była również Etiopia.

Odwiedziłeś tamtejsze plemię, które zajmuje się pszczelarstwem. Jakie wrażenia wywarło na Tobie to spotkanie?

Było niesamowite. Gościłem u plemienia Hadzabe. Oni zbierają miód dzikich pszczół, które żyją w konarach drzew. Smak ich miodu jest wyjątkowy. Spożywa się go w całości, razem z plastrem i czerwiem. To doświadczenie, które na długo pozostanie w mojej pamięci.

Twój kolega Tomasz założył tam pasiekę. Czy była ona taka, jak w Europie?

Nie, założył ją według lokalnych zwyczajów, czyli na drzewach. Ja również założyłem tam podobną pasiekę. Co ciekawe, zbudowano tam mur z pszczół, który odgradza park narodowy od wiosek, aby słonie nie niszczyły upraw i nie zagrażały ludziom.

Mur z pszczół brzmi intrygująco. Jak to działa?

Słoń boi się pszczół, a tutaj są one bardzo agresywne. Ule wciąga się na drzewa, żeby zwierzęta gospodarskie ich nie potrąciły. Płot z pszczół świetnie się sprawdza, dlatego planujemy postawić 20 km takiego płotu, aby chronić wioski przed hienami, które atakują dzieci.

Brzmi szokująco! A co najbardziej Cię zaskoczyło w tanzańskim pszczelarstwie?

To, że nie używają chemii ani oprysków, a pszczoły nie cierpią na warrozę czy inne choroby.

Jak różni się codzienność tanzańskiego pszczelarza od europejskiego?

Miód zbiera się w nocy, kiedy pszczoły są mniej agresywne. W Afryce pszczelarz staje przed wyzwaniami, które dla nas są nie do pomyślenia — brak prądu, wody, czasem nawet jedzenia. Pracuje z prostymi, tradycyjnymi narzędziami, walczy z dzikimi zwierzętami i trudnymi warunkami pogodowymi. Mimo tych trudności się nie poddaje. Żyje z dnia na dzień, nie martwiąc się o jutro. Pasja i miłość do pszczół napędzają go każdego dnia.

Czy coś ze zdobytych tam doświadczeń nadaje się do przeniesienia na polski grunt?

Niestety, warunki w Polsce są tak inne, że nie da się przenieść tamtejszych metod. W Tanzanii pszczelarstwo jest niemal bez ingerencji człowieka. U nas używamy ramek, miodarek, robimy przeglądy i hodujemy matki pszczele. Tam wszystko odbywa się w sposób naturalny, bez nowoczesnych technologii.

A w takim razie w drugą stronę? Czy lokalni pszczelarze są zainteresowani europejskimi metodami pszczelarstwa i wasze wizyty mogą się im przydać do poszerzenia wiedzy pszczelarskiej nadającej się do wykorzystania tam?

Na pewno przydałyby się im jakieś wyciskarki czy prasy do miodu, czy coś, by moc klarować wosk pszczeli, a może nawet formy do produkcji wosku, bo nie wiedzą, co z tym woskiem robić. Tak samo nie umieją pozyskać samego kitu pszczelego, pierzgi, mleczka pszczelego, pyłku kwiatowego. Ale nie wiem, czy im się to przyda, ponieważ tam ważniejsze jest, by wypić mleko czy zjeść mięso, a nie spożywać miód, który tak naprawdę jest zdrowym rarytasem.

Jakie korzyści przynosi lokalnym społecznościom założenie pasiek przez europejskich pszczelarzy?

Zakładając pasiekę w Tanzani tak naprawdę wkładamy swoją cegiełkę w projekt Petryki, dzięki czemu robią tam mur z pszczół, ratują zwierzęta i dają pracę lokalnym mieszkańcom. Kupujemy ul, na którym jest nasze imię czy nazwa pasieki, który zawiśnie na drzewach akacji. My otrzymujemy 10 słoików miodu z Tanzani na rok, a tamtejsi pszczelarze mają pracę i satysfakcję, że coś mogą robić.

Czy miałeś okazję uczestniczyć w tradycyjnych obrzędach związanych z pszczelarstwem?

