Sylwia Grudzień
E-mail: sylwia@zwrot.cz
CIESZYN / Właśnie zakończył się pilotażowy rok Szkoły Rzemiosł w Zamku Cieszyn. Przez dziesięć miesięcy kilkudziesięciu uczniów i wolnych słuchaczy doskonaliło swoje umiejętności pod okiem mistrzów z takich dziedzin, jak plecionkarstwo, koronczarstwo, snycerstwo, rusznikarstwo, obróbka wełny i introligatorstwo. Rozmawiamy z Romanem Wirthem – wolnym słuchaczem cieszyńskiej Szkoły Rzemiosł, który na co dzień pracuje w Polskiej Księgarni w Czeskim Cieszynie.
Roman, nie da przejść obojętnie koło tej rzeźby. Rozumiem, że zrobiłeś ją w czasie Szkoły Rzemiosł?
Tak. Zrobiłem ją w Szkole Rzemiosł. W pewnym momencie nasz prowadzący Grzegorz Michałek powiedział nam, że na chwilę kończymy ze snycerką, i będziemy robić rzeźbę. Muszę przyznać, że wtedy mi się ten pomysł nie spodobał. Wydawało mi się, że nie mam do tego fantazji. Zresztą przyszedłem na te warsztaty, bo chciałem się nauczyć robić formy na masło, a tu mi każą rzeźbić. Wziąłem więc do rąk brudny kawał drewna, zacząłem go ociosywać, i w końcu myślę sobie, a dobra, zrobię dwie twarze, tak, żeby jedna była do góry nogami. Początkowo planowałem, że jedna twarz będzie męska, a druga kobieca. Jednak machnąłem na to ręką i stwierdziłem, że będzie dwóch chłopów. I tak powstała praca „Gender 69”.
Wiem, że masz już kupca na rzeźbę „Gender 69”.
Tak. Nie chciałem jej początkowo sprzedawać. Ale kolega jest zainteresowany, więc w sumie czemu nie…
Zanim na zjazdach przeszliście do rzeźbienia, uczyliście się snycerstwa?
Tak. Na początku robiliśmy rozety, ponieważ są one podstawą snycerki – są kluczem do zrozumienia tego rzemiosła. Dzięki nim zapoznajesz się z drewnem. Zaczynaliśmy od pracy w drewnie lipowym. To nie było proste dla mnie. Pierwszy raz trzymałem dłuto na tych warsztatach. Nigdy wcześniej się tym nie zajmowałem. Mieliśmy dwóch prowadzących – na początku był to wspomniany już Grzegorz Michałek, a potem Sonia Nowok. Zjazdy odbywały się dwa razy w miesiącu od marca do grudnia.
Praca w drewnie nie wygląda na łatwą…
Na początku obawiałem się, czy podołam. Najważniejsze to zrozumieć, jak pracować z drewnem. Ważne jest, żeby układać dłuto ze słojami. Każde drewno zachowuje się inaczej. Lipa jest bardzo miękka i nie ma z nią problemów – rzeźbi się w niej na początku. Pod koniec szkoły pracowałem już w jesionie. Na zakończenie Szkoły Rzemiosł nasza grupa snycerzy zrobiła pracę zbiorową, bo chcieliśmy zostawić na Zamku coś po sobie. Każdy z nas wyrzeźbił jedną płytkę, które ułożyliśmy potem w jedną kompozycję. Pracę można zobaczyć na wystawie na Zamku. Widać w niej, jak każdy z uczestników rzeźbił inaczej.
Skąd w ogóle pomysł, żeby zapisać się do Szkoły Rzemiosł?
O tym, że w Cieszynie rusza Szkoła Rzemiosł dowiedziałem się od was – z portalu Zwrot.cz. Zgłosiłem się tam, choć przeczuwałem, że może być problem z zapisem, bo nie jestem obywatelem Polski. I rzeczywiście tak było, ale dzięki Grzegorzowi Michałkowi mogłem zostać wolnym słuchaczem i wziąć udział w warsztatach snycerskich. Nigdy wcześniej nie myślałem o snycerce. Bardzo mi się spodobała ta idea. W okresie międzywojennym na naszym terenie, ale też w Polsce i w Czechosłowacji, istniały tego typu szkoły rzemiosła dla ludu, w których uczono, w jaki sposób motywy ludowe przekształcać w nowe formy użytkowe. Uważam, że to genialne, żeby do tego nawiązać. A druga rzecz, że w końcu mogłem poznać to, co studiowałem. Czym innym jest studiowanie etnologii, oglądanie archiwalnych zdjęć, eksponatów w muzeum, a czym inny wykonywanie rzemiosła własnoręcznie.
Jaka była atmosfera w czasie zjazdów?
Atmosfera była świetna, bo były to spotkania ludzi z różnymi pasjami. Na przykład jedna z koleżanek jest stolarzem. Byli też artyści, snycerze i ludzie, którzy – tak jak ja – nie trzymali wcześniej dłuta w ręku. Mieliśmy przyjacielską atmosferę, cieszyliśmy się na te spotkania. Doradzaliśmy sobie, jak coś zrobić, komentowaliśmy swoje prace, podsuwaliśmy sobie pomysły. Zawarliśmy przyjaźnie. Wierzę w to, że ta nasza przygoda z dłutem się nie kończy. Wiem, że niektórzy z nas będą ze sobą współpracować.
Oprócz pracy snycerskiej, mieliśmy jeszcze szkolenia na przykład z psychologii biznesu. Bo w całej szkole chodzi o to, żeby nauczyć się nowego rzemiosła, ale też nauczyć się, jak go sprzedać. Uważam, że to jest najlepszy projekt Zamku Cieszyn od lat – Zamek wyszedł do ludzi. Należą się wielkie podziękowania pani Ewie Gołębiowskiej, która była inicjatorką tego pomysłu i koordynatorom, którzy go pociągnęli.
Powiedz mi, czy szkoła zachęciła cię do dalszej pracy?
Oczywiście! Przez jakiś czas będę siedział w snycerce.
A czy zmieniła twoje patrzenie na tradycyjne rzemiosło?
Raczej nie. Jedynie, że sam zacząłem tworzyć. Ale zmieniło to moje patrzenie na drewno. Wcześniej drewno było dla mnie materiałem opałowym. A teraz mam problem z tym, żeby je spalić. W każdym kawałku widzę, co mógłbym z niego zrobić. Za niedługo będę ścinał czereśnię, z której będą deski. Resztę drewna zostawię do wysuszenia, żeby coś z niego zrobić. To jest drzewo, które zasadził mój dziadek. Wcześniej myślałem, że je spalę, ale teraz nie mogę.
Rozmawiała Sylwia Grudzień.