Beata Tyrna
E-mail: indi@zwrot.cz
ORŁOWA LUTYNIA / W sobotę 22 czerwca odbyła się przy Domu PZKO w Orłowej Lutyni tradycyjna impreza pt. Wianki. Dawniej podczas tej imprezy dziewczyny wiły wianki i puszczały je na pobliskim stawie. Chociaż organizatorzy obecnie nie mają dostępu do stawu, organizatorzy nie zrezygnowali z organizowania tejże imprezy.
Jak zatem wygląda tradycyjna impreza pod nazwą Wianki, gdy brak dostępu do wody? Rozmawiamy z Piotrem Brzeznym, prezesem MK PZKO Orłowa-Lutynia.
Wianki to tradycyjna impreza waszego Miejscowego Koła PZKO. Aczkolwiek nie do końca zgodna z tradycją, bo wianki zazwyczaj kojarzą się z wodą, a tutaj wody w pobliżu nie ma. Jak rozwiązaliście ten problem?
Może zacznę od tego, że faktycznie są to Wianki, czyli tradycyjna impreza naszego koła. Jest to wydarzenie, które odbywa się praktycznie nieprzerwanie od roku 1947, z wyjątkiem okresu covidowego.
Która to więc edycja imprezy Wianki?
To już wyższa matematyka, bo nie przypominam sobie dokładnie, jak to było w latach covidowych. Jedne Wianki udało nam się jeszcze zorganizować po pierwszej fali covidu, a później znowu wszystko się zamknęło. Jedyna przerwa w całym tym okresie od roku 1947 to właśnie okres covidowy. Można wziąć kalkulator i mniej więcej policzyć, ile już tych Wianków było.
Impreza nie odbywa się nad wodą. Skąd więc w ogóle taki pomysł na zorganizowanie akurat tego typu wydarzenia?
Kiedyś, kiedy zaczęliśmy je organizować, to odbywały się one w lasku pana Jędrzejczyka, gdzie była tzw. Kaskada Trzech Stawów. Na jednym z tych stawów budowaliśmy podium, całą imprezę przygotowywaliśmy przez tydzień. W szczytowym okresie, kiedy Orłowa się rozbudowała, na Wiankach było nawet do 3000 osób.
Jak wyglądały Wianki wtedy?
Na stawie zawsze o północy puszczano wianki. Jeden z członków PZKO przebierał się za wodnika i chodził po stawie w kaloszach, w których chodzą rybacy. Miało to swoją wyjątkową oprawę. Niestety, po rewolucji doszło do restytucji lasku i te parcele wróciły do dawnych właścicieli. Musieliśmy przenieść się tutaj, za nasz dom PZKO, co sprawiło, że impreza straciła swój główny urok. Dyskutowaliśmy na zebraniach zarządu, czy zmienić nazwę imprezy, ale ostatecznie zdecydowaliśmy się przy niej pozostać.
Czyli odkąd impreza jest tutaj, przy domu PZKO, wianki już nie płyną. Co w związku z tym składa się na program imprezy?
Tak, wianki już nie płyną ani się nie ruszają. Stanowią jedynie dekorację na naszych wiatach, symbolizując, że odbywa się właśnie impreza pod nazwą Wianki.
Dzisiaj głównym gwoździem programu jest zespół „Trojak” z Czernicy z Polski, który zaprezentuje folklor. Oczywiście mamy także zaplecze kulinarne oferujące napoje alkoholowe i bezalkoholowe, ale też coś do jedzenia. Będą wspaniałe placki ziemniaczane, kiełbaska, bigos. I oczywiście kilka rodzajów upieczonych przez nasze panie z Klubu Kobiet „Ola” ciast. Myślę, że każdy znajdzie coś dla siebie.
Kto przychodzi na tę imprezę? Czy są to tylko członkowie koła?
Na imprezę przychodzą przede wszystkim członkowie koła, ale także goście z innych kół oraz miejscowi, którzy znają tę imprezę. W szczytowym okresie przychodziło nawet 3000 osób. Teraz jesteśmy zadowoleni, gdy przychodzi około 150 osób. Ludzie się przewijają – przychodzą i odchodzą.
Czyli impreza integruje mieszkańców okolicy, zarówno polskiej, jak i czeskiej narodowości?
Tak, dokładnie. Impreza jest okazją do integracji mieszkańców okolicy niezależnie od narodowości.
(indi)