Tak, właśnie jak pojechaliśmy do wioski plemienia Hadza, to pokazali nam, jak pracują przy pszczołach według tradycyjnych metod do dziś. Miejscowy pszczelarz zabrał ze sobą maczugę, łuk ze strzałami w razie, jakby po drodze była antylopa czy jakiś ptak do zjedzenia, kobiety w tym czasie poszły gdzieś po wodę i po owoce baobabu, a my w górę. Wpierw ostrzył siekierkę, jeśli tak to można nazwać, bo to było jak maczuga z metalową ostrą końcówką, na górze ręcznie rozpalił ogień, pocierając patyk o patyk. My byliśmy w kombinezonach, a oni bez niczego.

Sama droga, którą szliśmy przez busz… Zastanawiałem się, skąd on wie, gdzie ma iść i co by się stało, jakbyśmy mieli uciekać przed lwem czy bawołem lub słoniem. Podeszliśmy do jakiegoś drzewa i okazało się, że była tam, w środku, w pniu rodzina pszczela. Rozpalił pod tym drzewem ogień i w tym momencie pszczoły się uspokajały. Wyjął kamień, za którym w środku pnia są pszczoły i kawałek plastra po plastrze wyjmował i od razu zjadał wraz z larwami, pyłkiem i nie raz z pszczołami… Dla nas to coś dziwnego, a da nich dostarczenie organizmowi białka i witamin.

Później częstował swoich synów, a na końcu dał nam do zjedzenia. Pozbierał plastry na tyle, na ile włożył rękę do środka. Później poszliśmy dalej, na drzewo Baobabu. Tam również rozpalił ogień i robił kliny z patyków, później wbijał maczugą w baobaba i wspinał się po nich się na górę, gdzie były piękne plastry z miodem. Zabrał ze sobą wiązkę gałęzi, które się tliły. Tam poobcinał te plastry. A później poszliśmy na punkt widokowy, gdzie odpoczywaliśmy. Później poszliśmy do wioski, gdzie kobiety już czekały z garnkiem, a w środku owoce baobabu, tam włożyli plastry z miodem i dolewali wodę i całość ugniatali ręcznie, po czym każdy to kosztował. Było to bardzo, ale to bardzo słodkie.

Jakie różnice w smaku miodu zauważyłeś między miodem afrykańskim a polskim?

Ciężko powiedzieć, bo każdy ma inne kubki smakowe, inaczej czuje, widzi i smakuje. Dla mnie jest więcej wyczuwalny pyłek kwiatowy i różne nuty kwiatów.

Czy pszczelarstwo w Tanzanii ma wpływ na ochronę środowiska i bioróżnorodności?

Tak, pszczoły tam również zapylają kwiaty, zioła, uprawy. Są potrzebne na całym świecie. A dzięki temu, że ludzie nie ingerują w nic, a jedynie stawiają ul i czekają, aż przyleci rójka, to wszystko jest w symbiozie, i nie ma miejsc tak jak w Polsce, gdzie występuje tak zwane przepszczelenie.

Czy zakładając pasieki w Afryce, proponujecie lokalnym pszczelarzom jakieś wsparcie techniczne i edukacyjne?

Ciężko ich uczyć czy przekonywać do czegoś nowego, bo… to, co robią, działa, więc nie widzą sensu, by działało inaczej. Wchodzą na drzewa w nocy w gumiakach, z liną, która była ręcznie spleciona. Oni nie chcą zmian. Chcą żyć tak, jak żyją, więc nie ma sensu ich edukować. To my powinniśmy się od nich uczyć spokoju i harmonii życia ze zwierzętami.

(rozmawiała indi)

Komentarze



CZYTAJ RÓWNIEŻ



REKLAMA Těrlické Filmové léto
REKLAMA
Ministerstvo Kultury Fundacja Fortissimo

www.pzko.cz www.kc-cieszyn.pl

Projekt byl realizován za finanční podpory Úřadu vlády České republiky a Rady vlády pro národnostní menšiny.
Projekt finansowany ze środków Ministerstwa Spraw Zagranicznych w ramach konkursu pn. Polonia i Polacy za granicą 2023 ogłoszonego przez Kancelarię Prezesa Rady Ministrów.
Publikacja wyraża jedynie poglądy autora/autorów i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych oraz Fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie im. Jana Olszewskiego